Jakoś tak ostatnio naszła mnie refleksja, że coś za mało w mojej literackiej diecie rodzimych produktów. Nie czyta się polskich autorów, aż wstyd. Żeby jednak, na początek, nie przesadzać z kategorią wagową, bo to wiadomo, że w przypadku prozy polskiej często można trafić na moralny niepokój i inne takie, dałem szansę zalegającemu na półeczce “Requiem dla tancerki”, reklamowanemu jako thriller.
Pierwsze parę stron było niezłe. Zaczęła się kroić jakaś tajemnica z przeszłości, w międzyczasie mogłem zajrzeć do paryskiego night clubu, gdzie dane mi było popodziwać wyginające się zmysłowo girlsy i w tym momencie do głosu doszła ona. Sztampa. Ale żeby tylko. Ona połączyła siły z Płomiennym Romasem i Miłością Od Pierwszego Wejrzenia, że o Sercowych Perturbacjach nie wspomnę. I od razu wyznam z pokorą, że ten zmasowany atak, zgranych do cna motywów, pokonał mnie przed skończeniem stu stron.
Bo ile można czytać w thrillerze o policmajstrze w średnim wieku z uczuciowym wnętrzem osiemnastowiecznej pensjonarki i odpowiedzialnością sześciolatka. Nie, wróć, Bartek jest bardziej od Cesara odpowiedzialny. Bo sprawa jest taka, że chłoptasiowi, podczas wieczoru kawalerskiego, libido przesłania fakt ożenku mającego się odbyć dzień później, więc bzyka tancerkę, żeni się (nie z tancerką), leci na honymun (nie z tancerką), wraca i leci do drugiej (czyli, rzeczonej tancerki), już ma powiedzieć żonie (nie tancerce), ale okazuje się, że…
Spasowałem, bo uznałem, że przedzieranie się przez, bądź co bądź, harlequina, żeby dotrzeć do warstwy thrillerowej i poznać rozwiązanie zagadki, to dla mnie zbyt duże wyzwanie. Mógłbym nie wytrzymać kolejnego opisu składania męskiej łepetynki na kobiecym podołku połączonego z jednoczesnym oplataniem niewieściej kibici przez silne samcze ramię.
Niekompatybilnym. Ale nie wątpię, że książka znajdzie zwolenników, choć prędzej, wybaczcie szczyptę szowinizmu, zwolenniczki, które lubią romans z dreszczykiem w tle.
Pierwsze parę stron było niezłe. Zaczęła się kroić jakaś tajemnica z przeszłości, w międzyczasie mogłem zajrzeć do paryskiego night clubu, gdzie dane mi było popodziwać wyginające się zmysłowo girlsy i w tym momencie do głosu doszła ona. Sztampa. Ale żeby tylko. Ona połączyła siły z Płomiennym Romasem i Miłością Od Pierwszego Wejrzenia, że o Sercowych Perturbacjach nie wspomnę. I od razu wyznam z pokorą, że ten zmasowany atak, zgranych do cna motywów, pokonał mnie przed skończeniem stu stron.
Bo ile można czytać w thrillerze o policmajstrze w średnim wieku z uczuciowym wnętrzem osiemnastowiecznej pensjonarki i odpowiedzialnością sześciolatka. Nie, wróć, Bartek jest bardziej od Cesara odpowiedzialny. Bo sprawa jest taka, że chłoptasiowi, podczas wieczoru kawalerskiego, libido przesłania fakt ożenku mającego się odbyć dzień później, więc bzyka tancerkę, żeni się (nie z tancerką), leci na honymun (nie z tancerką), wraca i leci do drugiej (czyli, rzeczonej tancerki), już ma powiedzieć żonie (nie tancerce), ale okazuje się, że…
Spasowałem, bo uznałem, że przedzieranie się przez, bądź co bądź, harlequina, żeby dotrzeć do warstwy thrillerowej i poznać rozwiązanie zagadki, to dla mnie zbyt duże wyzwanie. Mógłbym nie wytrzymać kolejnego opisu składania męskiej łepetynki na kobiecym podołku połączonego z jednoczesnym oplataniem niewieściej kibici przez silne samcze ramię.
Niekompatybilnym. Ale nie wątpię, że książka znajdzie zwolenników, choć prędzej, wybaczcie szczyptę szowinizmu, zwolenniczki, które lubią romans z dreszczykiem w tle.
No ale kiedy to wszystko prawda z tym lataniem za hymenem kobiecym jak kot z pęcherzem. ;D
OdpowiedzUsuńZaciekawiłeś mnie tymi swoimi spostrzeżeniami. Zamierzam i ja przeczytać tę książkę, gdyż już ją zamówiłam i ciekawa jestem czy podobne będziemy mieli wrażenia.
OdpowiedzUsuńJuż się martwiłam, że taki zawód znów na jakiś czas zepchnie polską literaturę w dół Twojej czytelniczej listy, ale widzę, że się jeszcze nie poddałeś. Lem. Czekam na wrażenia i ewentualnie podpowiedź, od czego najlepiej zacząć znajomość z Lemem, bo skoro już sobie obiecałam, że trochę poznam polską fantastykę, to i do Lema w końcu dotrę - nie wiem tylko,za czym się rozglądać :)
OdpowiedzUsuńJak ochłoniesz po pani Agnieszce, to rzuć okiem na Dominikę Stec "Słońce w słonecznikach". :)
OdpowiedzUsuńviv - Pirxa, koniecznie Pirxa!
Agnes
OdpowiedzUsuńChodzi o Opowieści o pilocie Pirxie?
Viv - tak. Uwielbiam to, obserwować, jak Pirx na moich oczach się zmienia :)
OdpowiedzUsuńclevera Ponoć Pan Bóg dał facetom tylko tyle krwi, by mogli obsłużyć jeden sprzęt na raz. Mózg albo prącie (uwielbiam tę nazwę). No ale, kurczę, bez przesady z tym odmóżdżeniem w zauroczeniu! I gdzie tam hymen u tancerki erotycznej? Choć, może stereotyp przeze mnie przemawia i nie mam racji :)
OdpowiedzUsuńPS. Sądząc po zachowaniu pani z książki - mam.
cyrysia Czekam na wzmiankę :)
viv Ja kwardy jestem. A z Lema polecam tylko lżejszy kaliber, bo w klasycznej SF słabo się znajduję. "Kongres ..." wydaje mi się w sam raz.
Agnes Słyszałem, słyszałem. Młoda pisarka narzekała na brak promocji tak dobrej książki. Może się kiedyś spotkamy. Z książką, nie z Antoniną, acz nie miałbym nic przeciw również takiemu spotkaniu :D