Kiedy ładnych parę lat temu zostawiałem Locke'a i Jeana na środku morza, nie sądziłem, że na następne spotkanie, które odbędzie się w pokoju lashainskiego zajazdu, przyjdzie mi czekać taki szmat czasu. W końcu jednak doczekałem się i, do kroćset!, warto było być cierpliwym, bo z chłopakami nudzić się nie można. I nic to, że ich sytuacja życiowa wydawała się być beznadziejna (zwłaszcza stan Lamory budził cholerny niepokój), bo kto jak nie Cierń Camory miałby podpierniczyć Śmierci kosę czy tam Mojrom nożyce i umknąć przeznaczeniu? No kto?
Jak zwykle dwa plany czasowe. Tu i teraz, czyli Karthain, w którym ocalony przez więzimagów Locke wraz z najlepszym przyjacielem, mają wspiąć się na wyżyny swego kunsztu robienia bliźnich w trąbę i sprawić, by w odbywających się co pięć lat wyborach wygrała wskazana przez mocodawców frakcja. Żeby było barwniej i ciekawiej, oponenci zatrudniają starą (w sensie długości uczucia, a nie wieku jako takiego), ale zupełnie nic a nic niezardzewiałą, miłość naszego głównego bohatera, Sabethę. A jak to między nimi bywało ładnie wyjaśnią nam retrospekcje przeplatające wątek właściwy, czyli plan drugi, o którym już wspomniałem. Tyle o fabule, bo streszczanie jej ma tyle samo sensu co próba naplucia na więzimaga. O tych wszystkich aferach, aferkach, drobnych złośliwościach i wielkich przekrętach po prostu trzeba przeczytać, a lektura tym milsza, że to w końcu nie nas ktoś dyma, a innych dymają.
Pierwszymi dwiema częściami byłem oczarowany (TU i TU), więc ze strachem podchodziłem do napisanej po tak długim czasie kontynuacji. I choć oczarowanie "Republiką ..." nie było może tak wielkie jak poprzedniczkami, to znów, nie wiedząc kiedy, stałem się wiernym sekundantem oszukańczych piruetów, które wyczyniała spółka L&J. Znów Locke robił na mnie wrażenie i znów zazdrościłem mu mistrzostwa ciętej riposty (nawet jeśli jest ujmująco prostacka*) i umiejętności przysłowiowego prostowania nóg w tico czy rozkładania parasolki w dupie. I od razu ostrzegam, jeśli uraziło Cię czytelniku "dymanie" i "dupa", nie masz czego na kartach powieści Lyncha szukać. Bo być może autor nie szaleje z wulgaryzmami, ale, na Trzynastkę!, to powieść łotrzykowska i werbalna ekwilibrystyka nie gardząca grubszym słowem, to jej materia. I ja tę materię po prostu kocham! Nawet jeśli, tu zgodzę się z oisajem, tu i ówdzie (zwłaszcza w interludiach) można by ją lekko przyciąć. I choć troszkę wkurzała mnie (z innych, choć nie do końca, powodów, niż Agnes), bezwolność Lamory w rękach byłej kochanki i jej przemożny wpływ na niego, to jednak ciągle pozostaje on moim topowym bohaterem literackim.
Zatem - epilog. Znów porwało i to tak, że nawet literówki nie wkurzały. Wessało i wypluło w oczekiwaniu na kolejną część, w której, sądząc po zakończeniu "Republiki ..." i cytując popularną ostatnio pieśń biesiadną, "będzie zabawa, będzie się działo". Oby. I mam nadzieję, że przekonam się o tym wcześniej niż za kolejne sześć lat.
* " - Rety, w kiepskim jest pan stanie. Uważa pan, że został otruty?
- Nie - odparł Locke, kaszląc - Spierdoliłem się ze schodów. A jak to wygląda?"
* " - Rety, w kiepskim jest pan stanie. Uważa pan, że został otruty?
- Nie - odparł Locke, kaszląc - Spierdoliłem się ze schodów. A jak to wygląda?"
Podoba mi się cięta riposta z przypisu. To chyba mógłby być mój klimat.
OdpowiedzUsuńSą też bardziej finezyjne, ale bez względu na to czy Locke jest pozornie układny i grzeczny i wbija szpilę, czy też, jak wyżej, wali prosto z mostu, to i tak facet, któremu najlepsze riposty przychodzą do głowy jakieś 2 do 3 minut po skończeniu wymiany zdań, zazdrości mu daru :D No i odwagi, bo powiedzieć królowi lokalnego półświatka, że przyszedł w odwiedziny, bo skończyły mu się owce do rżnięcia i chce się zabawić, to jednak trzeba mieć jaja. Nawet jeśli w perspektywie ma się bliską śmierć z innego powodu :P
UsuńMnie tam najlepsze riposty przychodzą do głowy dzień później, to tym bardziej Locke ma plusa :)
UsuńMnie pierwsze wersje przychodzą tak szybko. Później rozgrywam scenkę w głowie i cyzeluję. Taka powalająca powstaje też tak koło następnego dnia :P
UsuńMoże spisuj te wycyzelowane wersje, dołożysz trochę fabuły i będzie powieść:)
UsuńPozwól, że pisanie, za które bierze się pieniążki, pozostawię jednak bardziej ku temu predysponowanym :)
UsuńMożesz pisać za free i nawet ebuka wydać:) Będziesz miał fanki :P
UsuńWolałbym franki. Ewentualnie złotówki, euro, dolary czy sztabki mithtilu :P
UsuńNo to musisz się przełamać, napisać bestseller i potem zgarniać marki, jeny i franki. I euro.
