Z zachwytem pomieszanym z nabożnym podziwem patrzyłem na końcoworoczne podsumowania blogerów książkowych. 50, 100, 200! A u mnie w zagrodzie, jak nie przymierzając u respondenta grupy reprezentatywnej jakiego obopu czy innego cebosu. Marność.
A przecież starałem się. Czytałem. Dużo. Wszędzie. W różnych porach (nawet w sztruksach!) i przy różnych okazjach (szkolenia). A tu taka lipa?! Zajrzałem do albumu z okładkami i mnie oświeciło. Niniejszym ogłaszam, że do krainy książek, które przeczytałem, a o których w lenistwie swym (hańba mi!), nie wspomniałem słowem, znalazły się:
- "Tort weselny" Blandine Le Callet;
- "Karaluchy" Jo Nesbø;
- "Telemach w dżinsach" Adam Bahdaj;
- "Mój chłopiec motor i ja" Halina Korolec-Bujakowska;
- "Szczodre gody" Volker Klüpfel, Michael Kobr;
- "Król węży i salamandra" Izabela Stachowicz;
- "Drwal" Michał Witkowski;
- "Bez pożegnania" Barbara Rybałtowska;
- "Książka" Mikołaj Łoziński;
- "Wichrołak" Paweł Szlachetko;
- "Jad Lorda Foula" Stephen R. Donaldson;
- "Officium secretum. Pies Pański" Marcin Wroński;
- "Oskarżona: Wiera Gran" Agata Tuszyńska (bodaj czy nie największy mój wyrzut sumienia);
- "Czarne mleko" Elif Şafak;
- "Życie jak w Tochigi" Anna Ikeda;
- "Zacisze pana Bone" Margaret Forster;
- "Starsza pani wnika" Anna Fryczkowska;
- "Blog osławiony między niewiastami" Artur Andrus (ech!);
- "Rico, Oskar i złamanie serca" Andreas Steinhöfel (ten wpis ma o tyle sens, że dowiedziałem się o wydaniu trzeciego tomu);
- "Zgubieni" Charlotte Rogan;
- "Ja, jako wykopalisko" Jacek Fedorowicz;
- "Życie nie jest romansem, ale ..." Maria Pruszkowska (kolejny zadzior);
- "Zanim zasnę" S.J. Watson
- "Igrzyska śmierci" trylogia Suzanne Collins.
Więcej grzechów nie pamiętam. I choć nie jestem zwolennikiem grubej kreski, to jednak wyniosłem dziś do biblio książki, które do tej pory zaludniały nasze półki na zasadzie "a może jednak skrobnę". Nie skrobnąłem i skrobnąć już nie dam rady. Trudno, skleroza zabrała, niech ma. A ja się może poprawię. Może.
A jakby ktoś chciał pogadać o którymś z wyżej wymienionych tytułów, zapraszam do komentarzy. Jak coś pamiętam - odpowiem.
Aż się zastanowiłam, czy też takiej listy grzechów nieopisanych nie zrobić... Ale jednak nie zrobię, nie chce mi się :) I jakby mnie kto spytał, ile książek przeczytałam, to też nie odpowiem, z tego prostego powodu, że jak nie ma absolutnego musu, to liczenia unikam jak diabeł święconej wody :)
OdpowiedzUsuńJa raczej kupa mięci, mięci kupa. No i ku chwale wieczystej. Też nie lubię liczyć. To ma być raczej przestroga: "Strzeż się Bazylu i nie odkładaj, bo pamięć już nie ta".
UsuńTeż sobie wezmę przestrogę do serca :)
UsuńAjj, o niektórych książkach pisze się kiepsko, więc ja czasami też sobie odpuszczam zamiast siedzieć 3 godziny i się męczyć. Więc tymi grzechami przejmować się nie musisz :)
OdpowiedzUsuńA jednak się przejmuję, bo wśród wymienionych było parę naprawdę wartych choćby kilku słów tytułów, a tak rozpuściły się w niebycie. I smuci mnie to :-(
UsuńWidząc Twój spis, przestaję się przejmować ubiegłorocznymi zaległościami w liczbie sztuk 14:P
OdpowiedzUsuńZauważ, że do listy nie dołączyłem ksiązecek. A i parę ebooków chyba mi umknęło. W każdym razie możesz być dumny.
