poniedziałek, 17 listopada 2008

"Stulecie chirurgów" Jürgen Thorwald


"Niech mi więc będzie wolno opisać przebieg wypadków w taki sposób, w jaki z biegiem lat ukształtował się we mnie jako owoc źródłowych studiów i znalazł odbicie w wielu próbach nadania mu formy literackiej oraz interpretacji".

Wymieniona w temacie książka powstała z zapisków dziadka autora, dr H. St. Hartmanna, chirurga, który miast praktykowac swój zawód, wybrał jego stronę teoretyczną i całe swe życie (z niewielkimi przerwami) poświęcił studiowaniu historii medycyny, w tym chirurgii szczególnie. W czasie swych podróży po całym świecie zawierał wiele znajomości w lekarskim światku i był świadkiem przełomowych odkryć. Spotykał się zarówno ze znanymi ówcześnie wirtuozami skalpela, jak i ludźmi, którzy dopiero w jakiś czas później zdobyli uznanie, a w czasach, gdy spotykał ich narrator, klepali biedę i byli nikomu nieznanymi "łapiduchami" mającymi swoje idee fix. Książka ma charakter troszkę zbeletryzowanych pamiętników, a jej charakter najlepiej opisuje podany na początku cytat.
Autor skupia się na dwóch krokach milowych chirurgii: narkozie oraz aseptyce. Pierwszy pozwala pokonać ból, do tej pory zawsze towarzyszący operacjom, drugi zmniejsza
drastycznie tzw. śmiertelność z ran i pozwala wkroczyć operatorom w głąb jamy brzusznej - chociażby.
Historia odkryć opisana jest z polotem. Wraz z narratorem znajdujemy się w centrum wydarzeń. Poznajemy ludzką zawiść, głupotę i krótkowzroczność, które wstrzymują badania, bądź stają na drodze do wprowadzenia nowych metod na sale operacyjne świata. Obserwujemy walkę o sławę, pieniądze, zaszczyty, toczoną przez narcystycznych naukowców za nic mających dobro ludzkości. Przeżywamy osobiste tragedie Hartmanna tracącego bliskich i mimo całej posiadanej przez niego wiedzy - bezsilnego. Wyłapujemy polonika, np. jedną z pierwszych operacji żołądka przeprowadzono na chłopcu pochodzącym z wsi Grunwalde w Prusach Wschodnich.
Podsumowując - książka warta przeczytania. Nie nużąc dostarcza wiadomości i pięknie pokazuje, że to co dla nas jest oczywiste, wcale takie nie było jeszcze 100 lat temu. Uświadamia nam, że proste dla nas rzeczy rodziły się niekiedy w bólach przez długie lata. I jeszcze jedno - krwawa, bo taka była chirurgia w XIX wieku, więc jeśli mdlejesz przy zaciętym palcu - nie czytaj.

3 komentarze:

  1. Kiedyś to dopadnę. Na razie z podobnych (czy rzeczywiście podobnych, skoro nie czytałam ani jednej ani drugiej) mam "Medicusa". Stoi i czeka, aż po niego sięgnę.
    A z "medycznych" absolutnie rewelacyjny jest "Asklepios", zakochałam się w tej książce i hołubię ją od lat. Napisał to Horia Stancu, zapomniany rumuński pisarz, zapomniany...
    No ale druga książka, jaką napisał (i wydana w Polsce), to mu nie wyszła... Zupełnie jakby chciał być drugim Waltari, ale czegoś zbrakło.

    No ładnie, same dygresje, wstydź się, Aga.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie czytam, no miodzio po prostu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wymieniona w temacie książka powstała z zapisków dziadka autora, dr H. St. Hartmanna, chirurga, który miast praktykowac swój zawód, wybrał jego stronę teoretyczną i całe swe życie (z niewielkimi przerwami) poświęcił studiowaniu historii medycyny, w tym chirurgii szczególnie." - to w miarę czytania staje się coraz bardziej nieprawdopodobne. Wydaje mi się, że ów dziadek jest zmyślony, a cała ta konwencja to tylko taki zabieg literacki. Co nie zmienia faktu, że czyta się doskonale - ale wolę jednak "Stulecie detektywów".

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."