"- Pani społeczną pracę niektórzy tłumaczą sobie również tym, że Dymna stała się egzaltowaną wariatką, starzejącą się i nieszczęśliwą aktorką - zaczęła więc pomagać osobom niepełnosprawnym. Czy nie przeraża Panią okrucieństwo takich opinii?"
To tylko jedno z całej rzeszy pytań jakie Wojciech Szczawiński zadał Annie Dymnej podczas rozmów, które zapisane, złożyły się na przeczytaną przeze mnie książkę pt. "Warto mimo wszystko". W tym tzw. wywiadzie - rzece, pani Ania (osoba, o której przeczytałem, z pewnością się za takie spoufalenie nie obrazi) opowiada nie tylko o swojej pracy charytatywnej, co sugeruje nam tytuł pozycji, ale również o swoim prywatnym (choć z niechęcią) oraz artystycznym (z pasją) życiu.
Trudno chyba byłoby trafić na Polaka, który o Annie Dymnej nie słyszał. Część rodaków z rozrzewnieniem wspomina ją jako szczuplutką Anię Pawlakównę z komedii Chęcińskiego, bądź Marię Wilczur ze "Znachora", część zna ją jako Mariannę z "Siedliska", a jeszcze inni jako Nenneke z "Wiedźmina". Znana jest nie tylko ze swoich ról filmowych, czy teatralnych, ale również jako prezes Fundacji "Mimo wszystko", prowadząca program "Spotkajmy się" w TVP2 oraz inicjatorka Krakowskiego Salonu Poezji. Że o fakcie bycia pomysłodawczynią Ogólnopolskiego Przeglądu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych "Albertiana" oraz Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty dla uzdolnionych wokalnie osób niepełnosprawnych, nie wspomnę.
Jaka droga doprowadziła panią Anię do miejsca, w którym jest teraz? Jakie osoby wpłynęły na to kim jest? Jak można poradzić sobie z ogromem pracy, którego wymaga organizacja tego wszystkiego, o czym pisałem wyżej? Odpowiedź na takie między innymi pytania przyniesie lektura tej wyważonej rozmowy, prowadzonej przez dwoje inteligentnych ludzi. Dodać tu należy, że pytający zastrzegł, że nie będzie robił wywiadu na klęczkach i tak też zrobił.
Przyznam szczerze, że w pewnym momencie uznałem, że to lipa. Że nie może żyć w dzisiejszym świecie osoba, która na nic się nie wkurza, która we wszystkim widzi same pozytywy. Ale później przyszedł fragment, w którym aktorka rzuca swojską "kurwą" do zadającego denerwujące pytania i zabierającego jej czas dziennikarza. I już wiedziałem, to nie kolejna reinkarnacja Buddy, ale babka z krwi i kości, która robi mnóstwo dobrego i tak naprawdę, a propos cytowanego na wstępie pytania, ma w dupie to, co o tym myślą inni. Tak trzymać pani Aniu, tak trzymać! Bo z tego co w wywiadzie z Panią przeczytałem, rzeczywiście warto, mimo wszystko.
Mnie osobiście ta ksiązka bardzo wzruszyła i podniosła na duchu. Podziwiam Panią Anię bardzo, bardzo i bardzo!Nie dość, że świetna aktorka to jeszcze kobieta o wielkim sercu i zaletach duszy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bazylu, kolejna wspaniała recenzja. Nie ujmując niczego innym blogowiczom, pokusiłabym się o stwierdzenie, że twoje recenzje są najlepsze.
OdpowiedzUsuńmontgomerry Jak już wspominałem, nie chciało mi się wierzyć, że to nie kreacja, a autentyzm. Ale później m. in. przeczytałem fragment o obdzielaniu krakowskich kloszardów Kopikami i zrozumiałem, że jednak to drugie.
OdpowiedzUsuńm Czy mogę ten komentarz wydrukować i oprawić :D A tak serio, dziękuję, ale "najlepsze", to pod adresem mojej pisaniny, słowo strasznie na wyrost :)
Niesamowita książka. Zmieniła moje spojrzenie na niepełnosprawność, drugiego człowieka, aktorstwo, działalność charytatywną (szczególnie zadziwił mnie fragment, w którym opowiada o ludziach uważających, że wszystko im się od fundacji należy, bo po to ona jest, żeby dawać..). A co do rzucania ,,swojską kurwą"- z jednej strony pani Anna pokazała, że jest twardą babką, z drugiej- nie dziwię się. Dziennikarz, na pewno, inteligentny, ale na niektóre Jego pytania robiłam wielkie oczy myśląc,że ja na miejscu p.Anny bym wstała i wyszła ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że w czasach kiedy na jaw wychodzą kolejne machloje instytucji, które miały pomagać potrzebującym (Kidprotect, Maciuś), taka książka jest potrzebna, bo pokazuje, że ktoś naprawdę się stara. Dzięki niej, "Mimo wszystko" ma moje zaufanie :)
Usuń