W samo południe. Dwunastego, o dwunastej. Uczniowie klas I - III miejscowej szkoły podstawowej spotkali się z rewolwerowcem. Nie, nie na środku lokalnej main street, a w sali wiejskiej świetlicy. Nie, nie z coltami u pasa i z żądzą krwi w oku, a ze zdobytą na lekcjach polskiego wiedzą i chęcią jej pogłębienia. Strzelano i owszem. Dzieci pytaniami, rewolwerowiec odpowiedziami, językowymi zagadkami i trudnymi wyrazami. Pif! Homonimy. Paf! Homofony. W przerwach od strzelaniny czytano wiersze. W rolę rewolwerowca wcieliła się pani Agnieszka Frączek, autorka wierszy i opowiadań dla dzieci.
Przesympatyczne spotkanie, podczas którego dzieci dawały się nabijać w butelkę, robić w konia i wpuszczać w maliny. Ot, choćby z uporem godnym lepszej sprawy, podprowadzone przez Gościa, rymując "szumią" z "umią". Ale nie pozostawały dłużne i odpowiadały salwą pytań: o najukochańszą książkę (własną i pamiętaną z dzieciństwa), o źródła pomysłów, o domowe zwierzaki, o których pani Agnieszka wyrażała się niezwykle ciepło i którym poświęciła tomik wierszy.
Takie spotkania naprawdę mają sens. Dzieci, które nie mają kontaktu z księgarnią mogą na mini kiermaszu nabyć książkę tylko dla siebie. Potem o tworzeniu tej książki posłuchać z ust osoby, która ją napisała. Dowiedzieć, jak wygląda proces wydawniczy. A na koniec zdobyć autograf.
I tak sobie, już zupełnie mimo tego spotkania, myślę. Może zamiast zamykania szkolnych bibliotek lepiej zaopatrzyć je w środki na takie właśnie zajęcia edukacji czytelniczej. Zaprosić pisarza, ilustratora, korektora, redaktora, wydawcę. Pokazać, że na książkę składa się praca wielu ludzi i dać ją (i książkę, i pracę) poznać od podszewki. To naprawdę działa.
Na koniec mój tradycyjny, amatorski fotoreportaż, który lepiej wszystko wyjaśni, niż tysiąc słów mojej nieskładnej paplaniny.
|
Szał zakupów. Skąd my, stare mole, to znamy? |
|
Recytacje w wykonaniu pani Agnieszki ... |
|
... wprawiały w dobry humor. |
|
Uwaga tłumu skupiona na autorce ... |
|
... choć niektórzy woleli oddać się lekturze. |
|
Grono czytających powiększa się ... |
|
... by w finale popędzić do stolika po wpis do książki. |
A u nas właśnie przyniesione z biblioteki Co słychać w ciszy? Co prawda czytam głównie ja (sobie), ale liczę, że w końcu i któreś dziecko zwróci uwagę, jeśli nie na tekst, to chociaż na cudne obrazki:)
OdpowiedzUsuńMoże to i dobrze. W końcu Ty, jako stary wyjadacz, możesz być uodporniony na "słowną biegunkę", a biedne dzieci, nie. Żeby była jasność, podpisuję się pod głosem pani Rytel :)
UsuńJa w ogóle jestem odporny na poezję i akurat rymowanki to coś na moim poziomie:) A propos rymowanek: nowa Strzałkowska Wyliczanki z pustej szklanki to świetna rzecz, a obrazki to już w ogóle:)
UsuńTo dopiero jest wolna amerykanka :E Mam akurat na półce i nawet zastanawiałem się czy nie skrobnąć słówka, bo rzecz wzbudza spore emocje. I dwugłos. Ot, choćby na linii matka estetka i jej dzieci :D
UsuńMoje najpierw się opierały, a potem tylko rozwieszały uszy, żeby im nic nie umknęło:) A dziesięciu kotów z zagadki do dziś nie znaleźliśmy:P
UsuńAlbo mi się zdaje, albo całą rodzinkę na spotkanie przywlokłeś (czyt. zaprosiłeś) :)
OdpowiedzUsuńZazdraszczam spotkania, cenię panią Agnieszkę.
