"Arcydzieło komizmu... Genialna parodia słynnej trylogii J.R.R. Tolkiena "Władca Pierścieni", błyskotliwa i całkowicie pozbawiona szacunku... "Paragraf 22" dla miłośników fantasy".
Z tą oto krótką notką, zaczerpniętą przez wydawnictwo z łamów "Harvard Daily News" i zamieszczoną na tylnej okładce, pozwalam sobie się nie zgodzić :) Arcydziełem komizmu "Nuda ..." na pewno nie jest. Ot, dwóch panów postanowiło ponabijać się z kanonicznego dzieła pana Profesora. Poprzekręcali nazwy (zamiast Gandalfa mamy Goodgulfa, zamiast orków - norki), przyprawili odrobiną nonsensu (szkoda tylko, że poziomem daleko mu do tego z choćby "Czy leci z nami pilot"), dodali mnóstwo pierdzenia, czkania i innych atrybutów tzw. "przaśnego" humoru i stwierdzili (i nie tylko najwyraźniej oni), że powstała parodia wszechczasów.
Tymczasem porównanie jej do "Paragrafu ..." jest po pierwsze wielkim nadużyciem, a po drugie trafieniem przysłowiową kulą w przysłowiowy płot. Zdarzają się w tej książce przebłyski humoru, które mnie osobiście przypadły do gustu, ale dla samych przebłysków nie warto jej czytać. Jeśli jednak podnieca Cię myśl o Gandalfie popalającym trawę lub o Eowinie mówiącej z niemieckim akcentem, sięgnij po nią. Moim zdaniem weekendowa lektura nie warta zapamiętania. Zresztą sami autorzy zdają się uchylać rąbka tajemnicy, jaka też myśl przyświecała im w pisaniu tegoż "dzieła". Cytuję: "Och, ale skoro doczytałeś do tego miejsca, to oznacza, że... że już kupiłeś... o rany... ojej... (Dolicz jeszcze jedną, Jocko. "Brzęk!")" i "To my, frajerze. Brzęk!".
Ja dałem się naciąć (brzęk!) i dlatego przestrzegam innych. Marność to - lepsze parodie powstawały, kiedy oglądaliśmy z kumplami ekranizację "Władcy ..." i przerzucaliśmy się na bieżąco pomysłami na innowacje w scenariuszu :D
Z tą oto krótką notką, zaczerpniętą przez wydawnictwo z łamów "Harvard Daily News" i zamieszczoną na tylnej okładce, pozwalam sobie się nie zgodzić :) Arcydziełem komizmu "Nuda ..." na pewno nie jest. Ot, dwóch panów postanowiło ponabijać się z kanonicznego dzieła pana Profesora. Poprzekręcali nazwy (zamiast Gandalfa mamy Goodgulfa, zamiast orków - norki), przyprawili odrobiną nonsensu (szkoda tylko, że poziomem daleko mu do tego z choćby "Czy leci z nami pilot"), dodali mnóstwo pierdzenia, czkania i innych atrybutów tzw. "przaśnego" humoru i stwierdzili (i nie tylko najwyraźniej oni), że powstała parodia wszechczasów.
Tymczasem porównanie jej do "Paragrafu ..." jest po pierwsze wielkim nadużyciem, a po drugie trafieniem przysłowiową kulą w przysłowiowy płot. Zdarzają się w tej książce przebłyski humoru, które mnie osobiście przypadły do gustu, ale dla samych przebłysków nie warto jej czytać. Jeśli jednak podnieca Cię myśl o Gandalfie popalającym trawę lub o Eowinie mówiącej z niemieckim akcentem, sięgnij po nią. Moim zdaniem weekendowa lektura nie warta zapamiętania. Zresztą sami autorzy zdają się uchylać rąbka tajemnicy, jaka też myśl przyświecała im w pisaniu tegoż "dzieła". Cytuję: "Och, ale skoro doczytałeś do tego miejsca, to oznacza, że... że już kupiłeś... o rany... ojej... (Dolicz jeszcze jedną, Jocko. "Brzęk!")" i "To my, frajerze. Brzęk!".
Ja dałem się naciąć (brzęk!) i dlatego przestrzegam innych. Marność to - lepsze parodie powstawały, kiedy oglądaliśmy z kumplami ekranizację "Władcy ..." i przerzucaliśmy się na bieżąco pomysłami na innowacje w scenariuszu :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."