Jako domator, który genetycznie ma zakodowane siedzenie w domu, a podróż, dalsza niż 15 km od miejsca zamieszkania, go przeraża, sięgam po książki pana Ryszarda, żeby troszkę świata jednak zwiedzić ;) Podobnie było z "Podróżami ...", którymi, mimo że podobały mi się, jestem jednak troszeczkę zawiedziony. Ale to ja, inni nie muszą tak mieć, co zaraz wyjaśnię.
Zawód mój wynika z faktu, że lwią część książki stanowią komentarze pana Kapuścińskiego do "Dziejów" Herodota, przeplatane na dodatek dość długimi cytatami z ww. dzieła. I choć jest to niewątpliwie ciekawe dla człowieka, który "Dziejów" nie zna, to dla mnie, który z Herodotem "miał przyjemność", było raczej nużące.
Jeśli jednak odnieść się do książki jako całości, to na ponad 200 stronach dostajemy wspaniały obraz podróży reporterskiej, w której zacierają się granice czasu i przestrzeni. Reporter starożytny, za jakiego autor uważa Herodota, staje się poniekąd mentorem swego XX-wiecznego kolegi. To jego opowieści czytane w różnych stronach świata, zachęcają początkującego redaktora Kapuścińskiego do działania, do kolejnych podróży. Z kart książki przebija fascynacja ruchem, zbieraniem informacji, poznawaniem nowego, dociekaniem przyczyn.
"Podróże ..." z pewnością będą ciekawszą lekturą dla ludzi, którzy ze starożytnym kronikarzem nie mieli wcześniej do czynienia. Warto się również z nimi zapoznać, żeby zobaczyć jakie można sobie stawiać pytania, podczas badania tekstów źródłowych. Ja uważam książkę za długaśne [Przeczytane], które pan Kapuściński napisał z "Dziejów" Herodota i dla smaku podlał retrospekcjami z własnych podróży.
Podobało mi się.
Uwielbiam "Podróże", Herodota nie czytałam, ale też polubiłam.
OdpowiedzUsuńLubię teksty starożytne interpretowane przez mądrych ludzi.
No i te Lotofagi na okładce. Kocham wręcz.
Ale to dlatego, że mi się kojarzą.