Bo to było tak. Bartek jako pierwszak przytargał się z klasą. Ale już panie przedszkolanki uznały, że obiad (kolidujący ze spotkaniem) ważniejszy, toteż Szymek byłby nieobecny. Lekarstwem okazał się mój urlop i olanie placówki wraz z dożywianiem :) A Kitek akurat skończył pracę, więc z ciekawości zajrzał. Gratuluję bystrego oka :)
UsuńA dziękuję, dziękuję. Trochę, prawdę mówiąc, strzelałam :)
UsuńTwój entuzjazm jest zaraźliwy, choć ja nieco uwiędłam ostatnio, gdy dowiedziałam się że - owszem - w szkole Starszego będzie spotkanie z Pawłem Beręsewiczem, ale chętne dzieci będą musiały zapłacić za tę możliwość po 7 zł od łebka. Mój pójdzie, ale reszta? Aż zaczęłam się zastanawiać ileż to pieniędzy Autor bierze za takie spotkanie...
OdpowiedzUsuńA panią Frączek w zasadzie lubimy, choć jej "Berek literek" strasznie nas ostatnio umęczył i zgodnie ustaliliśmy, że czas na bardzo długą przerwę:(
Zwiędłam to ja, gdy przeczytałam wpis momarty...
UsuńSzkoły nie stać na zorganizowanie takiego spotkania??? Dzieci mają płacić??? I co, potem jedne pójdą, drugie nie (dyskryminacja), a pani zada opisać spotkanie z pisarzem i co...
Frączek muszę poczytać, nie znam zupełnie. Na klasyce się zatrzymałam, nowości nie za bardzo mam opanowane.
Agnesto: to jest normalna praktyka, po co szkoła ma się starać o fundusze, prosić wójta czy szukać sponsorów, lepiej zedrzeć z dzieci. W zeszłym roku u Starszej spotkanie z Widlakiem też coś koło 7 zł kosztowało.
UsuńZWL: normalna praktyka to nie jest, na pewno. Tym bardziej, że w naszej publicznej bibliotece regularnie odbywają się spotkania z autorami i zawsze są darmowe. Od paru dni myślę, co z tym zrobić, ale jak na razie nie mam pomysłu.
UsuńAgnesto: tu nawet nie chodzi o to, że pani zada (bo w drugiej klasie pewnie nie zada), ale o to, że przy takim stanie czytelnictwa jaki jest, tworzymy kolejną barierę. Beręsewicz pisze na tyle fajnie, że część dzieci mógłby zachęcić do sięgnięcia po książkę (podobnie jak zrobiła to - jak wynika z Bazylowego opisu - pani Frączek). Większość wyda jednak te 7 zł na drożdżówkę i zapije coca-colą, po czym beknie na wszystko.
Normalna w znaczeniu typowa i często spotykana, bo też uważam, że to nie jest w porządku.
Usuń@momarta Rozmawialiśmy z panią Agnieszką o spotkaniach autorskich i wyznałem, że marzy mi się gościć pana Pawła właśnie. Odparła, że ponoć jest świetny, kiedy z twarzą Bustera Keatona wkręca słuchaczy, zapodaje przednie żarty i w ogóle.
UsuńPS. Nasze spotkanie miało na szczęście sponsora, bo wątpię czy w przypadku opcji "zrzutkowej" doszłoby do skutku. Rodzic odpali dziecku dychę na "śniadanie" z coli i chipsów, ale 7 zeta żeby posłuchać jakiejś kobity co książki pisze, to już abstrakcja. Szkoda tylko, że to tylko raz w roku :( Ale jak się ociepli pomyślimy poważniej o złożeniu jakiegoś wniosku na środki z zewnątrz :)
@Agnesto, ZWL Temat - rzeka. Ciągniemy?? :)
Bazyl: jeśli masz ochotę :P
UsuńMoże lepiej nie, bo się zaraz potkniemy o politykę (co przy dyskusji o szkolnictwie jest nieuniknione) i się zrobi magiel :P
UsuńPS. Cena takiego spotkania, to kwestia 600 - 1500 (tuzy :) ) PLN.
