Na "Avatara" napaliłem się jak koń na sucharki i nic nie było w stanie powstrzymać mnie przed dotarciem, w miniony piątek, do kina. Nawet totalna zawierucha ze śniegiem, deszczem i kierowcami na letnich oponach, którzy, ze smutkiem przyznaję, sprawili że wykorzystałem mój limit wulgaryzmów na bieżący rok. No bo wszystko dograne na styk, a do przejechania 50 km, a ... Zresztą, wspomnę tylko, że było jak w katastroficznym, nomen omen, filmie. Ale uparłem się i dotarłem, ciągnąc ze sobą moją dzielną Żonę.
I nie żałuję czynu mego, nierozsądnego. Bo mimo iż fabuła prosta jak budowa cepa, a Cameron od nowa napisał historię Pocahontas, nadając jej imię Neytiri, malując na niebiesko i robiąc z niej autochtonkę planety Pandora, za Johna Smitha robi zaś kosmiczny marines - Jake Sully, to jednak ukryć się nie da, że "Avatara" się OGLĄDA. I nie muszę chyba dodawać, że chodzi tu o wersję 3D, bo oglądanie filmu w klasycznej technologii, to po prostu strata czasu.
Żeby nie przedłużać, dodam swoje 3 grosze do morza ochów i achów. Plenery zamieszkiwanej przez Na'vi planety pozostawiły mnie w zachwycie. Jako dużego chłopca zadowoliły wybuchy oraz sceny walk powietrznych i lądowych. A na koniec dodam, że zakochałem się w głosie i sposobie wyrażania uczuć Neytiri. No i, mimo swej nachalności, trafił do mnie wątek eko, bo w tej ciągłej gonitwie marzy czasem człowiek, żeby stanąć i przytulić się do drzewa, a symbioza między mieszkańcami, a ich rodzimą planetą została w filmie pomysłowo sportretowana. Chciałbym pobyć w ciele avatara choćby i parę godzin, żeby poczuć to uczucie przynależności do miejsca, z którego się pochodzi.
Podobało mi się to co widziałem i mam nadzieję, że Cameron otworzył drogę do 3D bardziej ambitnym twórcom. Takim, którzy wyjdą poza łopatologiczną walkę dobra ze złem i standardowy hollywoodzki pocałunek. Słowem - widzę przyszłość kina w trójwymiarze* :D
* Brać poprawkę na fakt, że było to moje pierwsze "czyde" i wyrażam zachwyt neofity.
3D to efekciarstwo, a ambitni twórcy się na czymś innym skupiają. Takiego Kim Ki-duka sobie w 3D nie wyobrażam ;)
OdpowiedzUsuńAle to tak swoją drogą. Cieszę się, że się dobrze bawiłeś :)
Mnie Pandora całkowicie zauroczyła.
Cameron odgrażał się podobno, że jeśli film odniesie sukces, zrobi kolejne dwie części =)
A tak na marginesie - trochę niepokoi mnie książka, którą właśnie czytasz. Czytałeś wcześniej trylogię Canavan? Bo nie pamiętam, ale może mi umknęło :)
germini Eee tam! Ja na przykład "Łuk" jak najbardziej. 3D, być może, dodatkowo pogłębiłoby wrażenie bezkresu morza, a co za tym idzie samotności dwójki bohaterów. Tak gdybam. A na "Avatara 2" już się nie wybiorę. Za to chętnie bym usłyszał o remasteringu "LoTR-a" na 3D :D
OdpowiedzUsuńCo do książki... Trylogii Canavan nie czytałem i jak na razie lektura "Uczennicy ..." nie skłania mnie do myśli o kontynuacji. A czemu Cię niepokoi? Mnie rozwalają jej gabaryty (800 str.). Ręce mi usychają i z pięćsetnej strony z utęsknieniem wyglądam końca. Ale może się rozkręci :D
Pisałam już u siebie w notce o tej książce, że wg mnie zdecydowanie powinno się od trylogii zacząć, choć "Uczennica..." jest prequelem :) Tam czytelnik jest tak ładnie "wprowadzony" w ten świat, to po pierwsze. A po drugie, można się zaspojlerować, bo wydarzenia z trylogii tajemniczo nawiązują do przeszłości i po lekturze prequela już z góry będzie wiadomo, o co tam chodzi.
OdpowiedzUsuńInnymi słowy - frajda będzie mniejsza, z obu lektur, jeśli się od prequela zacznie.
A dlaczego się na "Avatara 2" nie wybierzesz? :)
germini A czy trylogia jest bardziej, hmm, dynamiczna od swego prequela?
OdpowiedzUsuńNie pójdę, bo 27 zeta za oglądanie widoczków ze znanej już planety, to by była przesada :) A od strony fabularnej raczej niczym nowym Cameron nie zaskoczy. Chociaż... oby.
Prequel jest wg mnie lepszy od trylogii; m.in. bardziej dynamiczny :D Ale wiele osób nie podziela mojej opinii ;) Trylogia się momentami trochę wlecze.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że jeśli nie wciągnąłeś się do 500 strony, to już się nie wciągniesz ;)
A kolejne potencjalne części "Avatara" chętnie obejrzę - właśnie w kinie. Świat może i ten sam, ale takich efektów, kolorów, nie widuje się w końcu na co dzień :) (Ale ja to bym sobie nawet na pierwszą część jeszcze raz poszła :))
Walka dobra ze złem jest ok, ale oprócz tego musi być coś jeszcze (charyzmatyczne postacie, sowizdrzalski humor, jakaś, minimalna bodaj, niejednoznaczność). Takie GW też chwalono swojego czasu za efekty i był to wtedy przełom, ale GW wciąż się bronią właśnie dlatego, że na efektach nie poprzestano. No, ale biorę poprawkę na to, że to Twoje pierwsze 3D. :) Dla mnie "Avatar" to potężne rozczarowanie. O wiele więcej obiecuję sobie po "Alicji w Krainie Czarów" Burtona.
OdpowiedzUsuńJa sobie dla odmiany i Kim Ki-duka i von Triera i nawet Bergmana wyobrażam w 3D. ;) Bo dla mnie to jakiś tam bonus po prostu, a nie cel sam w sobie. Tak jak nikt nie chodził do kina na "dźwięk" ani na "kolor", gdy te efekty do filmu dodano, tak i nikt nie będzie chodził niedługo na 3D, bo to będzie standard.
A kolejne ewentualne "Avatary" omijać będę jak najszerszym łukiem. ;)
germini Prequel jest bardziej dynamiczny? Gosh! No to nie wiem jak się musi wlec trylogia :D
OdpowiedzUsuńaniaposz 3D to rzeczywiście tylko bonus, ale ja się nim jak widać zachłysłem :) I dlatego przy tym pierwszym podejściu, nawet miałka fabuła i postaci jak wycięte z szablonu (choćby sztampowy, twardogłowy pułkownik) nie były w stanie przyćmić zauroczenia Pandorą Camerona.
"Avatar" oglądałem stosunkowo niedawno (do kina nie chodzę i zwykle kupuję za grosze płyty DVD) i był to absolutnie świetny film, dużo dał mi do myślenia. Obecnie wyszła (czy wyjdzie) następna część i nic dziwnego, że wszędzie o tym się pisze.
OdpowiedzUsuń