sobota, 4 października 2008

"Córka nomadów" Waris Dirie


Właściwie nie wiem, kto jest autorką tej książki, gdyż na okładce oprócz nazwiska Waris Dirie widnieje drugie - Jeanne D'Haem. Jest to dla mnie o tyle istotne, że dawno się tak nie zawiodłem lekturą i chciałbym wiedzieć kogo mam psioczyć.
"Córka ..." jest przeładowana infantylizmem i tanim sentymenta- lizmem rodem z pensji dla dobrych panien. Otóż pani Dirie próbuje w żenujący sposób dowieść, że ciągle (mimo 30 lat w Europie i USA) jest Somalijką z krwi i kości, i w ogóle Somalia über
ales, a Zachód to be i że ona tylko z konieczności po tych wybiegach bryka, bo tak naprawdę to wolałaby z rodziną w lepiance biedę klepać. Ale też, żeby podkreślić jak ważną jest osobą rzuca ni z gruchy, ni z pietruchy o Armanim, o swojej działalności przy ONZ dotyczącej zakazu obrzezywania kobiet (co nie przeszkadza jej kazać obrzezać synka, bo przecież "(...) U chłopców nie jest to tak okrutny zabieg (...)") itd. Jednym słowem: "Osiołkowi w żłoby dano" i rozdwojenie jaźni gotowe.
Przykłady tego co mnie drażniło? Proszę bardzo:
"W oczach zakręciły mi się łzy, ale nie smutku, lecz szczęścia. "Matko Somalio - pomyślałam - tak mi cię brakowało! Jak mogłam opuścić cię na tak długo". I tak co i rusz. "Byłam dumna z zachowania Aleeke /syn autorki/ (...) Kiedy podczas lotu potrzebował wyjść do ubikacji, zwyczajnie wstawał i przechodził między rzędami foteli do odpowiedniego pomieszczenia. (...) Najwidoczniej odziedziczył po mnie duszę wiecznego koczownika". To co, bez duszy koczownika zrobiłby podwójne salto, pół śruby i, z przeproszeniem, narobił na fotel? Kilkunastoletni, bo takie odniosłem wrażenie, chłopiec?
Te dwa przykłady to tylko kropla w morzu całego tekstu. Odniosłem wrażenie, że pani Dirie próbuje nie tyle mnie, co sobie, coś udowodnić. Ale po co od razu wydawać książkę? Żeby milionom czytelników wyjaśniać, że nie jest się przysłowiowym wielbłądem (tu, słynną supermodelką). Jaki cel ma ta książka?

Podsumowując. Jeśli chcesz poczytać o Afryce i jej mieszkańcach przeczytaj "Heban" Kapuścińskiego. Biały człowiek pisał, a znać niewymuszone uczucie do kontynentu. A "Córka ..." to, moim zdaniem, próba zbijania kasiory po sukcesie "Kwiatu pustyni", której to książki nie czytałem, więc wypowiadać się nie będę ;)

13 komentarzy:

  1. No i skasowało mi komentarz, nie wiadomo czemu :(

    A chciałam się pokłócić...

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie da rady raz jeszcze? Bo mam wrażenie, że na moim blogu nic (oprócz naszych "rozmów") się nie dzieje. Taka kłótnia, to by było coś :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewentualnie, bo niby czemu nie, tylko muszę sobie przypomnieć, co ja chciałam...

