wtorek, 14 października 2008

"Małe zbrodnie małżeńskie" Eric-Emmanuel Schmitt


Nie lubię książek otoczonych nimbem wspaniałości. Zachwyt tłumów zawsze budzi pytanie: "Człowieku, co jest z tobą nie tak, że ci się to cudeńko nie podoba? Przecież miliony ..., itd." ;)
Cieniutka, bo w takich pan Schmitt wydaje się celować, książeczka, zawiera sztukę teatralną, w której autor postanowił się zmierzyć z małżeństwem. A właściwie z procesem, który powoduje, że po kilkunastu latach związek dwojga ludzi przechodzi kryzys. Żeby nie było sztampowo, męski bohater ma amnezję powstałą na skutek wypadku w domu, a jego ukochana żona przypomina mu ich wspólną przeszłość. Od czasu do czasu mamy genialny i zaskakujący, ale tylko w zamyśle autora, zwrot akcji, którego zadaniem jest poprawienie optyki czytelnika i pomoc w ujrzeniu sprawy w nowym świetle.
No cóż, być może kiedyś, kiedy będę miał większy bagaż małżeńskich
doświadczeń, zmieni się moja opinia o książce. W chwili obecnej uważam, że miast być okrzyczanym bestsellerem, równie dobrze mogłaby być etiudą przygotowywaną przez studentów. I być może zagrana przez nich robiłaby większe wrażenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."