środa, 15 marca 2017

Logan: Wolverine, reż. James Mangold

Czasem z rzeczy niezbyt miłych wynikają przyjemne zaskoczenia. Ot, robiąc za żoninego kierowcę i tragarza, który, w czasie gdy Małżonka oddaje się złudnym urokom konsumpcjonizmu, błąka się bez celu po pasażach centrum handlowego, wpadłem na iście szatański pomysł uprzyjemnienia sobie tych chwil. Mianowicie w poszukiwaniu straconego czasu ruszyłem byłem do kina. Odpuszczę Wam narzekanie na uroki legalnej kultury w sieciówkach (bite pół godziny reklam) i od razu przejdę do sedna.

Żeby właściwie ustawić optykę - jestem fanem superbohaterskiego kina akcji opartego o postacie z uniwersum Marvela. Lubię wybuchy, walki wręcz i gadżety. Nie nudzą mnie zbytnio ekwilibrystyczne popisy sprawności, które serwują nam kolejni herosi. Czekam, przebierając nóżkami, na premierę "Iron Fist". Łykam historie z tego wymyślonego świata jak pelikan, choć bywa, że czasami zanim zechcę więcej, musi upłynąć trochę czasu. Po prostu potrzebuję dłuższej chwili, żeby naprawić rozchwiany kołek, na który odwieszam przed seansami zdrowy rozsądek. A potem przychodzi Logan. I łącząc to wszystko o czym piszę powyżej z tematami, których nie spodziewałbym się w takim kinie, a które są mi z każdym mijającym dniem coraz bliższe, zapewnia mi naprawdę kawał porządnej rozrywki.

Już początek filmu to spore zaskoczenie, bo kim do cholery jest ten szpakowaty, wyraźnie mający kłopoty z biodrem, utykający pan pod pięćdziesiątkę? Co prawda po kilku minutach, rachu, ciachu i wszystko wraca do normy, ale pozostaje we mnie jakiś rodzaj niepokoju. Bo w końcu, czy choć raz podczas oglądania tej feerii akrobatycznych niemożliwości, tego festiwalu od niechcenia czynionych uleczeń, tych kolejnych wykaraskań z sytuacji, przy których bledliby bohaterowie kreskówek, zastanowiłem się jak będzie wyglądać starość X-Menów? I właśnie tutaj Logan zaskakuje, bo starzenie się i wszystkie związane z nim bolączki, to jeden z bohaterów tego filmu. I choć całość mimo wszystko nie wyzwoli się ze schematu widowiskowej rozpierduchy, w której dobry Rosomak zrobi złym chłopcom z ich dup jesień średniowiecza, to jednak te kilka scen z popadającym w demencję Profesorem X (świetny Patrick Stewart) i schorowanym, coraz częściej myślącym o samobójstwie Loganem, robi różnicę.

Żałuję, że ta akurat ścieżka nie została bardziej wyeksploatowana, a bohaterowie bardziej rozbudowani psychologicznie, ale też rozumiem, że każdemu jego bijonse i gdyby scenarzyści poszli w dramat, a szponom z adamantium dali się pokryć kurzem, to mogliby zrazić tę część publiczności, która żąda widowiska i spektakularnych efektów, a nie moralnego niepokoju. Zatem dla nich jest szalejąca po ekranie X-23 (niepokojąca Dafne Keen), a dla panów w średnim wieku wizja rwy kulszowej, problemów z prostatą i uświadomienie sobie, że każdy superbohater musi kiedyś odejść na zasłużoną emeryturę. Polecam!