    Ech, żeby jeszcze jakieś powiadomienie o nowych komentarzach, bo tak to lecę po całości i klikam, gdzie się dopisywałam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Poczekam :)
    Nie ma czegoś takiego? Jest jakieś narzędzie pozwalające na subskrypcję komentarzy. Zamieszczę na próbę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam się pokłócić, tyle że od razu na wstępie zastrzegę, że nie jestem pewna czy tę właśnie książkę czytałam. Mama kiedyś szukała, tej, czy innej tego autorstwa (są dwie albo trzy) i tak mi się majaczy, że przekartkowałam.
    I jakoś nie odniosłam wrażenia, że to taka zła literatura. Oczywiście, pisane to jest na fali, albo nie, stop, wróć, nie pisane, tylko wydawane w Polsce na fali "Tylko razem z córką", czyli kobieta kontra egzotyczne przeciwności życiowe.
    Czepiasz się uwielbienia dla Somalii, zarzucając przeładowanie - ale mnie osobiście bardziej by raziło, gdyby Somalijka przesiąkła amerykanizmem do szpiku kości, mieszkając tam zaledwie, haha, 30 lat. To przecież dobrze, że pamięta o ojczyźnie, że tęskni - jak sobie pomyślę o krewnych, o których opowiadał mi mąż: wyjechali do Niemiec, a po dwóch latach już zapominali, jak się mówi po polsku... Taaa, kopnąć w dupę rodzinne ziemie...
    No ale zdygresowałam. Ale to już druga książka, w której wyrażasz pewne zniesmaczenie co do wyrażanaych przez autorów uczuć do pewnego kątka na ziemi, o agencji detektywistycznej pisałeś podobnie. Należy więc uznać, to taki bzik twój.
    Ale z pisaniem o rozdwojeniu jaźni przy problemie obrzezania kobiet i mężczyzn to już jakbyś trochę przesadził.
    Naprawdę nie widzisz różnicy pomiędzy tymi zabiegami?

    OdpowiedzUsuń
  6. Bzik? Raczej nie. Po prostu uważam, że są różne rodzaje tęsknoty, a ta w wykonaniu pani Dirie, jest jednak taka troszkę, pod publiczkę. Przyznaję, że to tylko moje osobiste wrażenie. U Smitha znowu jest to zachwyt "propagandowy" - też nie lubię.
    Co do kwestii obrzezywania. Nie toleruję okaleczania ze względu na czyjeś widzimisię (religijne, obyczajowe, łotewer), a obrzezanie synka autorki nie miało podstaw medycznych i jako takie stawiam je na równi z zabiegami, które panią Dirie tak oburzają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, mnie się wydaje, że cała książka, ba! cała postać pani Dirie jest pod publiczkę :)
    Grunt to się dobrze wyeksponować.

    Okaleczanie jest złe, owszem, tylko ja tu jeszcze sobie zastopniowałam. Obrzezanie mężczyzny jest złe, bo traci on kawałek skóry. Obrzezanie kobiety jest wyjątkowo podłe, bo traci ona łechatczkę, a co za tym idzie, nigdy już nie będzie w stanie odczuwać orgazmu. Tu nie tylko chodzi o to cięcie nożem - tylko o to paskudne, głęboko zakorzenione przekonanie, że kobieta jest czymś gorszym i mniej znaczącym, tfu, nic nie znaczącym stworzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzisz, ja staram się zła nie stopniować (zazwyczaj z wątpliwym skutkiem). Dla mnie fakt zabiegu obrzezania, nie poparty koniecznością medyczną, jest równie barbarzyński jak praktyki somalijskie, które piętnuje Dirie.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i tyle w temacie, nie widzisz tej różnicy.

    OdpowiedzUsuń
  10. To może inaczej. Co jest bardziej "złe": obcięcie nosa sommelierowi czy twórcy perfum, czy szaremu Kowalskiemu?

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest zła analogia.
    Lepsza byłaby: Uszkodzenie oka malarzowi tak, że będzie widział czerwone jako zielone i odwrotnie, czy też uszkodzenie oka kompletne, tak, że nic nie będzie widział, nigdy.
    Co lepsze/gorsze?

    OdpowiedzUsuń
  12. Dla mnie jedno i drugie kończy się na "Uszkodzenie oka" i jest złe. Nie lepsze/gorsze, bo zło nie może być lepsze/gorsze. Oczywiście życie weryfikuje ten mój idealizm w niestopniowaniu zła, codziennie. I ja się z żalem tej weryfikacji poddaję :(

    OdpowiedzUsuń
  13. No i pas...
    Wyraziliśmy różnicę zdań.
    :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."