Pacholęciem będąc, z zapałem wydawałem pozyskane od rodzicielki diengi, na kolejne książkowe horrory wydawnictwa Phantom Press. Twórczość Mastertona, Guya N. Smitha i innych producentów grozy nie miała przede mną tajemnic. Jednak wraz z upływem czasu, zmutowane ślimaki i indiańskie demony, miast straszyć, zaczęły śmieszyć, a ja, w tak zwanym międzyczasie, odkryłem twórczość Stephena Kinga, która, nie oszukujmy się, w porównaniu z tą wyżej wymienionych, stanowiła zupełnie inną jakość. Toteż kiedy pan Stefan polecił z okładki książkę Bentleya Little'a postanowiłem dać jej szansę. Był to "ryzyk - fizyk", bo raz już się na rekomendacji mistrza grozy zawiodłem.
Niestety wychodzi na to, że będzie przysłowiowe "do trzech razy sztuka", bo choć do wykonania "Instynktu ..." nie mam zastrzeżeń, jest to bowiem sprawnie napisana powieść grozy, to jednak do treści już tak. Po pierwsze brak w tekście suspensu. Groza powinna narastać, by w pewnej chwili "zaatakować" czytelnika, a jedyne co Little potrafi, to rzucać w twarz wymyślnie poszatkowanym, ludzkim (acz nie tylko) mięchem. Nie tak buduje się napięcie. Po drugie wątek miłosny potraktowany tak do bólu sztampowo, że lepiej już chyba było z niego w ogóle zrezygnować. I po trzecie, główny szwarccharakter, ujawniony za wcześnie, co powoduje doczytywanie powieści li tylko z obowiązku i tak nieautentyczny, aż strach. I to w sumie chyba jedyny strach jaki towarzyszył, tej, nie najlepiej przez Amber wybranej na autorski debiut w naszym kraju, książce Bentleya Little.
No i teraz ciekawa jestem, czy ktoś płaci autorom za prawo do wykorzystania nazwiska na okładce typu "King poleca"? Czy też rzeczywiście King przeczytał, spodobało mu się i skontaktował się z autorem, żeby mu powiedzieć, że śmiało może pisać, iż King poleca...
OdpowiedzUsuńEch. Jak nie wiadomo, to wiadomo.
Agnes Wieść gminna niesie, że podczas swego wypadku King miał w samochodzie którąś z powieści Bentleya właśnie. Więc może ze szczerego serducha, a nie za kasę :D
OdpowiedzUsuń