wtorek, 27 grudnia 2011

"Sąsiadka kapitana Kotowicza" Klara S. Meralda (właśc. Olga Zapolska-Tomkiewicz)

Wyjdę na takiego, co to mu się ostatnio wszystko z Joanną Chmielewską kojarzy, ale trudno. Muszę bowiem szczerze wyznać, że o ile lubię jej wczesną twórczość, to za każdym razem, kiedy w jej starszych książkach pojawiał się sympatyczny, inteligentny, szarmancki, układny i, na dokładkę, piekielnie przystojny oraz w ogóle och i ech, oficer milicji obywatelskiej, to mnie się, zgodnie z lokalną tradycją, scyzoryk w kieszeni otwierał. Pech chciał, że Klara S. Meralda takiego właśnie supermana, w dodatku świeżo poślubionego żonkosia, który małżonce rad jest nieba przychylić, uczyniła głównym bohaterem swojej powieści.
No nic, pomyślałem, kryminał milicyjny bez milicjanta, to by był dość kiepski pomysł, niechże więc tam. Przecierpię. I powiem szczerze, że pomijając opisy pantoflarstwa i jakiejść takiej ogólnej, domowej spolegliwości pana kapitana, to tych cierpień nie było znów tak wiele. Bowiem “Sąsiadka …”, to poprawny, klasyczny kryminał  z jedną denatką, tytułową sąsiadką właśnie oraz dość wąskim kręgiem podejrzanych, którzy gościli u niej na Wigilii, podczas której dokonano otrucia gospodyni. Już w pierwszym etapie śledztwa wychodzi na jaw, że pani była dziana, a każdy z gości miał motyw oraz sposobność, by nafaszerować biznesmenkę trucizną.
Miałem chwile zwątpienia, ale kontynuowałem dla osoby ciotki zamieszkującej z panem kapitanem i jego ślubną. Osoba ta, typ zwany w moich okolicach Radiem Wolna Europa, wprowadzała odrobinę ożywienia w dość sztampową fabułę i wywoływała uśmieszek na twarzy. Podsumowując - poprawnie, ale bez rewelacji. Jak ktoś ciekaw ludzkiej twarzy milicji i wejrzenia w początki prywatnej inicjatywy, proszę bardzo.

11 komentarzy:

  1. Zastanawiam się, jak potoczyły się losy ówczesnych autorów kryminałów. Chyba prawie wszyscy zniknęli w mrokach dziejów. Ciekawa jestem też, dlaczego tak wielu nie podpisywało książek własnym nazwiskiem, aż roi się od pseudonimów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lirael: no jak to, literaturę dla kucharek własnym nazwiskiem podpisywać? Wstyd i hańba, a ponoć w gronie autorów milicyjniaków i literaci, i dziennikarze, i Jacek Kuroń:) Tylko Anna Kłodzińska dzielnie firmowała własnym nazwiskiem esbeckie thrillery i peany ku czci SB w Życiu Warszawy.

    Bazyl: właśnie dorwałem Starszą panią w Holandii, ale chyba mi motywacja opadła, liczyłem, że Meralda jednak Bożkowskim zatrąci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~ Zacofany w lekturze
    Na pewno tak. Co ciekawe, współcześni polscy autorzy "policyjniaków" nie mają z tym problemu, chyba raczej nie korzystają z pseudonimów. Kryminały zrobiły się trendy. :)

    P.S.
    Przepraszam za off topic, ale muszę się pochwalić słówkiem, które mam wpisać w okienko weryfikacji komentarza: wredule. :D Tak trochę a propos czarnych charakterów w milicyjniakach. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lirael ZWL już wyjaśnił, że wstydzili się chałturnictwa, choć pewnie w wielu przypadkach nie było czego. Przynajmniej patrząc na to co dla rozrywki pisze się teraz.
    ZWL Z tym, że ponoć właśnie starsza pani bardziej miodna, a Kotowicz, to jakby tak z boku i doskoku, czyli niezwiązany. Ale był pod ręką :)
    Lirael Teraz kryminał wlazł na salony, to i pisany jest z przyłbicą otwartą. Nawet moim skromnym, w nadmiarze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mówisz, że bardziej miodna, to jeszcze chwilowo nie wrzucę jej pod kanapę, żeby tam wyzionęła ducha w zapomnieniu:P

    OdpowiedzUsuń
  6. Byś wrzucił na biblionetkę, bo tam pięć książek tej autorki a opisu ani jednego!

    OdpowiedzUsuń
  7. ZWL Zwracam uwagę na słowo "ponoć". A wrażeń jestem ciekaw, bo nie wiem czy dać Klarze jeszcze jedną szansę :)
    Agnes Już jedną wojenkę tekstem o Joe Alexie i "Cichym ...", wywołałem, tak że podziękuję i poprzestanę na swoim poletku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja się poświęcę i przeczytam, ale dopiero za czas jakiś:P

    OdpowiedzUsuń
  9. Niedawno pirzgnąłem w kąt Starszą panią w Holandii, wkurzająca bohaterka, intryga kryminalna szczątkowa, za to szeroko opisywana dzielnica czerwonych latarni w Amsterdamie i wszystkie możliwe miejsca, gdzie kupuje się żywność. No i kawa lepsza w kawiarni w Warszawie niż w Holandii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli z tą miodnością, o której pisałem wyżej, lipa? :D

      Usuń
    2. Moim zdaniem tak, styl przyciężkawy na dodatek.

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."