W tym miejscu mógłbym popsioczyć na miałkość literatury pop i rzucić kilka haseł o tym, że lektura powinna być lotów wysokich i stanowić środek rozwoju osobowego, a nawet, nie bójmy się tego słowa, osobistego. Mógłbym, ale po co, skoro uwielbiam czczą literacką rozrywkę i dobre, podkreślam ponownie, dobre czytadło, zawsze wpierniczy mi się w szereg dzieł ambitnych, czytanie których ma uświadomić mojemu bliższemu i dalszemu otoczeniu, jakimż to ynteligentem żem jest. Nie inaczej było z “Morderstwem niedoskonałym”, które łokciem wypchło z kolejki pana Bobkowskiego i zapewniło mi naprawdę niezły fan.
Traktująca o grupie z deczka zwariowanych i niezbyt ze sobą, wydawałoby się, kompatybilnych znajomych z pracy, historia, troszeczkę przypominała mi “Lesia”. Ale ja z tych co “Lesia” akurat bardzo, więc zaliczam na plus, a wtręt ów dedykuję tym, co nie trawią, bo po co mają czytać dalej. Mamy zatem małe wydawnictwo, które działa na wariackich papierach, a raczej podle dziwnych poruczeń prezia we własnej osobie. Mamy wspomnianych pracowników, którzy próbują coś zdziałać w tej wydawniczej stajni Augiasza, zawalonej po sufit spływającymi bez umiaru, wiekopomnymi dziełami tych, których tknęła Muza. A ta, jak się okazuje, skora do macanek. Tym bardziej, że:
“Recesja ekonomiczna sprzyjała eksplozji talentów. Była to dziwna prawidłowość wyśledzona przez Adelę, uczestniczkę wielu internetowych list dyskusyjnych poświęconych literaturze. Niemal codziennie znajdowała tam posty o mniej więcej takiej treści: „Moja dziewczyna (lub mój znajomy) napisała świetne opowiadanie (tom wierszy, tworzony w bólach i ukryciu przez 20 lat) i chce go wydać. Gdzie się zwrócić?". Zazwyczaj była tam jeszcze uwaga, że dzieło podobało się wszystkim przyjaciołom i rodzinie, co, jak uważa autor, jest dostateczną legitymacją, by obdarzyć świat tym płodem życia wewnętrznego.”
I właśnie jeden z takich płodów sprawia, że nasi bohaterowie wplątują się w ciąg komicznych, a nawet kosmicznych, nieporozumień. Otóż przywołany na wstępie prezio ma życzenie wydać książkę, którą załoga uznawszy za chałę stulecia, zarchiwizowała (czyt. puściła w pieriod przez niszczarkę). Jako że udało się uratować część przyszłego bestselleru stulecia, resztę trzeba dopisać. Domyślacie się pewnie kto się tym zajmie?
Plus pierwszy - świetne i zróżnicowane charakterologicznie postacie. Plus drugi - dużo humoru sytuacyjnego i słownego w naprawdę dobrym wydaniu oraz polewka z własnego środowiska (pani Agnieszko tylko oczekiwać na fatwę). Plus trzeci - ten specyficzny rodzaj chaosiku, który tak lubię we wczesnej Chmielewskiej.
Wniosek jaki z powyższych wypocin można wyciągnąć jest taki, że “Morderstwo …”, to świetny antystreser. I choć nie zarykiwałem się przy nim ze śmiechu non stop, to jednak parę głośnych jego wybuchów spłoszyło osoby przebywające akurat w pobliżu. No i te fragmenty na temat pracy w wydawnictwie i kondycji współczesnej literatury pop. Mniód.
