wtorek, 15 czerwca 2010

"Prędkość" Dean Koontz


Kurczę blaszka, jednak Koontz ciągle potrafi czarować i jest bardzo dobrym lekarstwem na przesyt Literaturą. Jak to się, proszę ja Was, czyta. Otóż ta "Prędkość", to wieszczy tytuł, bo określa sposób pochłaniania kolejnych kartek z, nomen omen, prędkością. Kosmiczną. Drugą. I furda tam, że pewien zabieg, który autor nieszczęśliwie zastosował, już na początku wskazuje nam klucz do rozwiązania zagadki, a morderca czai się w baaardzo lichym cieniu, bo i tak ciekawość, co będzie dalej, doprowadzać nas będzie do automatycznego przewracania kartek. Cholerka, no jakby coś w człowieka wlazło, tylko zamiast tabliczki Ouija, bądź długopisu kreślącego zdania w obcym języku, mamy do czynienia z błyskawiczną konsumpcją kolejnych zadrukowanych stronic. W przenośni rzecz jasna.
Nakreśliłem jak mi się czytało, wypada jeszcze choć trochę powiedzieć o czym. Billy Wiles, niedoszły pisarz, dorabiający jako barman i opiekujący się pogrążoną, na skutek zatrucia jadem kiełbasianym, narzeczoną, pewnego dnia czyta liścik, który znajduje za wycieraczką swojego auta. Kilka słów, ale jaka w nich moc. Otóż Billy ni mniej, ni więcej ma zdecydować. O czym? Nieważne. Ważnym jest natomiast fakt, że jego wybór zdecyduje o czyjejś śmierci. "I tak dupa, i tak dupa" jak mawiał jeden znajomy, bo też i co to za wybór, skoro opcją zawsze jest coś niemiłego. Napisałem "zawsze"? No tak. Bo ten pierwszy liścik od świra nie jest oczywiście ostatnim. Po kilkunastu stronach lektury spytacie pewnie, czemu Billy nie poszedł do władz? I tu też jest autorska sztuczka. Dość powiedzieć, że nasz bohater nie darzy munduru estymą i woli wziąć sprawy w swoje ręce, tym bardziej, że świr jest niezłym zawodnikiem i powoli doprowadza do ...
Dość. Ani słowa więcej. Piekielnie szybka akcja, sporo trupów i choć zaskoczenia brak, a końcówka mało satysfakcjonująca, to jednak "Prędkość" z jakąś magnetyczną siłą przyciąga i nie daje się odłożyć, aż do ostatniej strony.

1 komentarz:

  1. Ja tak "Męża" czytałam - nieważne, że spodziewałam się szczęśliwego zakończenia, nieważne, że już nie pamiętam, kto zabił - ważne, że przeczytałam książkę w kilka godzin, warcząc na wszystkich, którzy mieli odwagę mi przeszkodzić.

    Chyba taki jest urok tego autora :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."