21 komentarzy:

  1. Mnie się podobała scena z okularami jeszcze z metką :)
    Film uznałam za całkiem przyjemny, jednak zdecydowanie zbyt brutalny jak na mój próg wytrzymałości (odwracałam wzrok).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bez kozery dostał "Logan" R czy też nasze 16+, bo też i twórcy nie odwracali kamery :P A scena z metką zaiste przednia :)

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o starzejących się superbohaterów w filmie, to dla mnie liderem forever pozostanie "Red" (tak, wiem, że to całkiem inny rodzaj filmu). Obecnie zaś kusi mnie "Trainspotting 2", bo też jakby o tym (choć może bez superbohaterów).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Red" oglądałem tak dawno temu, że nawet nie mam pewności czy w ogóle :P A z klimatów Trainspottingu chyba wyrosłem, bo jakoś mnie do "dwójki" nie ciągnie :)

      Usuń
    2. Właśnie wyszukałem "Red" na Netfliksie i którejś bezsennej nocy postaram się sobie przypomnieć. Natomiast strasznie zawiodłem się Iron Fistem. Po trzech obejrzanych odcinkach poważnie rozważam czy jest sens brnąć dalej w te flaki z olejem i oglądać niepociumanego hero w buddyjskim anturażu :P Nawet sceny nielicznych do tej pory walk, są słabe choreograficznie, a tego nie lubię :(

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie potem pomstował. Ja jestem absolutnie bezkrytyczną fanką Bruce'a Willisa, ale wydaje mi się, że nawet patrząc obiektywnie, ten film się broni.
      Iron Fista nie próbowałam, ale widzę, że nie muszę. "Niepociumany hero w buddyjskim anturażu" (:D) to nie jest coś, co lubię najbardziej.
      A jeśli chodzi o sceny walk, to ostatnio zmusiłam dzieci do obejrzenia Wejścia Smoka (choć Młodszemu trzeba było momentami przysłaniać oczęta). Pomijając to, że kiedyś (czytaj: dawno temu) wydawało mi się to bardziej dynamiczne, to i tak czułam się choreograficznie usatysfakcjonowana:D

      Usuń
    4. Lubię Bruce'a, ale chyba bardziej z czasów jupikajej, niż jako dziarskiego staruszka odcinającego kupony od sławy zabijaki przełomu lat 80' i 90' :) A widziałaś "Niezniszczalnych"? Jest chyba ze trzy części, lista nazwisk, że łeb urywa i choć każda następna coraz bardziej drętwa, to obejrzałem wszystkie, bo niektóre grepsy bardzo mnie śmieszyły. No i jestem w końcu pokoleniem video, chowanym na Rambach i Commandach :D A, Reda sequel też chyba popełniono, ale mam z nim ten sam problem co z "jedynką", czyli nie kojarzę. To chyba poniekąd cecha tych produkcji :P
      Iron Fista definitywnie odłożyłem na wirtualną półkę. Wlecze się niemiłosiernie, a oglądanie jak Finn Jones stara się pokazać, że przykładnie uczył się kung-fu na potrzeby serialu, jest delikatnie mówiąc, męczące. Naprawdę nie było nikogo, kto sztuki walki ćwiczył od dawna?
      Bo Bruce był najpierw mistrzem sztuk walki, a potem aktorem i to widać. Nie da się na potrzeby roli nauczyć czegoś, nad czym pracuje się kilka czy kilkanaście lat. I nie oglądaj z progeniturą "Wielkiego szefa". Pacholęciem będąc widziałem i do dziś pamiętam te poćwiartowane zwłoki w wielkich blokach lodu :P

      Usuń
    5. "Niezniszczalnych" nie widziałam, ale ponieważ nie da się tego, jak sądzę, obejrzeć z dziećmi (póki co), na razie się powstrzymam. Cosik ostatnio nie mam czasu, a jeśli coś oglądam, to lubię w większym gronie (sam mąż mnie nie satysfakcjonuje). I owszem, my z tego samego pokolenia. Na iluż to koloniach w deszczowe dni puszczano nam Ramba, Commandy i Akademie Policyjne!:D
      Red 2 nie widziałam, ale ponieważ jest z Bruce'm, musi być dobre:P Bruce dawniej i dziś to chyba jednak nie tak całkiem odległe światy. Ten nowszy zdaje się ciągle mrugać okiem, mówiąc: "wiem, wiem, jestem kombatantem, ale płacą mi tyle, że nie mogłem odmówić". A ja ciągle tak samo się zachwycam. Ta Demi Moore to jakaś głupia jest:D
      "Wielkiego szefa" nie widziałam, ale przestrogę zapisałam w rozumie i dziękuję za nią uprzejmie. Staram się bowiem młodzieży nadmiernie nie demoralizować (choć to trudne, gdy się ich rozwozi po placówkach, a jeżdżąc nadużywa się słów powszechnie uważanych za obelżywe).
      "Wejście smoka" obejrzeliśmy głównie w celach szkoleniowych. Młodzi wprawdzie ćwiczą karate, nie zaś kung-fu (zdaje się, że nie ominie mnie seria filmów z Van Dammem), ale myśl przewodnia jest mniej więcej ta sama.

