sobota, 27 marca 2021

"Jim Starling" E. W. Hildick

Zachęcony przykładem Zacofanego w Lekturze, zgłębiającego zawartość zakurzonych półek z PRL-owskimi młodzieżówkami, postanowiłem i ja sięgnąć i na chybił trafił wybrać jakiś nieczytany za pacholęctwa tytuł. I choć nie od dziś wiadomo, że nie szata zdobi... oraz nie sądzi się książki po okładce, to i tak właśnie ilustracja Stanisława Rozwadowskiego, który nierozerwalnie kojarzy mi się z "Kajtkowymi przygodami" Marii Kownackiej, zdecydowała o wyborze jednej z, jak się później okazało, niezliczonych powieści pióra Edmunda Wallace'a Hildicka. Zatem mili Państwo - Jim Starling.

Ta powstała w 1958 roku przygodówka z zacięciem kryminalnym, to pierwszy z siedmiu tomów serii, jako jedyny przełożony na język polski. W sumie, patrząc na wyniki wyszukiwania w katalogu BN, wydano raptem cztery powieści angielskiego autora, co wydaje się o tyle dziwne, że przeczytanemu przeze mnie "Jimowi Starlingowi" zasadniczo niczego nie brakuje. Owszem, może rzeczywiście przekład trochę trąci myszką, a niektóre zachowania i zwyczaje mogą dziś razić, ale w końcu polskie wydanie datuje się na 1964 rok, a więc nie mogły to być powody braku kolejnych publikacji. Widać urywanie cyklów w losowo wybranych miejscach ma dość długą tradycję. Ale mniejsza i do brzegu.

Książka opowiada historię grupy uczniów (powiedzmy, że gimnazjalistów, bo Hildick przez pewien czas nauczał w secondary school i pewnie z tych doświadczeń czerpał pisząc powieść), którzy na skutek zbiegu okoliczności zostaną wplątani w złodziejską aferę. Otóż w okolicy zamieszkanego przez nich miasteczka jakaś szajka kradnie ołów, a w szatni ich szkoły ktoś brzytwą tnie ubrania. Te dwie z pozoru nie mające nic wspólnego ze sobą sprawy znajdą jednak wspólny mianownik, a chłopcy koniec końców, dzięki swym działaniom doprowadzą sprawy do szczęśliwego końca.

Jest w "Jimie Starlingu" coś z Bahdaja, aczkolwiek wolę historie pana Adama, bo są bardziej zakręcone i osadzone w bliższej mi, niż Wielka Brytania lat 50tych, rzeczywistości. U Hildicka intryga nie jest jakoś szczególnie skomplikowana, ale stanowi niezłe tło do opowieści o zażyłości grupy chłopców i ich życiu w Smogbury, małym brytyjskim miasteczku. Od razu należy zaznaczyć, że to książka typowo chłopacka. W końcu mamy połowę XX wieku i nikt sobie jeszcze specjalnie parytetami wszelkiej maści głowy nie zawracał. Zatem oprócz tytułowego bohatera pierwszoplanowymi postaciami są wyłącznie chłopcy, a kobiety pojawiają się epizodycznie i są to zazwyczaj opiekunki wyżej wymienionych.

Jeśli już jesteśmy przy różnicach społecznych, to zadziwiająca jest w tej książce ilość odwołań do kar cielesnych. Nauczyciel wymierzający karę pantoflem gimnastycznym, niezliczona ilość "szczutków", które odczytywałem jako jakiś rodzaj kuksańców czy uderzeń w różne części ciała czy wreszcie reakcje rodziców na wieść, że pociecha coś zbroiła ("Tylko przedtem dałbym mu spróbować tego! Podciągnął poplamioną kamizelkę, żeby pokazać sprzączkę grubego, skórzanego pasa."), wydają się być normą w opisywanych czasach. Być może młody czytelnik zwróci na to uwagę i wtedy ta kwestia będzie wymagała wyjaśnień.

Zakładając jednak, że nastolatek chętny na tę lekturę nie prowadzi badań socjologicznych i biorąc pod uwagę dość szybkie tempo akcji i sporą ilość dialogów, taka ewentualność może nie zaistnieć. Mnie zaś wypada żałować, że nie mogę kontynuować znajomości z Jimem i jego przyjaciółmi w tym z chłopakiem o ulubionej przeze mnie ksywie, czyli  Kucem Challonsem.

