Dla stałych gości “Śmieciuszka” nie jest to nowiną, ale może ktoś nowy zajrzy, to napiszę. Jeśli chodzi o kino akcji i “kopane”, chowam do kieszeni moje trzy i pół krzyżyka, i znów jestem tym małolatem, który na chama wcisnął się do kinowej sali (wiwat małomiasteczkowe kinka!), na “Klasztor Shaolin” i pierwszego “Rambo”, by z otwartą gębą patrzeć na wyrywanie flaków i długie serie z M60. Nic zatem dziwnego, że obejrzawszy naładowany efektami i scenami walk trailer “Zielonego Szerszenia” (oryg. “The Green Hornet”) i zobaczywszy tajemne znaki “3D”, rzuciłem hasło: “Chłopaki do babci, my do kina!”. I pojechaliśmy.
Około 180 min., 54 PLN i 100 przejechanych kilometrów, później ...
Po wyjściu z sali byłem tak zdruzgotany, że Kitek darował sobie rwące się na usta: “A nie mówiłam?!”. Zresztą nie wiem czy tekst przebiłby się przez moje mruczando: “Ale chała... Urwał... Pół dnia na takie coś... Fak! …”, które właściwie mogłoby wystarczyć za cały komentarz. Ale niech tam, uszczegółowię.
Chciałem kina akcji, a dostałem drętwą komedyjkę o wiecznym chłopcu, rodem z college comedy, który dorwał się do kasy zmarłego tatusia i z pomocą ex-mechanika starszego pana, z którym dzieli nienawiść do papy, próbuje zostać superbohaterem. Kicha! Seth Rogen, odtwórca głównej roli, nie zachwycił mnie już w “Zack i Miri kręcą porno” Smitha, ale jego Szerszeń to porażka na równi z 3D w tym tytule, a raczej jego brakiem. Sceny walki w nowej technologii wypadają tragicznie i w pewnym momencie po prostu zdjąłem okulary. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w następnej scenie miast rozmazanego obrazu, charakterystycznego dla trójwymiaru, ujrzałem zwykły. Cóż, konwersja nie wyszła.
Szkoda dalszych słów, więc powiem krótko - omijać. Nie pomogła Cameron Diaz, ani niezła rola Christopha Waltza jako Chudnofsky'ego. Nawet kilka wybuchów śmiechu, którymi próbowałem wytłumaczyć sobie, że jest w tej produkcji coś, co usprawiedliwia moją obecność na sali, nie uratowało ogólnego wrażenia, że jestem w plecy pół dnia. A mogłem się przespać …
hihihihi :)
OdpowiedzUsuńOj, współczuję. Niefajne bardzo jest takie kinowe rozczarowanie:)
OdpowiedzUsuńHej, ale za to notka na blogu jest, no :)
OdpowiedzUsuń