UsuńPS. Ot, korzyść ze spotkania z panią Agnieszką. Dawniej napisałbym "w każdym bądź razie" :-)
Dumny? Właśnie odkryłem jedną książkę z maja i dwie z czerwca 2012, dobrze, że mam notatki, pewnie w końcu coś o nich kiedyś napiszę:P Albo zrobię hurtownię według najlepszych wzorów:)
UsuńMuszę w końcu zainwestować w stylowego Parkera i jakiś fajny notatnik. Bo jak już wspólnie ustaliliśmy na dyktafon myślowy na razie nie ma szans :-)
UsuńMam co prawda nie Parkera, tylko Watermana, ale co mi z tego? Jednak dyktafon myślowy byłby lepszy:)
UsuńPrzepraszam, że się wtrącę, ale czy wy naprawdę robicie (chcecie robić) ręczne notatki na temat lektur?
UsuńPomijając chęci, u mnie taki pomysł odpada w przedbiegach, albowiem bez względu na to czym piszę (witam w gronie watermanowców:P) i tak po dwóch dniach nie jestem w stanie tego odczytać:( W moim miejscu pracy nadejście ery komputerów wszyscy moi współpracownicy przywitali z olbrzymią ulgą; wcześniej bąkali coś na temat tego, że nie są kryptologami.
Nie wiem jak Bazyl, ale ja owszem, wykonuję rękopiśmienne notatki na kopertach po rachunkach za gaz - bardzo poręczny format:P Ołówkiem, nie piórem. Niby jak później miałbym zlokalizować cytat?
UsuńTen wątek już kiedyś omawialiśmy: ja lokalizuję przy pomocy neonowych karteczek:) Zazdroszczę, że umiesz czytelnie pisać; mi wychodzi to tylko, gdy się bardzo skupiam, ale i tak więcej niż 30 czytelnych słów pod rząd nie jestem w stanie napisać. Być może to znak, że minęłam się z lekarskim powołaniem?:P
UsuńZmarnowałabyś talent, teraz recepty w komputer wbijają:P Umiem czytelnie, a te notatki to właściwie jedna z nielicznych okazji, żeby sobie ręcznie popisać:)
UsuńTo prawda, że zbyt wielu okazji do ręcznego pisania teraz nie ma. Dlatego nie ustaję w wysiłkach myślowych, by zrozumieć czemu w szkołach nadal wymaga się od dzieci, aby litery były kształtne i mieściły się w linijkach. Starszy ewidentnie wdał się tu w mamusię:(
UsuńA wymaga się? W takim razie pani Starszej reprezentuje nurt liberalny:P
UsuńU mnie tak naprawdę pióro się nie przyjmie, bo jak już nawet nauczyłbym się nim pisać, to musiałbym zamykać w ogniotrwałej kasetce i chować pod sufitem. Każdy długopis i ołówek trafia bowiem technomagicznie wprost z naszego pokoju do nienasyconej czeluści dziecięcego. Lubię kindla, bo na bieżąco mogę sobie wprowadzać własne komentarze do czytanej treści, ale jest jedno ale. Męczy mnie wpisywanie długiego tekstu z malutkiej klawiaturki i ograniczam go jak mogę. Efekt jest taki, że później z lakonicznych wykrzykników nic dla mnie nie wynika. I znów jestem w punkcie wyjścia. Zaznaczanie kolorowymi karteczkami, bez notatek, też lipne. Bywa tak, że sięgam do książki upstrzonej takimi zakładkami, czytam i nie wiem co było tak albo nie tak :D
UsuńSłowem - najlepiej chyba jednak notować z odniesieniem do konkretnej strony i zaraz po lekturze siadać do klawiszy. Najlepiej dla mnie, oczywiście :)
To ja jestem jedną z niewielu, która z upodobaniem kupuje i używa piór i notatników? Do tego dochodzą też i neonowe karteczki, które uwielbiam (Bazylu, hint: jeśli sięgam i nie wiem, co przy neonowej karteczce było nie tak, to znaczy, że to nie było ważne i można olać) i kupuję namiętnie. I gubię. I daję dzieciom do zabawy. Pióra też daję do zabawy, jak na razie atrament sprał się z ubranka i z buzi.
UsuńTak, należysz do coraz mniej licznego grona pisaczy analogowych :) W przypadku mojego, teoretycznego pióra w rękach progenitury, plamy z inkaustu byłyby chyba najmniejszym z problemów (Tato, a czemu to dało się skrzywić, a nie da wyprostować!).