      Usuń
    6. Nie wiem czemu my mogliśmy oglądać "takie" kino i jakoś żyjemy, a boimy się pokazywać je naszym dzieciom w trosce o ich biedne duszyczki. Hipokryzja, czy za dużo politycznej poprawności? :P No i obozy obozami, ale u nas Arni wymazany pastą do butów i rażący wraży pomiot z M60, puszczany na oszałamiających 21 calach był hitem szkolnej choinki :D
      A Van Damme jest całkiem spoko z tym swoim szpagatem w staniu, który zapamiętałem jako jego znak rozpoznawczy. No i "Krwawy sport" był swego czasu filmem kultowym :)

      Usuń
    7. Dla moich synów szpagat choćby w leżeniu (czy jak to tam nazwać) ciągle jest nieosiągalny, ale przypuszczam, że ich sensei (legitymujący się czarnym pasem i tytułem mistrza świata) wkrótce ich tak rozciągnie, że Van Damme schowa się w najczarniejszym kącie:D
      A jeśli chodzi o troskę o młodych, to chyba jednak niewiele się zmieniło: mi rodzice zabraniali oglądać 997, które mimo to oglądałam (zza winkla), a potem budziłam się w środku nocy, zlana zimnym potem. Na pewno teraz nasze dzieci obejrzały dużo więcej okropieństw od nas (można nie oglądać z nimi wiadomości w telewizjach, epatujących krawawymi zdjęciami, można chować okładki gazet z "mocnymi" zdjęciami, ale internetu schować się nie da), ale chyba tak wiele się od nas nie różnią. Ty obejrzałeś "Wielkiego szefa" i go odchorowałeś, ja - niewinne, wydawałoby się, nagranie katastrofy wahadłowca "Challenger", połączone ze zdjęciami członków jego załogi, po czym wpędziłam się w megaschizę. Rolą rodziców jest rozsądne chronienie dzieci, rolą dzieci - podejmowanie często bolesnych prób sforsowania zasieków. To chyba ani hipokryzja, ani polityczna poprawność.

      Usuń
    8. Zupełnie nie na temat, ale uradowała mnie myśl, że jest jeszcze na świecie Kobieta, która również wielbi Bruce'a - Meżczyznę-Robiącego-Dziubek ;) Może Marty tak mają ;)
      Boję się pokazać moim chłopakom Wejście smoka, skoro po każdorazowym oglądaniu Karate Kid mam w domu niezborną łomotaninę, skoki i inne takie...

      Usuń
    9. A z drugiej strony, również przyznaję się do zamiłowania do superbohaterów, z Loganem na czele. Odkąd zdusiłam w sobie chęć poustawiania chronologii, kto kogo kiedy i dlaczego, czy te odcinek dzieje się przed czy po poprzednim itp. oglądanie stało się czysta przyjemnością i wyczekuję kolejnych okazji. Ostatnio moim faworytem jest dr Strange, ale Logana jeszcze nie widziałam.

      ...gdybyż Bruce miał jeszcze warunki na zagranie jakiegoś Iron Mana czy innego....

