poniedziałek, 25 stycznia 2021

"Inspektor Parma i spisek żywnościowy" Christopher Siemieński

Piotr w swoim wpisie o "Wilczej norze" przywołał klasyków zwierzęcej szkoły dedukcji. W pierwszej chwili pomyślałem, że może by rzeczywiście odkurzyć panów: Lisa i Chrumpsa, ale potem przypomniałem sobie, że mam czytać dziecięciu, które nerwowo reaguje na przedwieczną narrację, za nic mając piękno frazy, w zamian łaknąc raczej akcji. Możliwie szybkiej. Spojrzałem zatem na wirtualną półkę z nowościami i wybrałem opisywaną książkę, mimo że ZwL ostrzegał, że dydaktyczny swąd unoszący się już z tytułu, może podśmiardywać również podczas całej lektury. Troszkę w tym profetyzmie było prawdy, ale koniec końców nie było aż tak źle, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka w głąb kryształowej kuli.

Mamy zatem do czynienia z detektywem, tytułową inspektor Parmą, która jak nietrudno się domyślić, będzie zamieszana w sprawę nierozerwalnie związaną z modnymi ostatnio tematami eko. Wiecie, precz z konserwantami i GMO, a truskawki posypujemy tylko gnojem i takie tam. Ale do rzeczy.

"Inspektor Parma i spisek żywnościowy", to historia złożona z tylu klisz fabularnych i stereotypów, że właściwie wciśnięcie w nią jeszcze jednej, klasycznej sceny znanej z kryminałów i sensacji (książek i filmów), mogłoby doprowadzić do tragicznych w skutkach wydarzeń. Na przykład ktoś mógłby oberwać lecącym przez środek pokoju tabletem, rzuconym przez coraz bardziej zirytowanego lektora. Zaczynając od tradycyjnego układu mentor (stary, doświadczony detektyw) - uczeń (młoda, ambitna świnka po akademii), mamy tu w zasadzie wszystko: pościgi uliczne, akcje typu "zabili go i uciekł", sceny walki wręcz, ba!, jest nawet strzał w zawór z gorącą parą i przekradanie kanałami wentylacyjnymi. A! I jak świnka, to oczywiście niechlujna. W skrócie, jak już rzekłem, klasyki klasyków i klisze klisz. Jest tylko jedno ale. Mianowicie coś co dla mnie jest oczywistością, wcale takim być nie musi dla 12latka, który chował się na zupełnie innym zestawie popkultury niż tatuś. I nie wie co to: "Gliniarz i prokurator", "Dempsey i Makepeace na tropie" czy wreszcie "Na wariackich papierach", gdzie tych wszystkich zagrywek z książki użyto dziesiątki razy. W tym właśnie, w tej młodzieńczej niewinności, upatruję sukcesu jakim było poganianie, komentowanie przerw w lekturze zwrotem" "no weź!" i szybkie ukończenie tomu. No bo przecież nie w niezbyt zawikłanej intrydze.

A dydaktyzm? Był, ale się zbył. Rzeczywiście jeśli już jest, to jak cepem w łeb, a na dodatek, żeby pozostać w kręgu etymologicznym, strasznie po łebkach. W sumie nie przeszkadza, ale i też nie bardzo edukuje. Jagodno gdzie rozgrywa się akcja, to oaza zdrowej żywności, a Buły Wielkie i Parówy Niżne (tak, tak, to ten typ humoru, nie wspomniałem?), są zagłębiami naszprycowanego konserwantami, barwnikami i ulepszaczami fast foodu opartego na GMO. Mało subtelne.

Nie sprawiła mi ta książka wielkiej uciechy, a jedynym pozytywem były w niej jak dla mnie ilustracje. Komiksowe, lubię. Z drugiej strony takie bardzo wprost, czyli nie uzupełniające tekst, a po prostu go ilustrujące. Ale niech tam! I mimo, że Młodszy dał jej mocną czwórkę, to ja, trochę po, nomen omen, świńsku, nie będę za bardzo naciskał na kontynuację czyli "Inspektor Parmę i aferę środowiskową'.