Ja już zaczęłam się zastanawiać, czy spotkanie się odbędzie, bowiem jego termin jest przekładany po raz trzeci:( Ciekawe, czy cena w związku z tym spadnie (Beręsewicz to tuz? Chyba tak, co?). W nocy uknułam plan i dziś zamierzam ruszyć do ataku, ale - jako że sama nie za bardzo mogę działać na pierwszej linii - boję się, że rozbije się o brak wsparcia liczebnego.
UsuńSama chętnie wzięłabym udział w tym spotkaniu, choć obawiam się nieusuwalnych kolizji z tzw. obowiązkami służbowymi.
No to już wiem, dlaczego na stronie internetowej Miejskiej Biblioteki publicznej w Lublinie zero informacji o planowanych spotkaniach autorskich. :(
Usuń@momarta Z tymi kolizjami, to znam temat, bo 2 lata temu organizowaliśmy spotkanie z panem Kasdepke i akurat dzień przed imprezą okazało się, że mam całodniowy wyjazd służbowy :( A plan realizuj. W pierwszej linii czy jako szara eminencja, nieważne. Ważne żeby skutek był, bo na ile mogę stwierdzić po około minutowym spotkaniu z panem Pawłem na TK w Krakowie - warto :)
Usuń@Lirael Znaczy - drogo? Nawiążę tu do słów ZWL, że nikomu się nie chce sięgać po środki na takie rzeczy. Pomijając papierologię (strrrrrraszną), to jeszcze jest kwestia dopasowania takich spotkań do profilu programu pomocowego. Bo to nie jest tak, że pisze się wniosek o kasę na "spotkania autorskie". Jest z tym spora gimnastyka i strach, że organ kontrolny zarzuci, że środki wykorzystano niewłaściwie i powie "zwracać". A z czego? :(
Drogo i chyba nikomu się nie chce przez tę biurokrację. Trzy razy wypełniałam tony papierów a propos Comeniusa, więc klimaty nie są mi obce. Aplikacje to jeszcze pół biedy przy takich przedsięwzięciach, potem jest faza obszernych raportów, kontroli, etc. :( Może wydawnictwa kiedyś zechcą zainwestować w takie spotkania, ale to chyba mrzonka.
UsuńZazdroszczę spotkania :) Wiele bym dała, żeby spotkać się z Tolkienem, szkoda, ze to już niemożliwe
OdpowiedzUsuńNie wiem jak inne instytucje propagujące czytelnictwo, ale IK nie zwraca za seanse spirytystyczne :P
UsuńPS. Czy mi się tylko wydaje, czy była jakaś książka o spotkaniach ze zmarłymi autorami?
Serce roście, kiedy czytam Twoją notkę i oglądam zdjęcia. Jestem przekonana, że dla samej autorki takie spotkanie to wielka przyjemność.
OdpowiedzUsuńA miny młodocianych czytelników - bezcenne!
Mam nadzieję, że takich relacji będzie w przyszłości więcej. Mam też ochotę na eksperyment z "dorosłym" autorem, ale tak jak pisałem wyżej, żeby był odzew, to musiałoby to być naprawdę znane nazwisko. Z drugiej strony kameralne spotkania, jak pokazuje przykład pana Wierzbickiego, też mają sens :)
UsuńTo z góry się cieszę, bo to radość w czystej postaci. Z dorosłym autorem też byłoby na pewno ciekawie, sukces eksperymentu pewny. Tylko musiałby to być ktoś, kto przyciągnie różne generacje i nie zażąda horrendalnych apanaży za przyjazd. Spotkanie z panem Wierzbickim też ciekawe i w dodatku mocno interaktywne! :)
UsuńA ja bym raczej celował w węższą grupę, bo wiesz, zadowolić wszystkich ... :) No i dochodzi jeszcze kwestia luki pokoleniowej. Młodzi gniewni mogliby nie zachwycić czytelników 50+ :) Z drugiej strony, to niezłe wyzwanie, znaleźć autora, który połączy różne generacje.
UsuńWidziałam coś takiego na własne oczy w osiedlowej bibliotece i natychmiast odpowiadam: Jacek Dehnel. Różnica wieku między uczestnikami na moje oko 40-50 lat. Starsze panie (dominowały zdecydowanie) mogły posłuchać o "Lali", pozostali ekscytowali się innymi tematami.
