Tylko krowa nie zmienia..., a ja nie krowa, więc zmienić muszę. Co konkretnie? Nastawienie do kryminałów. Po trafiającym w moje gusta czytelnicze Mankellu, na horyzoncie zamajaczył kolejny żagiel kryminalnej prozy podobnego sortu. To Aleksandra Marinina ze swoim cyklem książek o major Anastazji Kamieńskiej. Przeczytałem "Ukradziony sen" i choć lektura to niewesoła, wpadłem jak śliwka w kompot i chcę więcej.
Powieść zaczyna się, a jakże by inaczej, morderstwem. Ginie młoda kobieta, którą znajomi podejrzewają o chorobę psychiczną. Przed śmiercią bowiem, Wika twierdziła, że ktoś ukradł jej sen, koszmar z dzieciństwa i opisuje go w radiowej audycji. Słowem zwariowała, a że wódeczkę oraz facetów lubiła, nic dziwnego, że ktoś wariatkę wykorzystał i zabił. Sprawa typu: "zakończyć, zapomnieć", gdyby nie fakt, że wersję denatki potwierdza prowadząca śledztwo Kamieńska. Wszystko zaczyna się gmatwać.
Marinina, podobnie jak Mankell, bohaterką swoich książek uczyniła zwykłego glinę. I to jest plus. Pani major ma własne problemy, skomplikowaną sytuację osobistą i zawodową, i nie jest herosem w spódnicy, a tylko, albo aż, bystrym analitykiem w średnim wieku, z kłopotami krążeniowymi. Na dodatek zostaje zza biurka przeniesiona w teren. Dzieje się tak, ponieważ szef stawia ją, jako jedyną członkinię wydziału, poza podejrzeniem, w rozpracowywanej przez siebie aferze korupcyjnej.
"Ukradziony sen", oprócz sprawnie skonstruowanej intrygi, pokazuje też oblicze matuszki Rosji w dobie przemian, skupiając się na tym, jak koniec sowieckiego imperium odbił się na tamtejszych służbach mundurowych. Bo przecież powstanie brutalnych grup przestępczych, pojawienie się na rynku bezrobotnych KGB-istów i odwieczne kłopoty finansowe stróżów prawa, musiały stworzyć sytuację, którą amerykańscy autorzy opisują już od dawna, vide choćby D. Uhnak i jej "Policjanci". Sytuację, w której marnie opłacany gliniarz musi dokonać wyboru, bo przecież, "(...) Teraz zbyt wielu nadzianych gości przypada na jednego milicjanta i za pieniądze będą wywierać na nas naciski, nawet jeśli wszyscy jak jeden mąż nagle staniemy się uczciwi, bezinteresowni i zgodzimy się żyć w ciasnych mieszkaniach z dziećmi i sparaliżowanymi rodzicami, nie mając za co wynająć dla nich wykwalifikowanej opiekunki." Z takimi dylematami mierzyć się będą milicjanci z Piotrowki. Kto jest dobry, a kto zły? Tego dowiecie się podczas lektury.
Wartka akcja i zaskakujący koniec. Marinina wie o czym pisze i to widać. W końcu była podpułkownikiem milicji, więc doświadczenia i możliwości czerpania ze wspomnień, odmówić jej nie sposób. Podobało mi się i dlatego Kamieńskiej powiedziałem "Do widzenia", nie "Żegnaj".
chyba sięgnę, bo tez naczytałam sie duzo dobrego ale nie znam ani jednej ksiazki :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja. Ale z każdą kolejną pozytywną recenzją jestem coraz bliżej zaczytania się w kryminałach Marininy.
OdpowiedzUsuńEch, kryminały... Lubię takie, które już znam, jak to mówili w "Rejsie" :)
OdpowiedzUsuńMiejcie jednak świadomość, że na p.r.ksiazki stwierdzono, że Marinina jest infantylna w narracji, w typowo rosyjski sposób podchodzi do relacji damsko - męskich i nie radzi sobie z komponowaniem fabuły :)
OdpowiedzUsuńCo to jest typowy rosyjski sposób podchodzenia do relacji d-m?
OdpowiedzUsuńW ogóle ta seria kryminałów Polityki była świetna, wyjąwszy "Hotel Paradiso" czy jak to się tam nazywało (tom 6 z ostatnich wakacji). Marinina, Mankell, Krajewski, Izzo, cud, miód, sztuka w sztukę fajne kniżki.
OdpowiedzUsuń