Każdy system ma swój sposób na, ja to się dziś mówi, osoby niepełnosprawne. Od definitywnych rozwiązań Spartan, po dające możliwość funkcjonowania, kosmiczne wynalazki (wózki, komputery), we współczesnych państwach rozwiniętych. Gallego w swojej drugiej*, autobiograficznej książce pokazuje, w jaki sposób osoby kalekie traktował "opiekuńczy" system sowiecki.
Oto pokój sowieckiego domu starców. Tak, tak, starców, bowiem dzieci nierokujące szans na wyzdrowienie, które przekroczyły odpowiednią cezurę wiekową, trafiają z domów dziecka, właśnie do takiej umieralni dla staruszków. To w tym pokoju, w znacznym stopniu sparaliżowany Ruben i jego chory na miopatię kompan - Misza, prowadzą dziwne dialogi o otaczającym ich świecie. Misza jest nauczycielem, Ruben uczniem, który przed śmiercią przyjaciela powinien przemóc wrodzony debilizm i umieć poradzić sobie bez pomocy innych.
Gorzka to lektura, pełna konstatacji na temat nieludzkiej rzeczywistości, w której stwierdzenia: "Kim my właściwie jesteśmy, żeby nas karmić?", albo: "Wierzysz w sprawiedliwość? (...) No to naprawdę jesteś durniem.", wypowiadane przez cynika Miszę, dają obraz tego, jakie jest miejsce bohaterów w systemie. Tu nie ma dobrych i złych, są mądrzy i głupi. Ci pierwsi mają wszystko, drudzy - nic i dlatego warto być w tej pierwszej grupie. I przyjaciele są. Mają olej i sól do chleba, czekoladki i lekarstwa, zakazane w placówce: wódkę i czajnik. Wszystko co potrzeba by trwać, wbrew zapijaczonym lekarzom, wbrew chamskim analfabetkom, nie wiedzieć czemu nazywanym niańkami. Ale to trwanie ma tylko jeden cel, udaną próbę samobójczą, która skończy męki, niepotrzebnego z punktu widzenia chłopców, istnienia.
Mimo że przerażająca w swej wymowie, to jednak "Na brzegu" jest książką dość wtórną i znacząco uładzoną w stosunku do debiutu, a przez to, w moim odczuciu, mająca mniejszą "siłę rażenia". I nawet próba udekorowania jej dramaturgicznymi wstawkami (akt I i III), które zresztą uważam za zupełnie zbędne udziwnienie, nie jest w stanie tego zmienić. Niemniej jednak, człowiek cały czas zastanawia się, kim mógłby zostać Misza, gdyby dostał od życia takie możliwości jak choćby, przywołany w tekście książki, Stephen Hawking?
*Pierwsza to wydane po polsku po raz pierwszy w 2002 roku "Białe na czarnym".
Dzięki tej recenzji przypomniałam sobie, że kiedyś czytałam tę książkę, choć ewidentnie wyparłam to z pamięci. Masz rację - przerażająca. I przyznam się, że to jedna z niewielu chyba książek, których nie dokończyłam z powodów, które mi chluby nie przynoszą - po pierwsze to nagromadzenie cierpienia i okrucieństwa było nie do zniesienia, po drugie książka napisana jest nie najlepiej. Czyli trochę hipokryzja: mogę czytać Sołżenicyna i Warłama Szałamowa, opisujących rzeczy równie straszne, ludzi niszczonych podobną sowiecką machiną - bo jest to świetnie napisana literatura. Trochę to nieetyczne, zapewne, wyżej stawiać wartość samej prozy nad jej przekaz.
OdpowiedzUsuńNie wiem z czego to w sumie wynika. Może z tego, że miało być "od serca", a więc bez literackich ozdobników. Owszem, wzmacniało to przekaz w pierwszej książce, ale w drugiej już troszkę razi. Bo warsztat, bez względu na tematykę, powinien być coraz lepszy.
OdpowiedzUsuń