piątek, 24 października 2008

"Czwarta ręka" John Irving


Żeby nie było, Irvinga lubię. Ale swoją "Czwartą ręką" sprawił mi przykrość. Ta książka po prostu nie chciała się czytać. I o ile pierwsze rozdziały jeszcze jakoś "szły", o tyle im głębiej w treść, tym więcej ziewnięć. Domęczona i skończona, ale ze świadomością, że na siłę, co, w przypadku Irvinga, miejsca mieć nie powinno.
Patrick Wallingford, główny bohater książki, jest typowym japiszonem. Robi karierę reportera, a w międzyczasie zalicza wszystko co się rusza i choć trochę przypomina kobietę. Prowadzi to beztroskie kawalerskie życie do momentu, kiedy, podczas wizyty w Indiach, lew ogryza mu lewą dłoń. To przełomowa chwila, która zmieni Patricka i wyprowadzi go z jego niby-życia na szerokie niwy życia prawdziwego.
Irving przedstawia ewolucję Patricka korzystając z przejaskrawień, groteski, pastiszu nawet. Nie wiem, może to i śmieszne, ale nie dla mnie (parę uśmieszków półgębkiem z mojej strony). Po odjęciu tej "śmieszności" pozostaje miałko napisana historia o gościu, który ze złego kawalera, stał się bogoojczyźnianym ojcem i mężem ze skłonnością do rodzinnego uczęszczania na mecze futbolowe. Gdzieś w tle narzekanie na schyłek konsumpcyjnie nastawionej cywilizacji Zachodu, którą Irving swą powieścią pragnie ośmieszyć, a jej członków pchnąć ku wartościom "wyższym". No i media. Zło w czystej postaci. A szczególnie telewizja, która skupia się na krwawych kawałkach, ignorując rzeczy ważne.
Powiem szczerze, że gdyby nie drugoplanowa postać doktora Zajaca, introwertyka, który pieczołowicie buduje więzi ze swym synem, wychowywanym po rozwodzie przez matkę, to rzuciłbym "Czwartą rękę" w kąt. Niestety Zajac w pewnym momencie znika z kart powieści, a wraz z nim resztki przyjemności z jej letury.
Howgh. Rzekłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."