poniedziałek, 27 lipca 2009

"Baranek" Christopher Moore


Ile to już było różnych przedstawień życia Chrystusa? Ileż kropli atramentu przelano, a słów wypowiedziano, w mądrych dysputach na temat tego co można, a czego nie można robić w opowiadaniu o życiu i śmierci Jezusa z Nazaretu. Ile śliny wypluto w zajadłych sporach, czy taki "Żywot Briana" obraża uczucia religijne mniej czy bardziej niż "Ostatnie kuszenie ...", a może zwycięża tu "Ewangelia wg Jezusa Chrystusa" Saramago. Film, książka, komiks. Różne są rodzaje broni używane przez atakujących bastion wiary. Christoper Moore użył literatury i w swym "Baranku" przedstawił nam, ustami całkiem nieznanego z oficjalnych źródeł, kumpla Mesjasza - Biffa, swoją wersję młodości Josha, jak kolokwialnie i z hamerykańska, nazwał Zbawiciela. Cóż nie jest to może literatura najwyższych lotów, ale oprócz kilku minusów ma też plusy i choćby dla nich warto książkę przeczytać.
Na początku książki autor obdarza czytelnika szeregiem błogosławieństw, ja odniosę się do dwóch z nich.
"Jeśli trafiłeś na te strony, szukając śmiechu, obyś go znalazł". Nie da się ukryć, że po Moore'a sięgnąłem właśnie po to, żeby się obśmiać jak norka. I w jakimś procencie oczekiwania zrealizowałem, nie był to jednak procent zadowalający. Dlaczego? Bo na znacznej części z przeczytanych pięciuset stron, obok inteligentnego dowcipu, królują gagi fizjologiczne, znane choćby z takich "hitów" kina jak "Straszny film" w swych kilku odsłonach. Pierdzenie, rzyganie i przaśne rozmowy o seksie, jakoś niespecjalnie do mnie trafiają. Ale, żeby nie było, są też perełki.
"Jeśli pragniesz być urażony , niech wzbierze Twój gniew i krew zawrze w żyłach". Panie Krzysztofie! Dlaczego miałbym być urażony i się jeszcze z tego powodu denerwować? Przecież to nie o mnie, a Jezus w którego wierzę, z pewnością zaśmiałby się w kilku miejscach opowieści o swoich początkach i z uznaniem poklepał pana po pleckach.
Ale do rzeczy. "Baranek" to próba wypełnienia luki w dziejach Mesjasza, jaką pozostawiają kanoniczne ewangelie. Bazując na koncepcie, że w nauce Jezusa pełno jest podobieństw do elementów największych religii wschodu, autor wysyła Go do Chin i Indii, każe odnaleźć Trzech Króli, uczyć się kung-fu i trudnej sztuki sarkazmu. Niezłe to. Zarzucić mógłbym, że "amerykanizm" opowieści jest zbyt nachalny. Dialogi wzorowane na amerykańskich nastolatkach i takież zachowania (szczególnie Biffa), po jakimś czasie działały mi na nerwy (Jezus mówiący "Oki-doki"?), niemniej jednak przygody przyjaciół wciągnęły, a ilość stron do końca topniała w oczach. Bo "Baranek", to odprężająca proza na gorące popołudnia i deszczowe wieczory.

PS. A ja obiecałem powtórzyć sobie przywołany na początku "Żywot Briana" Pythonów, który uważam za o klasę lepszy.

3 komentarze:

  1. Zapowiada się humorystycznie, muszę poszukać tego w księgarni albo bibliotece.
    W książce "Tabletki z krzyżykiem" Hołowni jest podrozdział "Czy Bóg każe za dowcipy o sobie". Prawdopodobnie nie. :-)
    Zapamiętałam z lektury świetny dowcip, opowiadany ponoć przez warszawskich księży:

    Oto Jezus wita u bram nieba starszego człowieka. Ten zwierza sie Mu, że był rzemieślnikiem, przez całe życie zajmował się obrobką drewna. Miał też syna, który tak naprawdę nie był jego synem i na dodatek opuscił go w młodym wieku. "Tato?" - zapytał zaskoczony Jezus. A zdumiony starzec - "Pinokio?!".

    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że coś Ci umknęło w tej historii, przysłonięte przez wszędobylskiego Biffa.
    Coś tak ulotnego, jak nieśmiałość, nie, zaraz, to złe słowo, nie nieśmiałość, a niepewność Josha. Wcale nie amerykańska.

    OdpowiedzUsuń
  3. joanna_czytelnik Ale czuj się ostrzeżona, że momentami humor zahacza o koszary :)
    Agnes Być może, nie przeczę. Sugerujesz, że pewność siebie, to cecha amerykańska? :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."