czwartek, 20 listopada 2008

"Martwa strefa" Stephen King


Chyba każdy z nas miał kiedyś marzenie, żeby dysponować jakąś nadnaturalną mocą. Amerykańskie dzieciaki posiłkują swą fantazję wyczynami superbohaterów ze stajni Marvela. Moje pokolenie miało pierścień Arabeli i sokolookiego Janka Kosa. Dużą popularnością cieszy się nowy serial "Heroes", którego bohaterami są normalni z pozoru ludzie, dysponujący tym "czymś" - szybką regeneracją ciała, możliwością latania i teleportowania się.
"Martwa strefa" (wydana również jako "Strefa śmierci") Stephena Kinga opiera
się na starym jak świat pomyśle (wykorzystanym zresztą również we wspomnianym serialu) z przewidywaniem przyszłości. Bo tym właśnie dobrodziejstwem, czy raczej przekleństwem został obdarzony główny bohater. W dzieciństwie, na skutek urazu głowy Johnny Smith nabywa śladowej zdolności jasnowidzenia. Nie jest to jednak jeszcze supermoc, a raczej taki "szósty zmysł", objawiający się mocnymi i zazwyczaj trafnymi przeczuciami. Sytuacja zmienia się, kiedy Johnny ulega poważnemu wypadkowi i na pięć lat zapada w śpiączkę. Po przebudzeniu nie jest już tym samym człowiekiem. Dotykając przedmiotu lub osoby widzi pewne rzeczy dotyczące ich przeszłości i przyszłości.
King wciąga jak chodzenie po bagnach. W "Martwej strefie" snuje historię o wpływie "daru" na obdarzonego nim człowieka. Pokazuje jak łatwo z uwielbianego przez tłumy gościa, stać się dziwadłem i zostać ustawionym w jednym szeregu z dwugłowym cielęciem. Jaką odpowiedzialność wrzuca na barki obdarowanego jego moc. Podsumowując - jak "inność" wpływa na nasze życie. W międzyczasie serwuje swoje słynne wątki poboczne. Pokazuje choćby jak śpiączka wpłynęła na najbliższych Johnnego i na niego samego. Wartka, wciągająca akcja, ciekawy temat, duża doza napięcia, czyli King w dobrej formie.
Nie obeszło się jednak bez łyżki dziegciu, w postaci wątku politycznego. Otóż mam wrażenie, że lewicujący artysta postanowił przestrzec
ludzkość przed zagrożeniem ze strony zwapniałych konserwatystów. I zrobił to, tylko że moim zdaniem niepotrzebnie i ze szkodą dla książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."