poniedziałek, 4 maja 2009

"Dogonić tęczę" Fannie Flagg


Każdy kto ma dość krwawych historii, filozoficznych rozpraw i płomiennych romansów powinien sięgnąć po "Dogonić tęczę" Fannie Flagg. Rzadko bowiem zdarza się, by ktoś z taką pasją i talentem opisywał zwykłe życie, zwykłych ludzi, w zwykłym, małym, amerykańskim miasteczku, gdzie sprawy toczą się z wolna, a ich tempo nie osiągnęło jeszcze drugiej prędkości kosmicznej, jak ma to miejsce w wielkich aglomeracjach. Choć już chyba nie tylko tam.
Oto Elmwood Springs, Missouri, czyli parę ulic, drugstore, kino, szkoła, kościół. Oto jego mieszkańcy i ich problemy. Sąsiadka Dorothy prowadząca lokalną audycję radiową i mająca problemy z Bobbym, synem - rozrabiaką. Tot i jej zakład fryzjerski, prowadzony, mimo braku talentu właścicielki, by wspomóc, rujnowany przez męża alkoholika, domowy budżet. Norma, ciągle zamartwiająca się o wszystko gospodyni domowa i wiele, wiele innych. Zaczynając opowieść w latach czterdziestych, a kończąc w dziewięćdziesiątych, ubiegłego stulecia, wiedzie nas autorka przez historię rodziny Smithów oraz wszystkich tych, którzy znaleźli się w jej orbicie.
"Dogonić tęczę" to świetny obraz amerykańskiej prowincji, wszystkich plusów i minusów życia na niej oraz zmian jakie tam zachodzą na przestrzeni lat. To słodko-gorzka opowieść, o prostym życiu, o prostych radościach, o pielęgnowaniu podstawowych wartości. O czasach kiedy: "Nie kłamało się, nie oszukiwało ani nie kradło, rodziców otaczało się szacunkiem, słowo było czymś zobowiązującym. Nie wyłudzało się rzeczy. Chłopak żenił się z dziewczyną. Płacił rachunki. Wychowywał dzieci. Nie przeklinał w obecności dziewcząt. Nie podnosił ręki na kobietę." I choć wyśmiewać można "rednecków", to jednak nie sposób nie podziwiać organizacji życia sąsiedzkiego, tych wszystkich stowarzyszeń, klubów, spotkań, wieczorków, tego wszystkiego, czego, wydaje mi się, brakuje dzisiejszej polskiej wsi. Bo prawda jest taka, że, choć podobnie jak w Elmwood, na polskiej prowincji wszyscy znają wszystkich, to jednak odgrodzeni cyfrową telewizją i wysokimi płotami, są dla siebie obcy. "Dogonić tęczę", to książka która pokazuje, że nie musi tak być. To marzenie o spokojnej przystani, gdzie wszystko ma swoje miejsce.
Żeby nie było, że same zachwyty, jest w tej bece miodu łyżka dziegciu. W pewnym momencie Fannie Flagg opuszcza Elmwood Springs, żeby skupić się na opisywaniu kariery politycznej jednego z bohaterów. Uważam, że zbytnie rozbudowanie tego wątku, opisującego cienie i blaski american dream, zaszkodziło książce, choć niewątpliwie zyskała przez to na objętości. Solidne "ciach" w tym względzie, byłoby wskazane.
Niemniej jednak, miłośnikom nieśpiesznych bajęd, ciągle polecam, bo to pełna ciepła, muzyki gospel i zapachu ciast, pieczonych według przepisów Sąsiadki Dorothy, historia. I choć wiadomo, że upływ lat musi w końcu zakończyć się czyjąś śmiercią, to i tak na żadną nie byłem przygotowany. Cóż, jak w życiu...

6 komentarzy:

  1. Coś jak "Przystanek Alaska".

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu mnie zastrzeliłaś, bo z "Przystanku ..." zostało mi tylko ulotne wrażenie podobania. Czas powtórzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się w stu procentach, mój odbiór tej książki był taki sam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale myślę, że klimat "Przystanku Alaska" bardziej przypomina inna książka Fannie Flagg - "Boże Narodzenie w Lost River".

    OdpowiedzUsuń
  5. ja z jej książek i tak najbardziej lubię "Smażone, zielone pomidory". :)
    Podoba mi się też, mało chyba jej znana książka "Witaj na świecie, maleńka"...

    OdpowiedzUsuń
  6. chiara76 A ja się zbieram do "Smażonych ..." w wersji kinowej, ale czasu wciąż brak.

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."