Nie
wiem czemu, zakonotowałem gdzieś w szufladce pamięci, że drugi tom z
Fidybusem “to już nie to samo” co “Msza …”. Gównoć tam prawda! Już
pierwszy rozdział tej wysoce rozrywkowej pozycji, który pozwolę sobie
roboczo nazwać komediowym kryminałem, wprowadził mnie w doskonały
nastrój, a ciąg dalszy w tym nastroju utrzymał. Strasząc zatem gromkim
śmiechem zarówno połowicę, jak i dzieci moje maleńkie, dotarłem do
końca, otarłem łzy rękawkiem i śpieszę donieść w czym tkwi siła “Pięknej
kobiety …”.
Zacznijmy
od głównej bohaterki, Malwiny Kaleckiej, która jest kobietą z jajami.
Nie, nie w sensie, że twarda i szybko podejmuje męskie decyzje. Jest po
prostu tak egocentryczną egocentryczką, że rozmowa z nią sprowadza się
właściwie do monologu z kwestiami “Ja …, ja …, mi …” w rolach głównych.
Dodajmy do tego, że Kalecka jako rycząca czterdziestka wyimaginowała
sobie, że ciągle pozostaje zalotnym, nastoletnim kurczątkiem, o
schrupaniu którego marzy każdy facet na Ziemi. Mało? Malwina jawi się
sobie, w swoim wyobrażeniu, jako współczesny Leonardo, kobieta
renesansu, wsystkowiedząca, wszystkopotrafiąca i w ogóle naj, naj, naj.
Co dziwne, nawet to, że ogół społeczeństwa zdaje się nie podzielać tych
opinii, nie robi na paniusi wrażenia, bo każdą sytuację potrafi sobie
wytłumaczyć na swoją korzyść. Słowem - gdyby mnie z taką babą zamknąć na
jakie pół godzinki, to lepiej żeby siedziała dalej niż na wyciągnięcie
rąk. Bo myśl, żeby uciszyć Malwinkę definitywnie, zaczyna świtać w głowie
szybciej niż później i, jak się wkrótce okazuje, nie tylko w głowie czytelnika.
Ale
nie samą Malwiną “Piękna …” stoi, choć przyznaję, że jej jazdy, a
szczególnie poetycki szmergiel i pewne zawirowania z nim związane,
doprowadziły mnie po kilkukroć do łez. Reszta ekipy, czyli znajomi,
współpracownicy i osoby, które niebacznie wpadły w orbitę oddziaływania
wyżej wymienionej, to całkiem różnorodna i przez swą różnorodność dostarczająca paszczy
wielu powodów do szczerzenia, ferajna. Ot, choćby Magda i Michał Bajorkowie,
wyluzowane małżeństwo z własnymi ześwirowaniami, szeroką gamą przyjaciół
i wrogów, w tym, w tej drugiej grupie, panią Dziopkową, babolem z
parteru, który to babol jest z typu tych, co to w nocy, o północy, zza
uchylonej firanki zaobserwuje każdy, kompromitujący szczegół Waszego
życia. A nawet jak nie zaobserwuje, to sobie dopowie. A jak jej kto nie
uwierzy, to i prowokację potrafi zainscenizować. Oj, przecież każdy
takiego babola w życiu spotkał, to co będę tłumaczył.
Wszystko
mnie się. Wszystko. Postacie, intryga, humor sytuacyjny (Magda wołająca
z wanny do dzwoniącej do drzwi Malwiny coś w stylu: “Właź! Jak obcy,
uwaga bo pies!!”) i cały ten pieprznik wynikający z głupiego zachowywania osób zamieszanych w sprawę, który tak lubiłem we wczesnych
powieściach Chmielewskiej. I nawet to, że brak jest księdza
Przeogromnego, a Fidybus pojawia się późno, nie zmąciło mi szczerej
uciechy z lektury.
Pewnie
jak zwykle wyszło chaotycznie i nie idzie mnie zrozumieć, ale niech
postawię sprawę jasno - polecam! A jakby się ktoś jeszcze wahał, to TU
notka bardziej zrównoważona i wszystkomająca. Zuzanko, dziękuję za trop.
PS. Jeśli chodzi o stopień wciągnięcia, to dodam tylko, że na wyjeździe "tylko zerknąłem" na pierwszą stronę :)
To chyba ja Ci podsunąłem tę niegodną myśl, że Kobieta gorsza od Mszy:)) Biję się w wątłe piersi i wstawiam oba tomy, a i trzeci, do kolejki powtórkowej:P
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę ( i widzę) o Bożkowskim vel. Ciecierskiej i o Fidybusie czy jak mu tam...
OdpowiedzUsuńZ recenzji wnioskuję, że książeczka zabawna. Jak spotkam - nie wykluczam. Tymczasem Mankella do poduszki czytam;-)
Zawsze zerkam co masz w trakcie czytania - "Bagaż..." fajny, taki retro, ale z duszą ;-)Wykopałam go z czeluści regału u rodziców wcale nie tak dawno (ze 2 lata temu) i dziwiłam się, czemu ja tego jeszcze nie znam...A wydanie ISKRY z takim "ludzikiem" seria.
ZWL Ależ ja nie szukam winnych. Zresztą, gdyby to było w drugą stronę, to bym bluzgiem może i rzucił, ale tak ... Bardzo przyjemne rozczarowanie, bardzo :)
OdpowiedzUsuńAgnesto Ja do niedawna też. Ale chodzi człowiek po takich dziwnych blogach, co to zero wompirzów i inszych nowości, to się i natknie na takie ramoty, i ze zwykłej, chłopskiej ciekawości przeczyta. A potem, jak widać, się cieszy, bo podpasowało.
PS. A "Bagaż ..." leżał na półeczce, wyciągnięty chyba przez któregoś z Młodych, to go wziąłem do kibelka i tak ze mną został.
Znaczy nie spłonę na stosie z makulatury, dobrze:)
OdpowiedzUsuńNo i tak smakowicie zabrzmiało, że jakbym miała, to bym od razu wzięła na tapetę.
OdpowiedzUsuńZWL Kontynuacja Ci się marzy? "Elokwentny facet w obłokach dymu"? Ja daruję, ale żeby mi to było przedostatni raz :P
OdpowiedzUsuńAgnes Mogłem tak nie słodzić, bo co będzie jak się rozczarujesz :(
Bazylu: trzeci tom "Zbrodnia na eksport", bodajże:)
OdpowiedzUsuńZWL Właśnie zalega w reklamóweczce wraz z pieczywkiem i "Wielkim bazarem ..." Theroux :)
OdpowiedzUsuńO proszę, znaczy recenzyjka będzie:P
OdpowiedzUsuńZajrzałam i od razu horyzonty poszerzyłam. Pierwszy raz o Bożkowskim słyszę, a tyle lat już chodzę po tym globie... Nie omieszkam zanotować ku pamięci :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się alterego autorki, a Twoja pochlebna recenzja tylko utwierdza w przekonaniu, że niezwłocznie nalezy po tytuł sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńMyślę że nie bez powodu Joanna Chmielewska tej siązki szukała a i innych do tego zajęcia zaprzęgała.Nie czytałam ale jeśli trafię to bez zastanowienia zamierzam się zagłębić w lekturze.
OdpowiedzUsuń