      Usuń
    10. @momarta Dla mnie szpagat na chwilę obecną byłby jedynie morderczy. Już rozciąganie po biegu dostarcza niezwykłych przeżyć :P Pewnie dlatego wolę VD oglądać (choć przyznaję, że mimo iż często natykam się ostatnio na filmy z nim w TV, to jakoś nie było okazji), niż naśladować :D
      Co do ochrony racja, ale tu też raczej trzeba się zdać na wyczucie (moim zdaniem), niż na głos, nie wiadomo czasem czym kierujących się, gremiów, które ustalają kategorie ograniczeń. "Pan Kleks" był dla dzieci, a zacznij o nim rozmowę, to zaraz dodryfujesz do kwestii Wilków pod muzyczkę TSA :P Nie ma reguły, bo każdego (vide Challenger), straszy co innego.
      @Rzeżucha Bruce jest dla mnie zbyt ekspresyjny i zbyt serio, i choć doceniam jego wkład w kino sztuk walki, to jednak moim idolem jest wesołkowaty Jackie. Uwielbiam choreografię walk w jego filmach :) I też boję się pokazywać kino "kopane", bo panowie należą do tych dziarskich, którzy lubią odgrywać scenki, więc ...
      Ja również nie należę do zbyt rozgarniętych obserwatorów uniwersów Marvela czy DC, ale coś tam z pomocą encyklopedii chłopaków i paru przeczytanych komiksów kleję i jakieś konotacje między bohaterami ogarniam :)

      Usuń
    11. Nie,no, konotacje również ogarniam, ale miałam kiedyś nieprzepartą potrzebę uporządkowania kolejności, co niechybnie prowadzi do zauważenia różnych nieścisłości w filmografii i frustracji, więc dałam sobie spokój i od razu zrobiło się przyjemniej.
      Buce'a nie cenię za sztuki walki, bynajmniej! ;)

      Usuń
    12. Wykrywanie niespójności fantastycznych uniwersów, to już jest wyższy stopień fanowskiego wtajemniczenia. Powiedzmy, że moje, być może nawet pseudo, fanostwo ogranicza się do noszenia T-shirtów z Avengersami czy CA :P Teraz to mnie zaciekawiłaś :) Więc za co?

      Usuń
    13. Wtarabanię się Wam w rozmowę, mam nadzieję, że wybaczycie!
      @Rzeżucha Jest nas więcej, mam słabość do Bruce'a i już! Czy to Die Hard, Red czy The Story of Us. I nie zależy to od imienia - ja nie Marta i momarta, też nie :)

      Sympatia ta jest pewnym pocieszeniem dla mojego męża, który na razie ma trochę więcej włosów niż Bruce, ale z każdym rokiem zbliża się do ideału ;-)

      Usuń
    14. Namieszałem. Dopiero teraz spostrzegłem, że pomieszałem Bruce'ów, bo Wy tu o panu Willisie, a ja od wpisu Rzeżuchy o panu Lee. Mea culpa. Może być, że nawet maxima, bo przecież dziubek naprowadzał idealnie :P Zatem :) Mnie zapadł w lamięć jako Korben z "5 elementu", ale to może dlatego, że zapadła też Mila, a Bruce przy okazji :P
      A pamiętacie " Na wariackich papierach", bo ja przyznaję szczerze, że jedynie tytuł :) Gdybyż tak miał człowiek czas na pykanie całych filmografii ...

      Usuń
    15. :D
      O rety, oczywiście, że pamiętam! Tzn. mam przed oczami twarze Bruce'a i Cybil. Na pewno nie streszczę fabuły. ;-)
      5 element oczywiście i Mila, i 6 zmysł.

      Usuń
    16. Ja nawet pamiętam, że I kto to mówi mówił głosem Bruce'a...

      Usuń
    17. A z Bruce'a Lee to najbardziej lubię Umę Thurman...

      Usuń
    18. Aż sprawdziłem i rzeczywiście. Może tak trudno to skojarzyć, bo człowiek w rodzimej TV skazany był na lepszych lub gorszych lektorów lub, czasem co gorsza, dubbing. Całe szczęście nowe technologie pozwalają cieszyć się oryginalną ścieżką + napisy :)
      Nie wypowiem się, bo oglądałem tylko jednego Kill Billa i nawet nie pamiętam czy właściwego. Jako typowy facet nie zwracam bowiem uwagi na ciuchy :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."