"Kwietniowa czarownica" to książka straszna. Nie literacko, bo tu nie można się do niczego przyczepić. Jest straszna przez to co opisuje, przez to jakie pytania stawia i przez to jakie w sobie znajdujemy odpowiedzi. Od razu zatem na początku, odradzam ją szczerze, wszystkim tym, którym w duszy tli się płomyczek tzw. "dołka". Książka bowiem ten płomyczek rozdmucha, pożre czytelnika, strawi go i wydali, bez oddechu i bez wiary w nadzieję. Tę książkę należy czytać w jasny, letni dzień, z kochającymi bliskimi pod ręką, żeby od czasu do czasu móc się z lektury wynurzyć i "obmyć" otaczającą, pogodną atmosferą z brudu, który osiada w duszy.
Axelsson przedstawia losy czterech kobiet, Christiny, Margarety, Birgitty i Désirée, które życie, a nie biologia, uczyniło siostrami. Jedna z nich, tytułowa czarownica, przykuta do łóżka epileptyczka - Désirée, dzięki niezwykłej zdolności wnikania w ciała ludzi i zwierząt, knuje zemstę. Za co? Za ukradzione życie, które w jej mniemaniu stało się udziałem jednej z pozostałych pań, wychowanic jej biologicznej matki, która pozbywszy się po urodzeniu balastu chorej córki, została zastępczą matką. W kolejnych retrospekcjach poznamy trzy, a właściwie cztery, życia, różne, ale po zastanowieniu, mające wspólny mianownik.
Ciężko jest o tej książce pisać, tak jest naładowana emocjami i opisami nikczemności istnienia. To książka, w której praktycznie brak światełka w tunelu. Jest ból, cierpienie, poniżenie, zgnilizna. Są cztery połamane życia i obraz Szwecji lat 50-tych, który daleki jest od sielskości, jaka nam się z tym skandynawskim rajem kojarzy. Ta książka miażdży. I taki właśnie sie po jej lekturze czuję - zmiażdżony, a dodać należy, że raczej kiepski ze mnie empatyk.
PS. Nie zdobyłbym się chyba na obejrzenie filmu na podstawie "Czarownicy ...".
Pięknie napisałeś. Masz coś z kobiecej wrażliwości w sobie. To zaleta, nie ujma!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Dziś właśnie dotarła do mnie kolejna "miotła" W.A.Bu, nabyta w promocji Merlina - "Mam łóżko z racuchów" Moriarty. Szkoda, że z finansami krucho, bo nabyłbym coś jeszcze. Axelsson tak na mnie podziałała, że zaczynam polowanie. Już nie na czarownice, ale inne jej książki :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, mam odwrotnie. Przeczytałam jedną książkę pani Axelsson i wcale nie pożądam następnych.
OdpowiedzUsuńByć może dlatego, iż nagromadzenie pesymizmu w tej przeczytanej prekraczało moje bieżące potrzeby.
Agnes Ja nie mówię, że ciurkiem, ale raz na jaki czas potrzebuję takiego nurka w beznadzieję. Pozwala mi to poprawić optykę i inaczej popatrzeć, na to co mam. Docenić.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Dom Augusty" we wrześniu i od razu też bym się nie brała za następną Axelsson. Teraz może tak, ale nie jestem pewna, czy zapasy optymizmu wystarczą na przeczytanie. Może poczekam na prawdziwą wiosnę.
OdpowiedzUsuńLilithin
Axelsson ogólnie miażdży. To, w jaki sposób to robi, przyciąga mnie do jej twórczości. Na deser (na kiedyś) zostawiłem sobie "Dom Augusty", cała reszta jej książek jest obłędnie miażdżąca...
OdpowiedzUsuńCastillon, o którą będziesz walczyć, bynajmniej taka nie jest, chociaż bardzo się stara.
Pozdrawiam
Właśnie też miałam na tapecie "Dom Augusty"... :)
OdpowiedzUsuńA nurka w beznadzieję po to, by sobie skontrastować życie, chyba nie potrzebuję... ale potrzebę (z trudem) rozumiem.
Bazylu,
OdpowiedzUsuńdzięki za recenzję.
Mogłabym się podpisać pod każdym słowem tej recenzji.. Książkę czytałam już jakiś czas temu i chętnie bym o niej zapomniała, cóż, kiedy napisana jest w ten sposób, że to się pewnie nie uda ;) O tym mniej więcej myślałam, krytykując powieść Ruben Gallego, o sile słowa większej od siły samych zdarzeń. Z innych powieści o takiej sile pozbawiania złudzeń i nadziei - "The Blind Assassin" Atwood, po której właściwie odeszłam od czytania literatury tego typu.
OdpowiedzUsuńCiekawie to napisałeś. Jednak ja na razie trzymam się z daleka od książek Axelsson właśnie przez te dołujące klimaty - za bardzo jestem podatna i mogłabym sobie zaszkodzić. Za Twoją radą sięgnę po te książki latem. No i czekam teraz na recenzję książki J. Moriarty, bo mam ją w koszyku i wciąż nie wiem czy powinnam ją kupić.
OdpowiedzUsuńLilithin Ja też poczekam na słoneczko i letni optymizm, acz na wakacyjny wyjazd (jak się trafi), nie zabiorę.
OdpowiedzUsuńJarosław Czechowicz Castillon jestem ciekaw, bo ciekawi mnie co prezentuje sobą seria z miotłą. Nie musi być miażdżąca, Axelsson wystarczy na dłuuuugi czas.
Agnes To nawet nie o kontrast chodzi, tylko o to, że czasem dotyka mnie syndrom "chciałbym/mógłbym mieć". Po takiej lekturze przechodzi mi wszelkie "chciejstwo".
Prowincjonalna nauczycielka Polecam się na przyszłość :)
Ada Cisnęło mi się na klawisze porównanie do Gallego, ale dałem spokój. W każdym razie, podejrzewam, że ludzie już tyle naczytali się o zbrodniach stalinizmu i komunizmu, że kolejne relacje robią mniejsze wrażenie. A tu? Szwecja. Jak to?
dededan Możesz za długo czekać, bo przede mną stos, a cykl czytelniczy u mnie długi :)
z tą empatią wcale nie jest źle! :)
OdpowiedzUsuńja planowałam "Kwietniową czarownicę" na pierwsze spotkanie z Axelsson, ale będzie jednak "Dom Augusty", tylko pewnie gdzieś na wiosnę ... taką prawdziwą, nie kalendarzową;) a seria z miotłą w ogóle ma dużo smakowitych pozycji, "Mam łóżko z racuchów" też będę czytać :)
Axelsson potrafi zmiazdzyc. To prawda. Czytałam juz jej wszystkie. Nie są optymistyczne.. ale rzadko trafia sie na tak dobrą literature. Skandynawia chyba goruje w tym wgledzie.
OdpowiedzUsuńJa bym tak chciała coś przeczytać tej autorki. Poluję w bibliotece - i bezskutecznie. Jeszcze trochę poczekam i może cosik zakupię. Recenzja przerażająca, miażdżąca, ale zachęcająca:)
OdpowiedzUsuńA ja z tą panią jeszcze do czynienia nie miałam :( Idę się zawstydzić...
OdpowiedzUsuń