środa, 8 października 2008

"Księga imion" Jill Gregory & Karen Tintori


Potrzebna mi była książka łatwa i przyjemna. Odmóżdżacz tak zwany, znaczy. No to sięgnąłem po, a jakże, bestsellerową sensacyjkę. Sięgnąłem i... po trzykroć popiół na mą naiwną łepetynę, bo takowej kichy, to nawet jakby ze świecą szukać, to problemy ze znalezieniem jak nic by były :) Autorki (bo książka ta to dzieło spółki autorskiej), odrobiły pobieżnie lekcję na temat żydowskiej kabały i dawaj pisać megahita.
A zatem: świat stoi o krok od zagłady (który to już raz?), a z 36 sprawiedliwych, tzw.
lamed wowników, których istnienie jest gwarancją, że koniec nie nadejdzie, zostało przy życiu trzech, w tym pasierbica głównego bohatera. David, bo to o nim mowa, też nie jest pierwszym lepszym leszczem z ulicy, ale człowiekiem który posiada w swych rękach skarb - tytułową Księgę Imion, obiekt pożądania zarówno tych dobrych jak i tych złych (czyt. tajnego stowarzyszenia gnozytów). Zresztą co tu dużo mówić, wszyscy znają wszystkich i cały wielki ogólnoświatowy spisek można by zamknąć w pudełku zapałek.
Czemu zatem ten "kabalistyczny thriller", który "wciąga jak najlepszy film akcji", bo tak z okładki reklamuje książkę Andrzej Chyra, zniesmaczył mnie okrutnie i jedyne czego pragnąłem to dojście do, jakże przewidywalnego, zakończenia?
Otóż, po pierwsze postaci - jednowymiarowe, przewidywalne do bólu i dodatkowo zachowujące się wprost irracjonalnie. Po drugie samo prowadzenie akcji. Czarne charaktery mają zniszczyć świat, dosłownie, a tymczasem mają jakieś "wąty" żeby zabić parę osób. W ogóle akcje w wykonaniu zawodowych zabójców, są tak żałośnie nieskuteczne, że budzą politowanie. No, bo jakże to, kilku (ba, momentami wręcz kilkunastu) killerów nie może zabić dwójki naukowców. Litości. Po trzecie książka jako całość. Z mnóstwem powtórzeń i z upychaniem, tu i ówdzie, nabytej przez autorki wiedzy na temat kabały oraz z ilością napięcia, którą może się pochwalić bateria do zegarka kwarcowego.
Podsumowując. Śmieszna, żeby nie powiedzieć żałosna. Pełna bezsensów i akcji, przy których latające Chińczyki z filmów kung-fu, wydają się wyjątkowo wiarygodne :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."