UsuńAh, ach, ach! No pięknie po prostu. Łezka się w oku kręci ze wzruszenia.
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję, że dzieciom też się podobało :P
UsuńSuper sprawa. Muszę zaproponować lokalnej bibliotece takie spotkanie.
OdpowiedzUsuńA co do spotkań z innymi twórcami książek - była u nas wakacyjna akcja dla chętnych młodych czytelników, podczas której opowiedziano o budowie książki, a potem dzieci projektowały własne okładki i pierwsze strony. Bardzo im się podobało.
My udaliśmy się kiedyś ze Starszym do kieleckiego Muzeum Zabawek na zajęcia dla dzieci dot. druku. Niestety, oprócz Bartka na sali znaleźli się sami dorośli (w liczbie osób kilku, szału nie było) i to dla nich naukowiec, mediewista poprowadził wykład, który rzecz jasna, w krótkim czasie znudził nasze dziecko. Skłamałbym jednak, gdybym tylko psioczył, bo i ja z przyjemnością posłuchałem o Gutenbergu, i Barti nie wyszedł z pustymi rękami, a z wydrukowanym własnoręcznie na prasie własnym imieniem, które do tej pory trzyma w puszce ze skarbami. Swoją drogą szkoda, że rodzice odpuścili temat, bo mogłoby być bardzo ciekawie :(
UsuńWłaśnie - bez współudziału rodziców jest trudno. A Muzeum Zabawek wydaje się świetnym miejscem na podobne akcje. Może reklama zawiodła?
UsuńLink do Twojego posta wysłałam do mojej biblioteki z propozycją zorganizowania podobnego spotkania. Ciekawe, czy będzie odzew.
Gdybym mogla, zapytalabym pania Agnieszke, czy piszac swoje rymowanki podejrzewala, ze posluza jako cwiczenia logopedyczne dzieciom, dla ktorych jezyk polski nie jest jezykiem ojczystym... (I ze, przy okazji, rozbroja rodzica takich dzieci...)
OdpowiedzUsuńChętnie służyłbym pomocą, bo po spotkaniu miałem przyjemność wypić z panią Agnieszką herbatkę i zadać parę pytań, więc jedno więcej nie sprawiłoby pewnie problemu. No i autorce zrobiłoby się miło, że rozbroiła kogoś za oceanem :P
UsuńA to milo sobie i PO spotkaniu czas spedzales... Gdybym powiedziala, ze nie zazdroszcze, to bym sklamala. Zazdroszcze, a jakze, ale milo mi, ze bylbys wystapil w imieniu emigrantki, ktora tym razem do Kielc (?) przyjechac nie mogla... Dziekuje!
UsuńŚwietnie, że takie spotkania mają miejsce. Z drugiej strony trochę straszno jak człowiek sie dowie o tych wszystkich trudnościach papierkowo-finansowo-organizacyjnych. Twój przykład udowadnia, że chcieć to móc, ale głęboko wierzę, że takie spotkania powinny być "łatwo dostępne" i dla dzieci i dla nastolatków. W Białymstoku w jednej z kawiarni odbywa się chyba co niedzielę czytanie książeczek przez aktorów. Sama na nim nie byłam, ale słyszałam, że są naprawdę fajne. Inicjatywa ciekawa, ale jednak również łączy się z jakimś wydatkiem, bo wypada maluchowi jakąś gorąca czekoladę, czy ciastko zafundować...
