Wszelkie, wspólne z dziećmi, popołudniowe wyjazdy samochodem mają jedną zasadniczą wadę. Szymek zasypia w ciągu pierwszych trzech minut podróży, a później, ożywiony najkrótszą nawet drzemką, borsuczy do późnych godzin wieczornych, zabierając rodzicom tzw. czas wolny. Ratunkiem jest bezustanne zagadywanie Młodszego, połączone z tradycyjnym raczkiem - nieboraczkiem, czyli podszczypywaniem powodującym głośne wybuchy wesołości i niepozwalającym na przycięcie komara.
Znany nam scenariusz, zaowocował dziś takim dialogiem, między Kitkiem [K] i Szymą [S]:
- Szymuś zobacz, Bartuś był dziś w przedszkolu, później na angielskim i nie jest zmęczony. A ty co robiłeś? Nic, a jesteś taki zmęczony, że zasypiasz.
- Lobiłem!
- Ciekawe co?!
- Kupe ... ... i jadłem!
Mam ten sam problem. Nie z kupa, tylko z zasypianiem naszego dwulatka na 5min w samochodzie, by potem nie dać żyć wieczorem rodzicom. Niestety gadka na niego nie działa w ogóle!
OdpowiedzUsuńhahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahah
OdpowiedzUsuńBo kupa i jedzenie to bardzo poważne zajęcia są :)
OdpowiedzUsuń:D:D:D:D:D:D
OdpowiedzUsuńwiesz zrobienie kupy to czasem nie lada wysiłek ;))))))
Moje dzieciaki są już starsze prawie 5 i prawie 7, ale czasem oddałabym wszystko, żeby w czasie jazdy (zwłaszcza dłuższej) chociaż na chwilę zasnęły, a nie :zamęczały nas pytaniami, marudziły, biły się (na tyle na ile jest to możliwe będąc przypiętymi do fotelików).
OdpowiedzUsuńOch... to juz wiem, czemu i jam dzis taka zmeczona... hahaha (I kupa byla i sniadanko - zestaw ciezko powalajacy...)
OdpowiedzUsuń