Jak tak sobie poczytuję najnowsze* młodzieżówki, to ciśnie mi się na usta to odwieczne: “Za moich czasów …”, którymi starsze pokolenia raczą, przy różnych okazjach, młodsze. Nie inaczej jest po lekturze “Alchemika”, pierwszej części ktowieiletomówmającegoliczyć cyklu autorstwa Michaella Scotta, irlandzkiego pisarza i, jak zachwala króciutka notka, autorytetu w dziedzinie mitologii i folkloru. Bo, jak by na to nie patrzeć, w czasach mojej młodości, żeby przyspieszyć bicie chłopięcego serducha wystarczyły przygody grupy harcerzy i facet z dziwnym samochodem, a teraz potrzeba starożytnych bóstw, magów, wilkołaków, harpii, tajemnych mocy, scen walk wręcz i z użyciem broni białej, nieustannego zagrożenia i licznych konfrontacji. Cóż, panie dziejku, takie widać czasy.
Trzon opowieści jest prosty jak budowa cepa, nie zapominajmy jednak, że targetem jest, na moje oko, czytający gimnazjalista**. Otóż pewnego pięknego, a może i nie, dzionka, Sophie i Josh, bliźnięta, dowiadują się, że świat nie jest taki jak im się wydawało. W wyniku następujących po sobie, z prędkością lecącego na dopalaczach Hermesa (żeby pozostać w klimatach), wydarzeń, okaże się bowiem, że wszelkie mity i legendy to nie żadna ściema, tylko prawda najprawdziwsza. Dalej zaś mamy przedwieczną rasę tworzącą dwa zwalczające się obozy oraz jedną magiczną księgę, która może dać władzę nad światem i o którą całe zamieszanie. A bliźniaki? Oczywiście okażą się wyjątkowe.
Wkurzał mnie sinusoidalny schemat fabuły, czyli uciekamy - nawalamy się - uciekamy - nawalamy się***. Wkurzała straszna łatwość z jaką źli odnajdywali dobrych, co, biorąc pod uwagę wcześniejsze kilkudziesięcio- czy nawet kilkusetletnie incognito tych ostatnich, dziwnym jest. Dobijało upchanie na dwustu stronach tylu symboli, że głowa puchnie. Jak miecz to Excalibur, jak drzewo to Yggdrasil i w tę mańkę. Tyle ze strony starego próchna.
Młodziakom może się spodobać, a jak który dociekliwy to poszpera w necie i dowie się przy okazji kto zacz Bastet, Morrigan czy też John Dee. Czyli walor poznawczy będzie, a że przy okazji wchłonie się rozrywkową książkę..., no to już trudno. Ja kolejną część wezmę na ząb, czy też raczej - oko.
* Wydane u nas w ciągu, dajmy na to, ostatnich pięciu lat** Wbrew pozorom można takie osobniki spotkać, ale należy pamiętać, że to istoty występujące dość rzadko i należy je troskliwie pielęgnować.*** Ach, jak to się pięknie będzie filmować!
Mi się podobało a gimnazjalistką nie jestem :) Przede mną teraz część trzecia i nadal z ciekawością podchodzę do tego cyklu. Ale ja lubię jak jest dużo symboli, magii i takich tam pierdół ;]
OdpowiedzUsuńTrochę chyba ryzykowny tytuł, bo kojarzy się jednoznacznie z Coelho. A z opisu wygląda, że może być ciekawa dla gimnazjalistów. Moja pani prof. od literatury dziecięcej i młodzieżowej wysnuła kiedyś taki wniosek, że Harry Potter zawdzięcza swoją poczytność dzięki temu, że ma strykturę jak gra komputerowa i może tak się właśnie teraz pisze dla młodzieży?
OdpowiedzUsuńViconia Ja też wolę jak się w książce, a szczególnie takiej, dzieje, niż nie dzieje, ale jednak schemat jest. Powiedz mi, czy pozostałe części są skonstruowane w ten sam sposób?
OdpowiedzUsuńCzytanka Potter jako shooter FPP. Nie wiem czy nawet ja bym się nie skusił :D W każdym razie ja podobieństw do gry nie zauważyłem, ale ja prosty człek jestem.
Tych "Alchemików" to się ostatni wyroiło... Kiedyś mi się kojarzył tylko z Coelho, a teraz Ty mi tutaj piszesz o drugim, a ja sama szukam trzeciego (druga część cyklu Sansoma o Matthew Shardlake'u). I nie pogub się tu człowieku. ;)
OdpowiedzUsuńJak moje rodzinne dziecko dorośnie do gimnazjum, to będę sobie o tej ksiażce przypominać i może mu wyczytam.
Nie wiem czemu wszyscy mają tutaj problem z tytułem tej książki. Jak się komuś kojarzy to słowo tylko z Coelho to mi przykro bardzo. Mi pierwsze co przychodzi na myśl w odniesieniu do alchemika to Flamel.
OdpowiedzUsuńNo schemat jest, ale jakoś mi to nie przeszkadzało :)
Trzeciej nie czytałam jeszcze a dwie pierwsze czytałam dawno, ale tak, w podobny sposób są skonstruowane. Chociaż w drugiej się chyba więcej dzieje :)
A ja sobie daruję :)
OdpowiedzUsuń