OdpowiedzUsuńSamo spotkanie nie jest trudno zorganizować. Problemem jest zorganizowanie kasy na zorganizowanie spotkania :) I tu już zaczynają się progi. Czasem za wysokie na moje czy GBP nogi :( W miastach przynajmniej różne megastory organizują spotkania. Wioski i małe miasteczka muszą sobie radzić na własną rękę :(
UsuńBazylu, zapytuję ja Ciebie, czy aby byłeś kiedyś na spotkaniu z autorem w megastorze, hę? Ja byłam. Raz. O jeden raz za dużo:(
UsuńA to zwykły autor był, czy celebrycki? Na TK też zawsze tak jest, że przy stoiskach osób znanych z mediów kłębi się tłum z szaleństwem w oczach, a u "zwykłych" pisarzy jest spokój, cisza i możliwość zamienienia kilku choćby słów (a bywa, że i kilkudziesięciu). Ja wiem, że to spotkania stricte reklamowe dla danego storu i mające napędzić sprzedaż, ale są. A ja, jak jestem desperat i chcę powiedzieć miłe słowo ulubionemu twórcy, to choćby nawet metodą stage diving, ale do niego dotrę :)
UsuńAutor (autorka, bo kobieta) był chyba zwykły, ale to miejsce! Miejsce mnie dobija! Nie lubię, nie umiem, nic nie poradzę. Targi też nie dla mnie. Ok, do Lutczyna bym się dopychała i przepychała, podobnież do Butenki, ale to wyjątki, niebywające zresztą w megastorach (i za to ich lubię!).
UsuńEee tam, nie bywają :)
UsuńCóż. Dobrowolnie poddaję się karze. Idę do kąta przemyśleć swoje zachowanie...
UsuńSpoko. Jeśli Cię to pocieszy, to poza molochem w typie E, też nie jest różowo, jeśli tylko nazwisko jest wystarczająco nośne :) Ale, tak jak już pisałem, masz wybór - idę w bój i dotknę rąbka płaszcza, czy też siedzę na zadku. Ja, żeby mieć komfort takiego wyboru muszę zrobić ponad 300 km w obie strony. Więc siedzę. Albo dzięki kasce IK wychodzę naprzeciw moim potrzebom. A i dzieci korzystają :P
UsuńZresztą, my tu sobie piejemy z zachwytu, jakie te spotkania fajne i jak dużo dają obydwu stronom, a tymczasem może wyglądać to tak: (...) to Dickensowi współcześni pisarze zawdzięczają męczący obowiązek odgrywania małpy w cyrku czyli produkowania się po różnych zakątkach dla spragnionej rozrywki publiczności (...)". Cytat pochodzi z najnowszego wpisu młodej pisarki, a więc z pierwszej ręki :)
UsuńNie tragizuj, pisarze to ludzie, jedni lubią, inni nie lubią takich spotkań.
UsuńNie tragizuję, tylko trochę mi przykro, że zostałem potraktowany jako gap na igrzyskach. A przynajmniej tak się poczułem :(
UsuńNo tak, tylko popatrz z drugiej strony, odautorsko :)
UsuńBazylu, jedni tak, inni inaczej. Większość autorów chyba lubi spotkania z czytelnikami, zwłaszcza takimi jak Ty:)) Obecnie jednak (zwłaszcza na spotkania w megastorach i innych takich) sporo osób przychodzi tylko w charakterze gapiów, względnie paparazzich - to może denerwować, zwłaszcza tych którzy źle czują się w tłumie.
UsuńPoza tym: gdyby nie Ty, pan Lutczyn nie zostałby ode mnie pozdrowiony, więc moje błogosławieństwo masz!:PP
@Agnes Próbuję :) I zakładam, że jak ktoś oferuje możliwość spotkań ze sobą, to jednak nie podchodzi do tego w kategoriach "produkowania" się, ku uciesze gawiedzi.
Usuń@momarta Otóż to! Jak pisywali klasycy blogosfery: "Jeden lubi ogórki, a drugi ogrodnika córki" :P I racja, naród potrafi być męczący, zwłaszcza w kupie. A warunki spotkań są zazwyczaj opłakane - zydelek, stoliczek wielkości znaczka pocztowego i 2 metry kwadratowe na twarz. Ja się nie dziwię, że kolejne pozowanie do foty z równoczesnym wysłuchiwaniem komentarza: "Halinka padnie jak zobaczy mnie z XXX", to nic przyjemnego. A z błogosławieństwa będę korzystał. Marzy mi się P. Beręsewicz w naszych skromnych progach :)
PS. Ja focę na spotkaniach, bo obliguje mnie do tego sponsor. Prywatnie napastowałem w ten sposób bodaj dwie osoby :(