Przygodę z pisarstwem José Saramago rozpocząłem od "Miasta ślepców", które, mimo formy jaka niezbyt mi odpowiada, zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. Pod wpływem impulsu i, nie ukrywam, świetnej okazji na Alledrogo, zaopatrzyłem biblioteczkę w kilka książek noblisty. Jednak, jak to w życiu bywa, najdalej do rąk czytelnika mają książki z jego własnej półki i dlatego kolej na "Baltazara i Blimundę" przyszła dopiero teraz.
Niezwykła to historia, która rozgrywa się w ukochanej przez pisarza Portugalii na przełomie XVII i XVIII wieku, za panowania Jana V Wielkodusznego i splata ze sobą losy kilku nietuzinkowych postaci. Powracający z wojny, kaleki (brak lewej ręki) Baltazar zatrzymuje się w Lizbonie. To tu właśnie, w dość dziwnych okolicznościach, poznaje wspaniałą, a zarazem wielce tajemniczą, kobietę, z którą spędzi szmat życia - Blimundę. To głównie oczyma tej dwójki będziemy oglądać kraj, którym rządzi rozrzutny i lekko, na swe kaprysy, wydający, pochodzące z brazylijskich kopalń srebra fundusze, król. Kraj, gdzie płoną inkwizycyjne stosy, a ludzie żyją w biedzie. Gdzie Bóg jest na ustach wszystkich, ale niewiele robi, by pomóc swoim owieczkom. No właśnie, bo oprócz tego, że jest to historia o Portugalii, jest to również traktat o Bogu. O tym kim jest, jeśli jest. "(...)Bóg przecież też nigdy się nie uśmiecha, już on tam dobrze wie dlaczego, niewykluczone, że wstyd mu z powodu świata, jaki stworzył.(...)". Kawałek tego świata dosadnie, a jednocześnie ze szczyptą gorzkiego humoru, opisuje Saramago. I z tegoż opisu rzeczywiście wychodzi na to, że Najwyższy się nie popisał.
"Baltazar i Blimunda" to książka wielowymiarowa, w której licentia poetica miesza się z rzeczywistą historią. W której autor zestawił rozpasanie portugalskiego dworu, próżność władcy, rozwydrzenie ówczesnego kleru z dojmującą nędzą zwykłych Portugalczyków, żyjących bez perspektyw i wykorzystywanych, częstokroć siłą, do realizowania wszystkich widzimisię umiłowanego Joāo V o Magnânimo. Gorzka to lektura, ale warto poświęcić na nią czas.
Czekałam niecierpliwie na tę recennzję, bo od dawna planuję zapoznać się z Saramago - która książkę polecasz na początek? "Miasto ślepców" czy tę?
OdpowiedzUsuńPowiem krótko - "Miasto ...", tylko przygotuj się na bloki tekstu, bez wyodrębnionych dialogów :)
OdpowiedzUsuńOK, dam znać na blogu, gdy zdobędę i przeczytam, pewnie po niemiecku będę czytać.
OdpowiedzUsuńLubię saramago, chociaz akurat pamiętam, że Blimunde mi się dosyć ciężko czytało.
OdpowiedzUsuńObok Miasta... Jeszcze chyba wszystkie imiona zrobiły na mnie największe wrażenie