UsuńNeonowe karteczki, tak, ale tak jak pisałem na krótką metę. I z niepokojem obserwuję, że coraz krótszą :)
Nagrzeszyłeś, Bazylu, toteż niniejszym wyspowiadaj się teraz i napisz, czy podobały ci się "Zanim zasnę", "Starsza pani wnika" i "Blog osławiony". Przesłuchałabym cię na okoliczność połowy tej listy, ale jak krecha, to krecha, nie będę mącić.
OdpowiedzUsuń"Zanim zasnę" nieszczególnie mnie porwało, a główna bohaterka irytowała. Nie czułem w tej książce żadnego napięcia. Bardzo być może, iż za taki stan rzeczy odpowiada fakt, że ja powieść przyswajałem z papieru, a blogerki, które chwaliły, w formie audio. Może lektorka dała tej mocno średniej w moich oczach powieści kopa :-)
Usuń"Starsza pani wnika" to z kolei niezła obyczajówka z takim sobie wątkiem kryminalnym, w której autorka trochę za bardzo rozpędziła się z udziwnianiem bohaterek staruszek. Choć pewnie życie zna przypadki bardziej wyzwolonych pań w podeszłym wieku, to jednak na kilkuset stronach powieści miałem przesyt.
"Blog osławiony ..." to trochę taki skok na kasę (bo skoro jest w sieci za free :-) , ale dostarczył mi mnóstwo radochy i stwierdzam, że w miłości do poezji naiwnej oraz paru innych rzeczy jest mi pan Andrus bratem :-)
"Zanim zasnę" jako jedna z nielicznych czytałam w formie papierowej, i mnie porwało, mimo, że generalnie za thrillerami nie przepadam. Może to jedna z tych książek, które babom się po prostu bardziej podobają?
UsuńCo do "Starszej pani" to się zgodzę, natomiast nad zakupem "Bloga" poważnie się zastanawiam, na razie podczytuję na nielegalu po empikach, i się zastanawiam, czy warto...
Całkiem możliwe, że ta niechęć wynikła z moich, jakby nie było, męskich projekcji nt. jak ja bym się w takiej sytuacji zachował. A i clou powieści dość szybko udało mi się odkryć :)
UsuńCzy "Bloga ..." warto? Jeśli jesteś wielką fanką, to pewnie tak. Jeśli tylko okazyjnym widzem, to ... nie wiem :P Jestem zdania, że kabareciarzy lepiej się ogląda niż czyta ich teksty. A ostatni tekst Pablo i moje spotkanie ze wspomnieniami Jacka Fedorowicza tylko mnie w tej opinii utwierdzają :)
Przyznam, że czekałam, aż napiszesz coś o „Czarnym mleku”, bo kiedyś wspominałeś, że czytasz. Byłam ciekawa, jak mężczyzna odbierze prozę Safak. I nadal jestem:). Obstawiam, że nie byleś zachwycony. Mam rację?
OdpowiedzUsuńDołączam się do pytania Imani, bo ja zdanie na temat akurat tej książki mam bardzo, ale to bardzo jednoznaczne. Na razie jednak zachowam je w tajemnicy:)
UsuńJa muszę napisać nie później niż 3-4 tygodnie po przeczytaniu, bo pamięć już nie ta, a wrażenia polekturowe niezwykle ulotne. Kiedy zaczynałam, myślałam w swej naiwności że dam radę pisać o wszystkim, co przeczytałam (a nie czytam tak znowu wiele). He, he, he - to by było tyle na ten temat...
Książki Safak właściwie nie powinno tu być, bo jej po prostu nie doczytałem. Wkurzała mnie forma i choć być może gdzieś pod spodem była ta mądrość, o której pisały zachwycone czytelniczki, to ja zostałem pokonany naiwnymi określeniami różnych wcieleń kobiecości oraz sposobem snucia opowopowieści :-(
Usuń@momarta 3-4 dni jest u mnie terminem bardziej odpowiednim. Potem - sama widzisz :-)
Tu recenzja kogoś innego, pod którą w pełni się podpisuję (czemu zresztą dałam wyraz w komentarzu). Sama ujęłabym to chyba dosadniej. Nigdy więcej!
Usuń"(...) różne wcielenia kobiecości" zabrzmiały mi lepiej niż "te wkurwiające małe istotki", ale skoro nalegasz :-P I nie, nie czytałem wcześniej tamtego komentarza :-)
UsuńNie mam pojęcia jak można było wpaść na tak idiotyczny pomysł (ten o istotkach), tzn. może i mam pojęcie, jak można było wpaść, ale nie mam jak można było wcielić go w życie? Być może jednak nie zrozumie tego ten, kto nigdy nie miał depresji poporodowej?
