poniedziałek, 24 listopada 2008

"Noc w Lizbonie" Erich Maria Remarque


Biorąc do ręki "Noc w Lizbonie" zdawałem sobie sprawę z tego co czynię. Król pesymizmu, autor poruszający sprawy, które z roku na rok coraz bardziej giną w pamięci młodego pokolenia, nie zawiódł. Od razu na początku zaznaczam: jeżeli jesteś w kiepskim nastroju, nie sięgaj po "Noc ...", przygnębi Cię bowiem jeszcze bardziej.
Tematem książki znów jest środowisko niemieckich emigrantów, którzy z różnych powodów uciekają przed reżimem hitlerowskim. Dwaj z nich spotykają się w Lizbonie, która, w czasie gdy rozgrywa się akcja powieści, jest ostatnim, w miarę bezpiecznym miejscem, z którego można osiągnąć "ziemię obiecaną" - USA. Panowie nawiązują niezwykły dialog. W zamian za obietnicę wysłuchania tragicznej historii swego życia, jeden z nich obiecuje drugiemu możliwość dostania się na ostatni statek płynący do Stanów - obiekt pożądania wszystkich uciekinierów.
Jak zwykle u Remarqua z każdą stroną może być tylko gorzej. Opisuje nieszczęśliwą miłość, w nieszczęśliwych czasach i w dodatku naznaczoną piętnem nieuleczalnej choroby. To wszystko na tle czarno-brunatnej fali, która zalewa Europę i powoduje, że Niemcy - przeciwnicy faszyzmu, stają się nagle obcymi. Obcymi we własnym kraju i poza jego granicami. To historia o samotności i wyobcowaniu.
Książka warta przeczytania. Jedyne co mógłbym jej ewentualnie zarzucić to tłumaczenie dialogów. Dziwny szyk zdań i jakaś delikatna archaiczność języka powodowały, że brzmiały sztucznie.

"Noc w Lizbonie", E.M. Remarque, PIW 1990, tłum. Aleksander Matuszyn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."