Traktująca o grupie z deczka zwariowanych i niezbyt ze sobą, wydawałoby się, kompatybilnych znajomych z pracy, historia, troszeczkę przypominała mi “Lesia”. Ale ja z tych co “Lesia” akurat bardzo, więc zaliczam na plus, a wtręt ów dedykuję tym, co nie trawią, bo po co mają czytać dalej. Mamy zatem małe wydawnictwo, które działa na wariackich papierach, a raczej podle dziwnych poruczeń prezia we własnej osobie. Mamy wspomnianych pracowników, którzy próbują coś zdziałać w tej wydawniczej stajni Augiasza, zawalonej po sufit spływającymi bez umiaru, wiekopomnymi dziełami tych, których tknęła Muza. A ta, jak się okazuje, skora do macanek. Tym bardziej, że:
“Recesja ekonomiczna sprzyjała eksplozji talentów. Była to dziwna prawidłowość wyśledzona przez Adelę, uczestniczkę wielu internetowych list dyskusyjnych poświęconych literaturze. Niemal codziennie znajdowała tam posty o mniej więcej takiej treści: „Moja dziewczyna (lub mój znajomy) napisała świetne opowiadanie (tom wierszy, tworzony w bólach i ukryciu przez 20 lat) i chce go wydać. Gdzie się zwrócić?". Zazwyczaj była tam jeszcze uwaga, że dzieło podobało się wszystkim przyjaciołom i rodzinie, co, jak uważa autor, jest dostateczną legitymacją, by obdarzyć świat tym płodem życia wewnętrznego.”
I właśnie jeden z takich płodów sprawia, że nasi bohaterowie wplątują się w ciąg komicznych, a nawet kosmicznych, nieporozumień. Otóż przywołany na wstępie prezio ma życzenie wydać książkę, którą załoga uznawszy za chałę stulecia, zarchiwizowała (czyt. puściła w pieriod przez niszczarkę). Jako że udało się uratować część przyszłego bestselleru stulecia, resztę trzeba dopisać. Domyślacie się pewnie kto się tym zajmie?
Plus pierwszy - świetne i zróżnicowane charakterologicznie postacie. Plus drugi - dużo humoru sytuacyjnego i słownego w naprawdę dobrym wydaniu oraz polewka z własnego środowiska (pani Agnieszko tylko oczekiwać na fatwę). Plus trzeci - ten specyficzny rodzaj chaosiku, który tak lubię we wczesnej Chmielewskiej.
Wniosek jaki z powyższych wypocin można wyciągnąć jest taki, że “Morderstwo …”, to świetny antystreser. I choć nie zarykiwałem się przy nim ze śmiechu non stop, to jednak parę głośnych jego wybuchów spłoszyło osoby przebywające akurat w pobliżu. No i te fragmenty na temat pracy w wydawnictwie i kondycji współczesnej literatury pop. Mniód.
O, takich książek nam trzeba na nadchodzącą kanikułę:) A Muzy ostatnio faktycznie lgną do narodu, tu na kolanach siędą, tam pogłaszczą po niskim czółku, teksty płyną i płyną:P
OdpowiedzUsuńCo prawda wiedzy językowej mi nie staje, by o redaktorskiej pracy myśleć, ale i tak się cieszę, że kfiatki podziwiam jedynie prywatnie i w ramach rozrywki :)
UsuńJa właśnie ostatnio obrabiam łączkę z takimi kfiatkami, właśnie na skutek niepojętego kaprysu pewnego pana prezesa:))
UsuńI tu mamy dwie drogi. Albo będziesz miał, z racji obycia w temacie, większy ubaw, albo też wytropisz wszelkie kiksy i powiesz: błeeee :)
UsuńNie przeczytam, to się nie przekonam:P I tak z racji uprawianego zawodu niemal nic nie mogę czytać z niezmąconą przyjemnością, a to przecinka brakuje, a to gramatyka zgrzytnie:P
UsuńZatem czekam na wrażenia :)
Usuńtak, tak, koiecznie:).