27 komentarzy:

  1. Szczutek to chyba bardziej pstryczek był. Takie np. pstryknięcie w ucho albo w nos to dość bolesne. A w ogóle to pierwsze widzę i słyszę o książce, ale ja jestem na etapie naszych rodzimych staroci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się poratowałem SJP i rzeczywiście, to przestarzałe określenie pstryczka. Co nie zmienia faktu, że coś tak niewinnie z pozoru brzmiącego jest cholernie bolesne. Pamiętam jak pan od muzyki karał stuknięciem pałeczką od cymbałków w czaszkę. Do dziś pamiętam ból :(
      O książce też nigdy nie słyszałem, ale w końcu seria (K7P) była dość obszerna i oprócz polskiej klasyki było sporo tłumaczeń. Następnego w kolejce mam jakiegoś Czecha bądź Słowaka, a potem dwie rodzime produkcje :)

      Usuń
    2. Ciekawe, że większość tych zagranicznych rzeczy z K7P jakoś przebrzmiała zupełnie i mało kto o nich pamięta, te polskie jakoś się bardziej utrwaliły. Dajesz z południowcem :)

      Usuń
    3. Rzeczywiście. Jak poleciałem po tytułach z internetowej listy, to swojszczyznę znam w dużej części, a z przekładów bodaj jeden tytuł. Czyżby znaczyło to, ni mniej ni więcej, że nie chwaliliśmy, jako młodociani czytelnicy, cudzego? :) A tak w ogóle, to były jeszcze jakieś inne cykle młodzieżowe?

      Usuń
    4. Podejrzewam, że te cudzoziemskie tytuły ukazywały się raz, potem prawa wygasały i nikt ich nie wznawiał. Kto kupił albo miał w bibliotece, to czytał. Cykle czyli serie? Była Biblioteka Szarej Lilijki, były Portrety, Biblioteka Młodych, Złoty Liść i pewnie jeszcze by się coś znalazło.

      Usuń
    5. O, widzisz! Doskonale znam szatę Biblioteki Młodych i kojarzę Złotego liścia, ale nazw serii chyba nie kojarzylem. Dobrze pogadać, to człowiek uzupełnia wiedzę :) No i widzę, że prawdziwe hity trafiały do kilku z nich.

      Usuń
    6. Taki Tolek Banan to chyba nawet trzy z tych serii obskoczył :)

      Usuń
    7. O, serial bym sobie powtórzył :)

      Usuń
    8. Zaopatrzyłem się przezornie w płytę :)

      Usuń
    9. Gustlik szczynściorzu :) Swoją drogą, szkoda że nie ma platformy streamingowej z polską kinematografią (filmy, seriale) zebraną w jednym miejscu :(

      Usuń
    10. A poszukaj, bo może TVP ma jakieś VOD. A podejrzewam, że Tolka na allu kupisz za piątaka.

      Usuń
    11. VOD TVP to bardzo dobry trop i jak tylko będę miał chwilę wolnego czasu, buahahaha, to polecę maratonem - Tolek, Podróż, Wojna... o!, i Siedem życzeń, bo już ledwo pamiętam Rademenesa :D

      Usuń
    12. Mają, chyba nawet za free. Jest też sporo klasyki z archiwów, fajnie. Choć na to niech się przyda ten mój abonament :P Ciekawe jak z wydolnością aplikacji i jakością streamingu, ale może światłowód sobie z tym poradzi :D

      Usuń
    13. Powinien uciągnąć, chociaż u nas była wczoraj ogólnowioskowa awaria światłowodu i było kiepściutko tak bez netu.

      Usuń
    14. Oczywiście w obliczu tego podatku od reklam znaczącym jest, że zanim odpali się właściwy materiał, jestem zmuszony obejrzeć cztery(!) reklamy. Bo jednak abo i 2 mld to za mało :(

      Usuń
    15. Tiaaa. No ale cóż, nic nie przebije 15 minut reklam przed filmem na legalnie kupionym DVD.

      Usuń
    16. Oczywiście bez możliwości pominięcia :P No i ciekawe czy TVP winszuje sobie obejrzeć reklamy jedynie przed seansem? :(

      Usuń
    17. Myślisz, że w trakcie też puszczają?

      Usuń
    18. Jestem przygotowany na najgorsze :)

      Usuń
    19. Dla Rademenesa warto się przemęczyć :)

      Usuń
    20. Po pierwszym odcinku już są pierwsze radości. Młody Artur Barciś jako polonista :P

      Usuń
  2. Zapisuję, bo będę sobie powracać do starych :)
    Z myślą o tym i (Synu) kupiłam (jeszcze jedna część w zanadrzu) serię o Tomku Szklarskiego. Zobaczymy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja boję się wrócić do Tomków, bo ciągle słyszę głosy, że seria fatalnie się zestarzała. Wolę pielęgnować dość przyjemne wspomnienia, niż przeżyć zawód. Dlatego sięgam po nieznane, bo nie mam wobec nich żadnych oczekiwań :)

      Usuń
    2. Tak piszą:) Ale ja i tak lata temu czytałam bodajże jedną część. Cóż, ustosunkuję się względem swojego wieku :)

      Usuń
    3. Spora część książek, które sobie przypominam trąci myszką. Językowo, realiami. Niektóre, co ze zdumieniem odkrywam po latach, były po prostu źle napisane. Człowiek jednak był niedoświadczony czytelniczo (jakby teraz był), to łykał jak młody pelikan :)

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."