UsuńA nowe przymiotniki zdecydowanie bardziej adekwatne!:P
Przyznaję, że gdy czytałam Czarne mleko, to zastanawiałam się czy ja - czy autorka powinna trafić do psychiatry i to szybko, ale Bękart ze Stambułu, tej samej autorki to świetna książka.
UsuńA Gdzie Twój Dom Telemachu już przerobiłeś?
OdpowiedzUsuńW cielęcych latach i owszem. Teraz mam ochotę na jakiegoś przygodowego Bahdaja. Ostatnio zerknąłem na dwa odcinki "Podróży ..." i nabrałem ochoty na literacki pierwowzór :-)
UsuńNie mogę nie zapytać o "Szczodre gody" - ta pozycja jako pierwsza wkłuła mi się w oczy. W sumie, to interesuje mnie Twoja opinia niemal o wszystkich, ale trudno, nie będę Cię nękać, jako że pewnie miałeś powody, by nie pisać, a i pamięć pewnie już zrobiła swoje, w sensie że zatarła wrażenia.
OdpowiedzUsuńNa tyle pozytywnie, że na czytniku mam część drugą. Pomysł na morderstwo w odludnym kurorcie wydawał się strzałem w stopę, ale antagonizmy między dwoma bohaterami uratowały sytuację. I tłumaczenie mi się chyba. To tu była jakaś niemiecka gwara w użyciu? :-)
UsuńA nie, nie. Tłumaczenie tutaj to nie ja, ze mną się tylko konsultowano w paru punktach. Co innego "Operacja Seegrund", tu już maczałam nie tylko palce, ale i ręce całe, aż po łokcie. I owszem, gwara to tu:-)
UsuńJa nie w formie pochlebstwa, tylko stwierdzenia faktu. Nic mi nie zgrzytało chyba, bo w moim .mobi brak notatek, a zawsze takie przy babolach tworzę. Ot, choćby w przeokropnie zdigitalizowanym Fedorowiczu. Ilość literówek, myślników zdupywziętych i innych takich, powodowała chęć zażądania zwrotu kasy :-(
UsuńTo dobrze, że nie zgrzytało, w końcu to ja pokropiłam oliwą w paru miejscach:-) Przyznam, że potwornie mnie irytują teksty niedorobione pod względem interpunkcji, składu, o korekcie i redakcji nie mówiąc, a drętwe tłumaczenie to już w ogóle (choć znam drugą stronę barykady i wiem, jak łatwo puścić babola). Swoją drogą, ciekawy pomysł, z tym żądaniem zwrotu kasy.
UsuńZawsze, jako osoba nie mająca ku temu żadnych kompetencji, mam problem z oceną tłumaczenia. Niemniej jednak zdarzają się takie babole, że nawet taka noga językowa jak ja, łapie się za głowę. Literówki, to w ostatnich wydaniach, rzecz nagminna. Sporo byłoby tych zwrotów, ale gdyby tak się zebrać ... :)
UsuńJa w zeszłym roku ominęłam w pisaniu pięć książek, ale to był grudzień i po prostu już mi się nie chciało.Ale o "ksiązce" Łozińskiego to bym poczytała:)
OdpowiedzUsuń"Książkę" oczywiście.
UsuńPodobał mi się pomysł opisywania rodziny przez pryzmat przedmiotów. Sam, mimo że mam naturę chomika, nie mam żadnych przywołujących wspomnienia rzeczy. Pamiątek rodzinnych. I brak mi tego. Łoziński poczynał sobie z opisem swoich najbliższych dość odważnie, ale nie na tyle, by przekroczyć granicę dobrego smaku. Niestety, taka dość lapidarna i wyrywkowa forma spowodowała, że "Książka" dość szybko wywietrzała mi z pamięci :(
UsuńZapytam o "Drwala" i "Książkę", bo chyba z w/w listy te interesują mnie najbardziej.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że nieraz trudno wyrobić się z bieżącymi notkami, bo jednak czyta się szybciej/ więcej/ łatwiej a nie zawsze jest czas i możliwość stukać w klawiaturę, więc może sobie po prostu odpuścić skrupulatność, z drugiej strony szkoda pomijać milczeniem niektóre tytuły, i tak się nawarstwia...
