Kiedyś, zupełnym przypadkiem, podczas wizyty na Allegro, zapuścilem się w kategorię "Pocztówki" i obejrzałem sobie moje miasteczko powiatowe sprzed lat. Czasem, na pocztówkowym zdjęciu, obiektyw, zupełnym przypadkiem, ujął jakąś postać i zastanawiałem się, kim ów ktoś był, czy jeszcze żyje i czy przypadkiem tej osoby nie znam. Teraz, podczas lektury "Hanemanna", przypomniałem sobie tamto zdarzenie. Dlaczego? Bo opisywana książka, to właśnie zbiór takich, nakreślonych i utrwalonych słowem, obrazów. Obrazów Miasta, którego już nie ma, a które wyłania się z pamięci autora, właśnie w takich "pocztówkach". Są też i postacie. Tajemnicze, niedookreślone, czasem sprowadzone do inicjału nazwiska, równie enigmatyczne jak te z wspomnianych już widokówek, ale dzięki kolejnym fragmentom coraz mniej i mniej.
Stefan Chwin sportretował koniec Danzig z jego niemieckim mieszczaństwem, które w chwili gdy rozpoczynamy lekturę, opuszcza swą małą ojczyznę w pośpiesznym exodusie, z jego nazwami ulic wypisanymi gotykiem, z architekturą i całą masą szczegółów, które odróżniały go od późniejszego, powojennego i PRL-owskiego, Gdańska. Jednocześnie przedstawia osoby, przedstawicieli tego co było (Hanemann) i tego co przyszło (rodzina narratora, Hanka, Adam) budując, mimo wszystkich zadr i uraz, pomost porozumienia między nimi. Wydaje mi się jednak, że postacie wprowadzono tylko po to, by jakoś uczłowieczyć historię o Mieście. Bo to ono jest głównym bohaterem, a jego, w pewnym sensie, śmierć i ulegająca przykrej transformacji postać, przytłaczają osobiste ludzkie dramaty.
Wciągnęło mnie to malowanie słowem i ten świat, który zniknął i tylko od czasu do czasu wyskakuje z szuflad ludzkiej pamięci. I mimo, że nie lubię książek opisowych, statycznych, to jednak tą przeczytałem z niekłamaną przyjemnością. I przy okazji zrozumiałem miłość Jacka Dehnela do XIX-wiecznego sposobu bycia i do "tamtych" czasów :)
PS. Żałuję tylko, że nie dane mi było czytać o wiele piękniejszej (w sensie wydania) edycji wydawnictwa słowo/obraz/terytoria ze zdjęciami starego Gdańska.
A "Złotego pelikana" czytałeś? Jeśli tak, daj linka :)
OdpowiedzUsuńNiestety, "Hanemann" to druga, po nieszczęsnej "Żonie prezydenta", książka pana Stefana, którą przeczytałem.
OdpowiedzUsuń"Zona prezydenta" na początek? To faktycznie kiepsko zacząłeś poznawać Chwina. Cieszę się, że zauważyłeś niezwykłą urokliwość "Hannemana", że doceniasz, iż można pięknie pisać o ludziach i miejscach jednocześnie.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że ludzkie losy jakoś do mnie niespecjalnie przemówiły, natomiast reszta, czyli opisy przedmiotów, mieszkań, zauroczyła. Może to mój sentyment do posiadania domu pełnego pięknych rzeczy i rodzinnych, gromadzonych od pokoleń, pamiątek - nie wiem, ale coś w tej książce musi być, bo mnie samego zaskoczyło to, jak wciągnęła :)
OdpowiedzUsuń