Ech, wielka jest siła skojarzeń, a jeszcze większa sprawnej kampanii reklamowej. No bo gdy z okładki, utrzymanej w podobnej do pratchettowskiej serii tonacji, książki, szczerzą się do nas gobliny ręki Kidby'ego, a w notce czytamy o "mistrzu komicznej fantasy", to przecież to musi być dobre. Pratchett (zresztą też przywołany) jest, to i Holt być musi. A tam musi!
"Przenośne drzwi" to, jak się okazuje, pierwszy z sześciu tomów składających się na cykl "J.W. Wells & Co". J.W. Wells & Co zaś, to nic innego jak korporacja, w której zatrudnienie znajduje główny bohater holtowskiej serii - Paul Carpenter. "Co w tym ciekawego?", spytacie. I słusznie, bo temat pierwszej pracy Londyńczyka w średnim wieku, nie wydaje się być tematem zbyt porywającym. I nie byłby, gdyby nie specyficzny profil firmy, której tajemnice powolutku udaje się Paulowi odkrywać. Oczywiście nie samotnie, bo przecież bohater, nawet tak pupowaty jak Paul, nie może obyć się bez kobiety. W tym przypadku swojej współpracownicy.
Nie jestem zachwycony. Okładka z miejsca zdradza na czym będzie polegał cały wic, czyli wielką i tak żmudnie odkrywaną przez Paula tajemnicę. Sam Paul jest typowym przedstawicielem 30-letnich Londyńczyków, których jedynym zmartwieniem jest zarobienie kasy na żarcie, czynsz, ciuch i piwo w pubie, a szczytem marzeń kobieta, która zna się na grach wideo, "Gwiezdnych Wojnach", potrafi porozumieć się po klingońsku i stawia browar. Słowem nie przemówił do mnie, mimo że lubię gapowatych bohaterów. No i te jego podchody i przemyślenia na temat kobiet i strategii ich podrywu. Nuda.
Absurd jest i owszem, nawiązania do ikon popkultury, motywów literackich i historycznych wydarzeń, też. Niemniej jednak, kilkanaście scen, przy których się delikatnie obśmiałem, nie rekompensuje dość usypiającej reszty.
Dam szansę kolejnemu tomowi, ale już bez kupowania na własność. Wiecie co to znaczy - szału nie ma.
Też się dałam wziąć pod włos reklamie i kupiłam, choć na własne usprawiedliwienie dodam, ze dość długo się opierałam. I zgadzam się, szału nie ma, bardzo źle też nie jest. Ot takie sobotnie szybkie czytanie wannowo-poduszkowe.
OdpowiedzUsuńAle śmiechu to zdecydowanie za mało.
Powieść kiepska. Podzielam rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńoshin Aczkolwiek są dobre momenty, żywcem przypominające Bareję. Jak ten ze wskazywaniem złóż boksytów na zdjęciach lotniczych. Takie korporacyjne: "Kopcie od tego drzewa do południa" :D
OdpowiedzUsuńcremonka Aż tak źle nie było. Przeciętna i nudnawa, bardziej mi pasują niż "kiepska" :)
Też się zastanawiałam nad zakupem, dzięki za ostrzeżenie ;)
OdpowiedzUsuńNie wkurza was takie odcinanie kuponów od popularności Pratchetta? Ta okładka...
OdpowiedzUsuńAgnes Gdybyż to tylko Kidby jako autor okładki... Ale całość szaty nawiązująca do serii Dysku, to już chłyt :)
OdpowiedzUsuń