OdpowiedzUsuńJak okaże się, że warto, to może nawet zorganizujemy autorce jakieś kółko adoracji na fejsiku?PPPP
Mówcie za siebie. Ja ciągle pozostaję w swoim antyfejsowym stuporze i kontam się nie dorobił :P
UsuńPomyśl, że tracisz codzienny zalew durnowatych ankiet, słitaśnych obrazków i amatorskich filmików z jutuba i nie otrząsaj się z tego stuporu:) Co najwyżej fanpejdża sobie załóż dla podlansowania bloga:)
UsuńLans by mnie nawet rajcował, ale jak pomyślę o setce anonimów wyżywających się tu niewerbalnie w komentarzach, miast skromnej grupki dobrodziejów, którzy ratują moje wpisy przed brakiem tychże, to raczej podziękuję :D
UsuńA Napisz na priv, tejże samej Pani, znasz? Jak nie znasz, to zapoznaj. Misie dużo bardziej :)
OdpowiedzUsuńZapoznam. Albowiem wkroczyłem na ścieżkę literatury lekkiej i przyjemniej, i prędko z niej nie zlezę. W życiu mam za duży młyn, więc odreagowuję literacko :)
UsuńŚrodowisko wydawnicze nie jest mi obce i znam bolączki związane z pracą w tej branży, więc z przyjemnością sięgnę po tę książkę. Dla tematu, nie ewentualnych kfiatków:)
OdpowiedzUsuńCzyli mogę liczyć na opinię drugiego fachowca. A tak w ogóle, jeśli tylko ćwierć tego co autorka pisze w książce o pracy w oficynie jest prawdą - nie zazdraszczam. Zwłaszcza takiej szefowej DTP :)
UsuńBazylu, sama lektura Twojego tekstu spowodowała u mnie wybuchy śmiechu :)
OdpowiedzUsuńA dziękować, dziękować :)
UsuńU mnie tak samo, niestety w trakcie jedzenie, co nie skończyło się dobrze dla mojego biurka;)
OdpowiedzUsuńSugerujesz, żebym dodał gdzieś w widocznym miejscu ostrzeżenie o możliwości zachłyśnięcia i/lub oplucia sprzętu hi-tech? A poza tym ego mi puchnie. Bawię damy :)
UsuńZ przyjemnością sięgnę po lekturę. Bardzo lubię wczesną, dobrą Chmielewską, a ostatnio brakuje mi śmiechu.
OdpowiedzUsuńTylko, że to luźne skojarzenie, które przyszło mi na myśl w trakcie lektury. Reklamacji, jakby co, nie przyjmuję :)
UsuńDobrze, że skończyłam kawę zanim zaczęłam czytać ten wpis :) Ja się też obecnie nurzam w nurcie literatury lekkiej, a jak się zanurzę do kolan w nurcie literatury poważnej, to i tak potem nie chce mi się o tym na blogu pisać ;)
OdpowiedzUsuńNiechciejstwo szerzy się po blogosferze i jak na razie nie wynaleziono na nie antidotum. Na mnie zerka z półki, z osiem książek (o czytniku nie wspomnę) i łka, że o nich nic nie napisałem.
UsuńTrafiłam przez przypadek z innego bloga o książkach i muszę powiedzieć, że autor tego (a bywałam na wielu) jako jedyny potrafi zaciekawić mnie dosłownie KAŻDĄ recenzją. Przede wszystkim świetnie się zaczynają (a to już połowa sukcesu) i również w dalszej części nie rozczarowują- czytam do końca. Patrzcie, to jednak można napisać recenzję ciekawie, dowcipnie, niebanalnie, na za długo, nie za krótko i bez przesadnego zdradzania szczegółów fabuły?
OdpowiedzUsuńUroczyście daję słowo, że nie jest to wpis sponsorowany. Jednocześnie nie wiem co napisać. Bardzo mi miło ale i straszno, że kolejnym wpisami nie sprostam i wtedy co ...? :)
UsuńMam już w schowku Małżeństwo niedoskonałe, to i Morderstwo się zmieści. A ja z tych, co Lesia bardzo bardzo, więc tym lepiej.
OdpowiedzUsuńChyba trzeba zacząć szukać książek, które są niedoskonałe. Przynajmniej w tytule :)
UsuńNo właśnie, jakoś namolnie mi na myśl ta Nepomucka z "cyklem niedoskonałym" się pcha.
UsuńDołączam do grona ubawionych dam :) Skąd mam wytrzasnąć tę książkę? Jak już napisałeś, że to podobne do "Lesia" to ja to muszę mieć tym bardziej,że akcja rozgrywa się w "branżówym" środowisku :)
OdpowiedzUsuńTym podobieństwem radziłbym się tak nie kierować, bo "Lesia" czytałem dawno, a boję się z nim zmierzyć ponownie, żeby nie zepsuć sobie wrażenia, że to wzór takich zwariowanych pseudokryminałów :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaściwie macie rację.
UsuńJeśli lubisz łańcuszki... to już wiesz gdzie go szukać ;)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu szukam tej książki, może szczęście w końcu się do mnie uśmiechnie :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń