Każdy z nas zna kogoś kto był, albo zna kogoś, kto zna kogoś kto był, albo wręcz z rodziny ktoś był, bo już nie wspomnę, że, być może, był TAM sam. TAM, czyli w USA, w Stanach, za oceanem, w raju, w krainie miodem i mlekiem..., w świecie Levis'ów i coli w puszkach. Młodsi wzruszą ramionami, ale starsi wiedzą, że w Polsce były kiedyś czasy bez Levis'ów (Pewex'ów nie liczę), a puszki po coli z namaszczeniem zbierano (i to bynajmniej nie w celu zbycia u złomiarza) i ustawiano na segmentach, by przybyli goście mogli ogarnąć, jak światowa jest rodzina ;)
"Bumtarara" Redlińskiego to zbiór felietonów, wywiadów, opowiadań, które zostały podzielone na trzy części: przed, w i po Ameryce. Podobały mi się wszystkie (no, może w wywiadach z Pułaskim i Kościuszką trochę pana Edwarda poniosło). Począwszy od "Bazaru", w którym przedstawia, typowy (do dziś zresztą) dla polskiej wsi festiwal próżności, po gorzką kontestację "grynpoityzacji" polskiego społeczeństwa (która trwa), w ostatnich szkicach. A pomiędzy jest Ameryka, gdzie na sukces trzeba zapracować, gdzie jest ciężko, ale nie niemożliwie, dla tych co chcą. Gdzie są karaluchy w pościeli, ale i kursy językowe, które pomogą zdobyć lepszą robotę itd. Redliński pokazuje, że wbrew temu co pisał wcześniej, Ameryka ma też swoje dobre strony, tylko trzeba się do niej odpowiednio ustawić. Nie wyklucza powrotu, ale tym razem to on chce dyktować warunki.
Czytało się dobrze. Polecam tym, dla których zdjęcie znajomego przy pontiacu z super laską i własnym house w tle, to przykład na poparcie tezy o american dream. Jak pokazuje Redliński, pozory czasem cholernie mylą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."