Ech, sobotnie zakupy. Nie cierpię sobotnich zakupów, żeby zacytować pewnego niebieskoskórego klasyka. Ale cóż, siła wyższa, bo pieluch brakło, bo w lodówce światełko. W beczce dziegciu znajdzie się jednak i łyżka miodu. W moim przypadku zakupiona, przypadkiem właśnie, II księga "Tytusa ...", opowiadająca o zdobywaniu przez naszego kudłatego przyjaciela prawa jazdy. Dość nietypowego, dodajmy, bo uprawniającego do kierowania mechaniczną kobyłą - Rozalią.
Przeczytałem, nie powiem, z przyjemnością, w końcu ta seria towarzyszyła mi w okresie szkolnym, a i później zdarzało się podczytywać na wyrywki, jak tylko któraś z książeczek wpadła w ręce. Nic to toporna kreska, nic to branżowy (harcerski) dowcip, nic to dość łopatologiczny dydaktyzm, nic to, że II księga do najlepszych w serii nie należy,"Tytus ..." jako całość fajny jest i basta. No więc, przeczytałem, ale cały czas towarzyszyło mi niejasne uczucie, że coś jest nie tak. Czyżby to moja pamięć? Z pomocą przyszedł internet i sprawa się wyjaśniła. Otóż najnowszy reprint (?) wzorowany jest na pierwszych wydaniach, a te jak się okazuje, na przestrzeni lat, zostały w niektórych przypadkach (ot, choćby rzeczona II księga), dość znacznie zmienione. I nie mówię tutaj o pojedynczych planszach, ale o całych stronach, dodanych lub zmodyfikowanych w stosunku do pierwowzoru. Łącznie z ingerencją w teksty z dymków.
I choć chciałbym powiedzieć, że trzymana w rękach wersja nie wymagała poprawek, to jednak nie mogę. Choćby z racji braku profesora Talenta, tego tytusowego odpowiednika Q, który wymyśla różne odjechane wynalazki i w poprawionej wersji to on jest, a nie A'Tomek, "ojcem" Rozalii. No i "Ważny esemerowiec się znalazł" nie brzmi tak uroczo jak: "Uważaj harcerz, bo się usmarczesz". Słowem, szkoda że klasycznej wersji nie uzupełniono o dodatek z listą zmian, zawierający odpowiednie plansze.
Przeczytałem, nie powiem, z przyjemnością, w końcu ta seria towarzyszyła mi w okresie szkolnym, a i później zdarzało się podczytywać na wyrywki, jak tylko któraś z książeczek wpadła w ręce. Nic to toporna kreska, nic to branżowy (harcerski) dowcip, nic to dość łopatologiczny dydaktyzm, nic to, że II księga do najlepszych w serii nie należy,"Tytus ..." jako całość fajny jest i basta. No więc, przeczytałem, ale cały czas towarzyszyło mi niejasne uczucie, że coś jest nie tak. Czyżby to moja pamięć? Z pomocą przyszedł internet i sprawa się wyjaśniła. Otóż najnowszy reprint (?) wzorowany jest na pierwszych wydaniach, a te jak się okazuje, na przestrzeni lat, zostały w niektórych przypadkach (ot, choćby rzeczona II księga), dość znacznie zmienione. I nie mówię tutaj o pojedynczych planszach, ale o całych stronach, dodanych lub zmodyfikowanych w stosunku do pierwowzoru. Łącznie z ingerencją w teksty z dymków.
I choć chciałbym powiedzieć, że trzymana w rękach wersja nie wymagała poprawek, to jednak nie mogę. Choćby z racji braku profesora Talenta, tego tytusowego odpowiednika Q, który wymyśla różne odjechane wynalazki i w poprawionej wersji to on jest, a nie A'Tomek, "ojcem" Rozalii. No i "Ważny esemerowiec się znalazł" nie brzmi tak uroczo jak: "Uważaj harcerz, bo się usmarczesz". Słowem, szkoda że klasycznej wersji nie uzupełniono o dodatek z listą zmian, zawierający odpowiednie plansze.
To ja z kolei powiem, że mnie niesmaczy wolta jaką wykonał Chmielewski, od PRL do PiS. Nie żebym uważał, że przynależność do jednego bądź drugiego to jakaś straszliwa skaza, ale przeskok od-do jakiś taki niewyraźny, a już mieszanie w to swojego bohatera - jak dla mnie mocno niesmaczne.
OdpowiedzUsuńProszę kliknąć tu:
Lustracja Tytusa
a potem Ctrl-F (Japko-F) i wpisać "barts".
Są fajne obrazki porównawcze, taki z Ziobrą, i taki z Fidelem.