Czasem "tęsknię" do czasów wczesnoblogowych (2011), gdy ułamek doprawdy moich lektur znajdowało wyraz na blogu, ale bywa, że dopada mnie mania pisania o każdej książce przeczytanej, czy raczej wizja opisania wszystkich, robią się zaległości, nieraz odpuszczam, bo czy muszę pisać - przecież nie, ale żałuję paru tytułów. Tylko właśnie najświeższe refleksje są najlepsze.
A notatki odręczne sporządzam,bazgrzę w zeszyciku - karteczkach - kopertach główne hasła, skojarzenia, rozrysowuję drzewo geneal. postaci, czy układ między nimi. Nieraz to wykorzystuję na blogu, czasem piszę zupełnie inaczej.
Gdybym miał połowę swoich lat i babrał się w "warszawce" z której tak usilnie natrząsa się autor "Drwala", to może by mnie i to ruszyło. Ale ja zwykły luj jestem co to się na psycho drażach nie zna, na samotnych chatach tym bardziej, że już o innych rzeczach nie wspomnę. Średnio. Zastanawiam się czy od tego ciągłego mrugania okiem do czytelnika nie dostał pan Michał jakiegoś tiku :-P Choć byłbym świnia, gdybym nie przyznał, że kilka obserwacji i grepsów setnie mnie ubawiło :-)
UsuńU mnie to chyba nawet nie jest to kwestia braku czasu czy zbyt szybkiego czytania, co raczej kwestia zmęczenia codziennymi upierdliowściami, a co za ty idzie, wieczorne wyłączenia myślenia :-(
A to już wszystko jasne. Kilka razy migały mi okładki książek w rubryczce W trakcie i potem ślad o nich ginął w tajemniczych okolicznościach. :( Z dużymi oporami i żalem zniosę brak Twojej recenzji wymienionych książek z jednym jedynym wyjątkiem. Pruszkowska. Proszę, napisz choć kilka słów!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, co zaznaczono na wstępie, oswojenie wojny anegdotą. Pamiętaniem dobrych chwil. I jak zwykle dałem się porwać. A sceny wzajemnego ratowania się na moście czy przemytu masła będę jeszcze długo pamiętał. Godna następczyni "Przyślę ..." :-)
UsuńTo ja poproszę o opinię na temat:
OdpowiedzUsuń- "Życie jak w Tochigi" - boś się przyznawał u mnie że czytasz i że Ci jeden argument z notki zabrałam, wychodzi że zabrałam całkiem i na amen :)
- "Bez pożegnania" - bo mnie głęboko poruszyło;
- "Jad lorda Foula" - czy tylko ten jeden tom, czy zamierzasz cykl skończyć i jak Ci się podoba Słone Serce?
- "Zanim zasnę" - czytałeś czy słuchałeś i czy wciągnęło jak mnie?
Dobra, o "Zanim zasnę" już doczytałam.
UsuńTen argument z "Życia ...", to jak zresztą zacytowałem u Ciebie :) brak jakichkolwiek opisów pod, dość losowo umieszczanymi w tekście, zdjęciami. O samej książce mogę powiedzieć tylko tyle, że przeczytałem z ciekawością, ale niektóre wstawki wydawały mi się zbyt bezpośrednie i rażące rubasznością (vide stosunki z teściową). No i redaktor się postarał, przynajmniej sądząc po języku zapisków na blogu :)
UsuńA ja na "Bez pożegnania" skończyłem. I to chyba przez ten sposób pisania, który Tobie podszedł, a mnie i, o dziwo, mojej Mamie również (mimo, że pociągnęła chyba jeszcze tom czy dwa), nie. Temat oczywiście poruszający.
Z "Jadem ..." było podobnie, po pierwszym tomie pożegnałem się z tym dziwnym światem, w którym znalazł się Thomas. Ja rozumiem miłość do planety, wyrozumiałość dla czyniących zło, ale jakoś nie mogłem się w tej rzeczywistości odnaleźć. Więc ją opuściłem :)
Hm, a co to znaczy zadzior?
OdpowiedzUsuńA psze bardzo - http://www.sjp.pl/zadzior Tu, w sensie, wyrzut sumienia :D
UsuńTeż miałam pytać, choć w sensie słownikowym wiem, co to. Musze przeczytać "starszą panią", bo kurzy się
OdpowiedzUsuń