UsuńNiestety, jestem nieodporny na krytykę. Chociaż przy ładnych sumkach mógłbym tę odporność nabyć :D
UsuńPrzy ładnych sumkach zatrudniasz rzecznika prasowego, a on Cię odcina od krytyk:P
UsuńI części wpływów. To nie są tanie rzeczy :P
UsuńBogaty będziesz, nawet nie zauważysz :P
UsuńBogaty pono wiecznie nienażarty. Ale nie wiem tego na pewno, tylko ze słyszenia, a empirycznie nie ma jak sprawdzić :P
UsuńPamiętam, że na pierwszy tom rzuciłam się zachłannie. Znaczy - zakupiłam z dobrymi przeczuciami, że to na pewno moje klimaty. Zaczęłam czytać i... I nadal leży na półce. Nawet wcisnęłam ją mężowi z nadzieją, że to może chociaż jego klimaty. Też nic. Może jednak powinnam dać jej szansę.. Sądząc po Twoich zachwytach (ach, też bym chętnie wróciła do czasów, gdy się dosłownie wpadało w książkę) powinnam chyba znowu spróbować..
OdpowiedzUsuńJa bym sobie darował. Nie zażarło za pierwszym razem, to nie zażarło i moje zachwyty raczej tego nie zmienią. Jak mawia klasyk, jeden lubi ogórki, a drugi ogrodnika córki. Bo inaczej nudnym byłby świat :D
UsuńMasz rację rzecz jasna, tylko ja nie dałam szansy nawet przepisowym 50 stronom. Dlatego rozważam kolejne podejście. Ale wcale nie mówię, że od razu pędzę do półki ;P
UsuńU mnie przepisowa jest setka ( i znów :D ), ale nie wiem czy to dobry pomysł, bo przy krótszych badziewiach potrafię siłą rozpędu dolecieć do końca :P
UsuńBardzo mi się podoba komentarz Agnes pod pierwszym z podlinkowanych postów - Ty ewidentnie jesteś "locknięty"!:P
OdpowiedzUsuńNiestety, nie znam człowieka. I na razie chyba nie poznam, ale sądzę że na brak towarzystwa nie narzeka.
Są ternięci, to mogą być i locknięci. Przyznaję, że jeśli chodzi o Locke'a nie jestem obiektywny i przymykam oczy na wszystko. Nawet na rozmywający się pod palcami w wydaniu MAGa tusz :P
UsuńAle z drugiej strony, nawet trzeba będzie czekać kolejne sześć lat, to już jesteśmy przyzwyczajeni.
OdpowiedzUsuńJa nie bardzo, bo sprawdziłem i okazało się, że Morza czytałem "tylko" dwa lata temu. Zresztą, tfu, tfu, nie zapeszajmy :)
UsuńJa wlaśnie czytam, Locke już uratowany, i bardzo mi się podoba!!! Są w tej części mroczniejsze tony, ale że pisanie Lyncha nic nie,straciło na dosadności, więc poczytuję to za plus. Nie no, kocham tę serię i tyle! ZWL mógłby się skusić, w końcu Flawia mu się spodobała! A ty, Bazyl, nie chcesz zostać polskim Lynchem?
OdpowiedzUsuńJa to nawet chętnie bym poczytał, ale na szczęście w bibliotece nie ma, to mam spokój i nic nie kusi :P
Usuń@grendella Znając historię jego sukcesu, to chyba raczej nie chcę. A i talentu nie staje :)
Usuń@ZwL Musisz bardziej lobbować za nowościami dla lokalnej biblio :)
Na moje potrzeby to oni kupują za dużo nowości. Na szczęście półkę z nowościami zwykle omijam szerokim łukiem.
UsuńAle, jak widać, kupują niewłaściwe :)
UsuńI bardzo dobrze, niech inni korzystają, ja mam co czytać :P
UsuńCzytasz? No, emocje widzę :)
UsuńZWL - ależ z ciebie człowiek uparty...
OdpowiedzUsuńBazyl - do odważnych świat należy, a w depresję niekoniecznie trzeba od razu wpaść ;)
No jaki tam uparty, czasu nie mam :(
UsuńJa to może bym i nie wpadł, ale mam mocne podejrzenie, że czytelnicy mojego "dzieła" mogliby. A odwaga będzie mi potrzebna przy tegorocznej nauce pływania, na pisanie już jej nie starczy :D
UsuńNo to jasne, trzeba mieć w życiu priorytety. Ale może jak opanujesz morskie tonie, rzucisz się na fale pisarstwa ;)
UsuńPowiedzmy, że na razie to będzie basen do 1,60 m :P
UsuńAż chce się przeczytać, może i mnie by się spodobała ta książka. Ale najpierw musiałabym poznać początek serii. :)
OdpowiedzUsuńSą cykle, w których kolejne części są z poprzednimi powiązane wątłymi nitkami nawiązań. Ten Lyncha do nich nie należy. Ja to u mnie mówią, trza za koleją. I nie mówię o PKP :P
Usuń