Lubię cykle, które dają się czytać bez konieczności zachowania kolejności. Bo przecież wiadomo... A to cykl jest wydawany w Polsce metodą "Szansy na sukces"*, a to biblioteka kupuje od końca, a to sami kupimy i z partyzanta (znaczy z blurba) lub podczas lektury, dowiadujemy się, że to tom n-ty większej całości. A tak, spoko, luz. Są co prawda jakieś echa wydarzeń z poprzednich części, ale tak delikatne, że nie przeszkadzają w lekturze.
Taka jest właśnie "Martwa natura ..." , czwarty tom cyklu powieściowego o agencie specjalnym FBI - Pendergaście. I, cóż mogę powiedzieć, to właśnie ta tajemnicza i ekscentryczna postać, która w mojej wyobraźni przybrała kształt "trumniarza" rodem z Dzikiego Zachodu, sprawiła, że zwykły z pozoru thriller, stał się o wiele bardziej interesującą lekturą. Jest to o tyle dziwne, że czytałem też pierwszy tom cyklu pt. "Relikt" i za cholerę nie mogę sobie Pendergasta przypomnieć ;)
O czym to? A o tym, jak w pewnym "umierającym", małym amerykańskim miasteczku zaczyna grasować seryjny zabójca. Zabójca, którego cechuje nietypowa inwencja "twórcza" i który wymyka się wszelkim próbom ujęcia go w znane FBI ramki tzw. profilów. Przeciwko grasującemu, wśród niekończących się łanów kukurydzy, mordercy, staje szeryf, policja stanowa, no i oczywiście Pendergast. Cała sprawa zdaje się w nierozerwalny sposób wiązać z krwawą łaźnią, jaką kiedyś urządzili w okolicy Indianie, wybijając do nogi oddział białych "eksterminatorów", jednak już wkrótce zaczynają się pojawiać nowe, nie mniej obiecujące, tropy.
Podsumowanie w formie check listy. Napięcie - jest. Juszka - jest (duuuużo). Postacie, które można polubić - są. Odrobina nadprzyrodzonych mocy - jest. Klasyczna (choć nie do końca) dedukcja - jest. Odrobina zaskoczenia - jest. Czytać - yessss!!
*Tzn. nie wiem czy wydawnictwa zatrudniają pana Manna, ale mam nieodparte wrażenie, że ktoś te sznurki z cyferkami ciągnie ;)
Taka jest właśnie "Martwa natura ..." , czwarty tom cyklu powieściowego o agencie specjalnym FBI - Pendergaście. I, cóż mogę powiedzieć, to właśnie ta tajemnicza i ekscentryczna postać, która w mojej wyobraźni przybrała kształt "trumniarza" rodem z Dzikiego Zachodu, sprawiła, że zwykły z pozoru thriller, stał się o wiele bardziej interesującą lekturą. Jest to o tyle dziwne, że czytałem też pierwszy tom cyklu pt. "Relikt" i za cholerę nie mogę sobie Pendergasta przypomnieć ;)
O czym to? A o tym, jak w pewnym "umierającym", małym amerykańskim miasteczku zaczyna grasować seryjny zabójca. Zabójca, którego cechuje nietypowa inwencja "twórcza" i który wymyka się wszelkim próbom ujęcia go w znane FBI ramki tzw. profilów. Przeciwko grasującemu, wśród niekończących się łanów kukurydzy, mordercy, staje szeryf, policja stanowa, no i oczywiście Pendergast. Cała sprawa zdaje się w nierozerwalny sposób wiązać z krwawą łaźnią, jaką kiedyś urządzili w okolicy Indianie, wybijając do nogi oddział białych "eksterminatorów", jednak już wkrótce zaczynają się pojawiać nowe, nie mniej obiecujące, tropy.
Podsumowanie w formie check listy. Napięcie - jest. Juszka - jest (duuuużo). Postacie, które można polubić - są. Odrobina nadprzyrodzonych mocy - jest. Klasyczna (choć nie do końca) dedukcja - jest. Odrobina zaskoczenia - jest. Czytać - yessss!!
*Tzn. nie wiem czy wydawnictwa zatrudniają pana Manna, ale mam nieodparte wrażenie, że ktoś te sznurki z cyferkami ciągnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."