wtorek, 26 sierpnia 2008

"Zaklęte rewiry" Henryk Worcell


"Zaklęte rewiry" H. Worcella, to książka - spowiedź. Pełnymi garściami czerpiąc z własnych doświadczeń z okresu pracy w krakowskim Grand Hotelu, opisał autor koleje losu swojego alter ego - kelnera hotelu "Pacyfik", Romana Boryczki.
Książka, po pierwsze primo, daje nam wgląd w to, jak wyglądały szczeble kariery w przedwojennym zawodzie kelnera. Boryczko jest kolejno: pomywaczem, pikolem (pomocnikiem kelnera), a w końcu, po zdaniu egzaminu, pełnoprawnym "mistrzem stolika". Czytelnik zaś, razem z Romkiem, a później już panem Romanem, przekonuje się jakie przeszkody musiał pokonywać młody adept, by wspiąć się szczebel wyżej w hotelowej hierarchii.
Po drugie primo, zdradza Worcell tajemnice kelnerowania. Pokazuje hermetyczny światek międzywojennych kelnerów niejako "od kuchni" i przez to wywołuje w swoich czasach skandal. Nic w tym dziwnego, bowiem postacie pracowników "Pacyfiku" są opisane tak plastycznie i ze
wszystkimi detalami, że koledzy autora bez trudu, jak podejrzewam, mogli się w książce rozpoznać. Sam autor zresztą pisze, że po wydaniu "Rewirów" musiał opuścić Kraków ;)
Po trzecie primo, książka ta to studium rozwoju duchowego młodego człowieka, którego zaczynają dręczyć dylematy moralne. Z jednej strony ambicja i samodoskonalenie (nauka języków, literatura), z drugiej zmuszanie do czołobitnego usługiwania ludziom, którzy w niczym nie są od niego lepsi, a ich jedynymi atutami są: urodzenie, bądź pieniądze, a i
to nie zawsze.
Rozumiem, że w dzisiejszych czasach, kiedy TVP emituje filmy "dokumentalne", w których kelnerzy bez żenady mówią do kamery o sikaniu do zupy, "Zaklęte rewiry" mogą być uznane za anachroniczne i nie wywrzeć na czytelniku wrażenia. Mnie jednak urzekła pasja z jaką pisarz - samouk opisał kelnerskie życie. Ruch, szaleństwo rewiru w godzinach szczytu, jakiś szósty zmysł, którym cechują się przedstawiciele opisywanego zawodu, a jednocześnie brzęczący gdzieś nieznośnie w tle i wyczuwany przez bohatera bezsens wszystkich podejmowanych działań.

Podsumowując, jeżeli nie zostaliście jeszcze "znieczuleni" przez media - spróbujcie i dajcie się wciągnąć w świat "dwóch rozbratli na jedno" i "martela fał fał". Jeśli spodziewacie się plucia do talerzy i obsceny - dajcie sobie spokój.

2 komentarze:

  1. Z przyjemnością przeczytałbym ta książkę, bo oglądałem parę razy film i zrobił na mnie duże wrażenie. Nota bene, film był produkcji polsko-czechosłowackiej i jego tytuł w wersji czeskiej bodajże był "Hotel od Kuchni", co bardziej odzwierciedlało jego treść.

    Jeszcze jako dzieciak czytałem "Wyspa Starej Tekli" tegoż autora i było to piękna książka, do dzisiaj o niej myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszukam "Wyspy ...", a film skleroza proponuje sobie powtórzyć :P

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."