Do książki możecie też zajrzeć na:

15 komentarzy:

  1. Awansowałem na proroka. Rozkręcę działalność ezoteryczną: Pokaż mi blurba, a ja ci powiem, co w środku :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróż Piotr :) No i z blurba, to każden jeden bez mała potrafi, a Ty z samiusieńkiego tytułu :D Sama książka, jak wyżej. Dla mnie to po prostu nie jest tytuł, o którym można powiedzieć, że bawił na równi rodzica i dziecko. Z drugiej strony dobrze, że podszedł choć temu ostatniemu :)

      Usuń
    2. Nie no, z blurba wróżyłem, z blurba. Z tytułu to wyższa szkoła jazdy :)

      Usuń
    3. Znaczy, nie dosłyszałem :) Ale i z blurba czytać, sztuka niewąska, bo czasem blurb jedno, a książka drugie. Dlatego z zasady zajawek nie czytam. A my dziś zaczynamy drugie podejście do "Dziewczynki ...", może w końcu uda się dokończyć. Zresztą, zapowiedziałem, że w razie niechęci dziecka w materii czytelniczej, tym razem doczytuję samopas :D

      Usuń
    4. U nas Dziewczynka nie wypaliła, bo, cytuję, na początku nie ma żadnej magii :P Sam sobie przeczytam :P

      Usuń
    5. Widzisz, u Ciebie jest to przynajmniej poparte argumentami. A mój Młodszy odchodzi, odchodzi i odchoooooodziiiiiii, rozciągając czas między kolejnymi czytaniami do momentu, kiedy zapomniana książka ląduje z powrotem na półce. Działa to też tak, że choć odgrażam się samodzielnym czytaniem, to najczęściej o niej zapominam :(

      Usuń
    6. Argumentami, powiadasz? Ta okłądka jakaś nie taka. Nie lubię o (wstaw dowolne). Smutny początek. Nie rozumiem początku. Dlaczego nie ma kotka/dlaczego kotek zginął?

      Usuń
    7. Wolałbyś ciche: "To ja idę na górę" i odejście bez dania racji? :P A z okładkami to akurat rozumiem, bo samego mnie czasem odrzuca. O, gdyby nie DKK, to takiej Rebeki do ręki bym nie wziął. Właśnie przez okładkę ;)

      Usuń
    8. Ciche? Farciarzu, u nas to nie byłoby ciche :) Ale akurat Dziewczynka jest śliczności wydana, no ale deficyt magii i po ptokach.

      Usuń
    9. Podsumowując, niezbadane są ścieżki dziecięcych gustów literackich :) Czy nawet bardziej ogólnie, gustów :D

      Usuń
    10. Otóż to. Więc nie walczę, nie ewangelizuję, wpuszczam między regały w bibliotece i co przyniesie, to czyta. Np. komiksy o Scoobym Doo :(

      Usuń
    11. Lub serię "Wojownicy", pasjami. Ja czasem coś proponuję, ale też przestałem się zżymać, jak pomysł zostaje odrzucony :)

      Usuń
    12. U nas chyba nie przeszli Wojownicy. Hitem były Zwierzoduchy.

      Usuń
  2. A mnie się przygody Parmy podobają i uważam, że autor miał naprawdę dobry pomysł żeby trochę "poedukować" młodych. My starzy, wiadomo, wiele już widzieliśmy i wiele czytaliśmy i wszędzie te "klisze, klisze..". Jednak te pościgi, porwania itd. kręcą młodych. Mój 12-latek przeczytał i wrócił do... WOJOWNIKÓW :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też rozgraniczyłem odczucia podczas lektury :) Co do waloru edukacyjnego... Muszę chyba wyciągnąć z własnych i bibliotecznych półek książki na ten temat i porównać. Sądzę jednak, że encyklopedyczna wiedza zawarta w niektórych z nich, może już nie być po Parmie tak atrakcyjna :P Ja ten romans edukacji z rozrywką uważam za średnio udany ze względu na zachwiane proporcje, ale w końcu jestem tylko starym marudą. Werdykt tak naprawdę wydał Młodszy :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."