czwartek, 23 września 2010

"Bez mojej zgody" Jodi Picoult


Proza Picoult jak wieść gminna, czy też raczej blogowa, niesie, nosi w sobie piętno sztancy. Znaczy to ni mniej, ni więcej tyle, że autorka znalazła wzór, formułę czy też, jak kto woli, formę, z której, po drobnych modyfikacjach tematyki i rysu bohaterów, wychodzi kolejna poczytna książka o Ważnym Problemie. Wielbicielki talentu Jodi płaczą, panowie się jeżą, bo obiadu ciągle nie ma, rankingi sprzedaży rosną, a agenci zacierają ręce. A w tym wszystkim ja, samotny czytelnik, na dodatek chłop, który po lekturze “Bez mojej zgody”, chce dorzucić do piramidy opinii, własną. Zaznaczam, bierzcie poprawkę na to, że to moja pierwsza Picoult.
Daruję sobie szczegółowy opis fabuły, bo wszyscy wiedzą, że chodzi o dwie siostry, z których jedna jest “magazynem” części zamiennych dla drugiej, nieuleczalnie chorej i w związku z tym występuje na drogę sądową przeciw rodzicom.

Po pierwsze - wciąga. Po drugie - wzrusza. Po trzecie - stawia mnóstwo pytań natury moralnej. Z drugiej jednak strony zawiera elementy, według mnie, zbędne. Wątek romansowy i sądowy (tak wiem, że ten drugi to główna oś fabuły, ale jednak ...), zakończenie, które idealnie dopełnia całości, ale dla mnie jest już tanią zagrywką i zbędnym graniem na emocjach.
Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że “Bez mojej ...” nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Jak bowiem mogłoby nie, gdy jestem ojcem dwóch świetnych facecików i każdą kwestię poruszoną w książce przekładałem na moją rodzinę, na zasadzie: “A gdyby tak ...?”. Wrażenia płynące z książki potęgował też fakt, że właśnie rozpoczynamy diagnozowanie choroby starszego syna i nie wiemy co los przyniesie.
Gdzie jest granica matczynej miłości? Czy gasnące życie należy ratować za wszelką cenę? Czy niepełnoletnie dziecko może decydować o sobie? Takie i wiele innych pytań pojawia się podczas lektury. Po czyjej stronie staniemy, a co za tym idzie, jak na te pytania odpowiemy, zależy tylko od nas. Warto jednak książkę przeczytać, by w ogóle w naszej głowie zagościły. Polecam!

9 komentarzy:

  1. Mi też się podobało, a odczucia miałam podobne zwłaszcza co do zakończenia. Też mam dwójeczkę (facecika i dziewusię) i też przez całą książkę męczyło mnie pytanie "co by było gdyby?"

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam Cię za dość ostrego krytyka, tym bardziej Twoja opinia dla mnie się liczy. Zastanawiam się nad Picoult - czytać czy nie czytać...liczyłam, że powiesz, iż nie warto:)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie cyztalam jeszzce. ale ja n ainny temat. ksiazka doszła???

    OdpowiedzUsuń
  4. Leży już u mnie na półce i czeka na swoją kolej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha, to też była moja pierwsza Picoult.
    Emocje grają, nie można przejść obojętnym.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka stoi na półeczce i po wielu pochlebnych opiniach jakie słyszałam i czytałam nie mogę się już doczekać aż ją zacznę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. naczynie_gliniane Ostrego? No coś Ty? Jam łagodny jak baranek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wylałam nad tą książką morze łez. Wcześniej przeczytałam kilka artykułów opisujących autentyczne przypadki rodziców, którzy drugie dziecko decydują się mieć tylko po to, że ratować pierwsze. Hodowlane podejście do powiększania rodziny, uważam za wyjątkowo skandaliczne draństwo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwolę sobie podzielić się moimi wrażeniami z lektury innej powieści Picoult, przeczytałam tylko "Dziesiąty krąg" i nie miałam ochoty na więcej, po przeczytaniu opinii o "Bez mojej zgody",kto wie, może się skuszę... Zgadzam się z tym, że autorka opracowała sobie schemat.
    http://www.w-spodnicy.pl/Tekst/Babskie-sprawy/529457,1,Pechowa-trzynastka.html

    Z czytelniczym pozdrowieniem-
    Agnesto

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."