Właśnie wróciłem z biblioteki*, ukrywając za pazuchą (pada deszcz, grrr), trzecią i piątą część z, wydanego przez wydawnictwo "Hokus Pokus", cyklu pięciu książeczek o przygodach dwójki niesfornych pięciolatków - Julka i Julki, autorstwa Annie M. G. Schmidt. Nie chciało mi się co prawda iść, ale kiedy w perspektywie ma się powrót do domu, gdzie czeka już młodociany fan serii, który każe sobie po raz trzeci czytać "dwójkę", to decyzja jest szybka. Tym bardziej, że poparta osobistą chęcią poznania kolejnych przygód rzeczonych urwisów.
Holenderska autorka trafiła tematyką i sposobem pisania w dziesiątkę. Początkowo myślałem, że książki nie przypadną, bądź co bądź, blisko 1,5 roku młodszemu, niż bohaterowie, dziecku. Niepotrzebnie. Tekst złożony z króciutkich, ba, króciuteńkich** zdań oraz duża ilość przezabawnych dialogów trafia do trzyipółlatka bez pudła. Tym bardziej, że dwoje przedszkolaczków naprawdę potrafi dać czadu, wykorzystując do swych zabaw to co mają pod ręką oraz, w roli statystów, psa Patyka, lalkę Lalannę i misia.
Dodatkowo na uwagę zasługują czarno - białe ilustracje Fiep Westendorp, na które przy wyborze książek dla Bartka zwróciłem uwagę. Rewelacyjne! Proste b&w, ale w intuicyjny wręcz sposób określające trzpiotowatość głównych bohaterów. Każdy obrazek pięknie uzupełnia ilustrowany tekst.
"Julek i Julka", to urocze historyjki, które pokazują świat zabaw i emocji małych dzieci, ich pomysłowość i ciekawość wszystkiego. Są też źródłem inspiracji do urządzania własnych zabaw i naśladowania bohaterów. W naszym domu, chwilowo, numero uno prozy dziecięcej.
* Tekst powstał w piątek, ale przeleżał na kluczu do dziś.
** Niestety, mnie, starego czytelnika odrobinę irytujących. Przyznaję szczerze, że niektóre pozwalałem sobie łączyć spójnikami w dłuższe formy :D
Kochamy Julka i Julkę. Na początku ich zignorowałam ( to przez to, że są czarni:)))- ale nie mów o tym nikomu;) Zawsze gdy mamy ich oddać do biblioteki to serce nam się kraje. Chyba w końcu rozbijemy świnkę i kupimy na zawsze:) Naprawde fajna lektura:)
OdpowiedzUsuńbe.el Ech, wiedziałem, że o czymś zapomnę wspomnieć. Ty zignorowałaś, a mnie właśnie przez czarno - białe ilustracje Fiepa Westendorpa, wpadły w oczy. Rewelacyjne! Proste b&w, ale w intuicyjne wręcz sposób określające trzpiotowatość głównych bohaterów. Każdy obrazek w rewelacyjny wprost sposób uzupełnia ilustrowaną historyjkę.
OdpowiedzUsuńPS. Oprócz komentarza, dopiszę to do tekstu :D
rewelacyjna seria - nam też przypadła do gustu
OdpowiedzUsuńDodam tylko, że Fiep Westendorp to... kobieta.Poniżej linka do poświęconej jej strony:
OdpowiedzUsuńhttp://www.fiepwestendorp.nl/index.php?lang=en
pozdrawiam :-)
Jakby została przy Sophia Maria, byłbym jej tak nie sprofanował :D Już poprawiam.
OdpowiedzUsuńFakt. Sama sobie winna ;-)
OdpowiedzUsuńCzy w tej Książce występuje pies?
OdpowiedzUsuńJak w (prawie) każdej książeczce dla dzieci, tak i w tej nie mogło braknąć zwierzaka. W części historyjek udział bierze pies - Patyk :)
UsuńTo doprawdy smutne, drogi Bazylu, że napisałeś już o wszystkich książkach to samo, co ja chciałabym napisać:P Bądź człowiekiem, zacznij pisać o poradnikach dla majsterkowiczów, albo cóś! Jak dla mnie, to jedyna szansa stworzenia luki, w którą mogłabym się wcisnąć...
OdpowiedzUsuńJa? O majsterkowaniu? Czy tam nawet o poradnikach o nim? No cóż, na myśl przychodzi mi tylko reakcja króla Juliana.
UsuńNo przecież to nie było na poważnie:D
UsuńMimo wszystko reakcję podtrzymuję :P
Usuń