Zacznijmy od tego, że nie jestem czechofilem. Ba, do czasu przeczytania “Gottlandu”, Czechy były dla mnie terrą jak najbardziej incognitą. Liźnięta co nieco z racji kierunku studiów historia i to raczej ta mocno zaprzeszła, niż cezurowo oscylująca w okolicach Aksamitnej Rewolucji oraz parę luźnych skojarzeń typu piwo i knedliczki, to był maks mojej wiedzy o południowych sąsiadach. Aha, jak się kiedyś zapaliłem do fotografii, to sobie Saudka pooglądałem. I tyle. Całe szczęście z pomocą przyszedł pan Mariusz i zaczął o Czechach pisać, i od razu dodam, mam nadzieję że pisać nieprędko przestanie, bo “Zrób sobie raj”, choć dość tematycznie od “Gottlandu” odległy, jest równie jak on dobry.
Już od dowcipnego eseju na wstępie wiedziałem, że będzie się podobać i tak rzeczywiście było. Najpierw współczesna czeska kultura. Zawędrowałem wraz z autorem poza drzwi Jana Saudka, którego śmiałe akty przyprawiłyby o migotanie przedsionków połowę moich rodaków, a historia jego życia zjeżyłaby włos na głowach drugiej połowy. Poznałem Davida Černego i jego prace, z których sami “Sikający”, gdyby powstali w wersji polskiej, wywołaliby u nas społeczno - polityczne trzęsienie ziemi, połączone z tsunami i Katriną, słowem - masakrę. O "Synu Bożym - modelu do składania", żeby nie powodować omdleń i masowych protestów - nie wspomnę. A jak reagują Czesi? Nie powiem. Przeczytajcie.
Po drugie, temat przewodni tego zbioru, czyli czeska religijność i wiara, a raczej jej brak, którego to braku genezę wywodzi pan Mariusz w bardzo ładny sposób. I znów szok poznawczy dla przedstawiciela nacji, w której gros osób to ludzie zdeklarowani jako praktykujący katolicy. No, bo jakże to, pustki na ulicach, a przecież papież z wizytą? Jakże to, gospoda w kościele? Co ten biskup opowiada, że 5 chrztów na ROK, w dużej, wielkomiejskiej parafii, to rewelacyjny wynik! I gdyby statystyczny Polak przeczytał (tylko, że statystyczny niestety nie czyta), to wszystko, to by pewnie za głowę się złapał i po katolicku spytał: “Jakżeż tak, kurwa, można żyć?!”. A tu jak się okazuje można, bo Czesi stworzyli sobie według autora tytułowy raj i choć jest w nim trochę niedociągnięć, to trzeba mu jednak wybaczyć, bo to w końcu raj na Ziemi i od tego, w który ateiści Czesi nie wierzą, ma prawo się różnić.
Każda kolejna książka mojego imiennika sprawia, że Czechy jawią mi się jako kraina równie dla mnie egzotyczna jak np. Bangladesz. Z drugiej strony, dzięki jego pracy, ten Bangladesz jest mi coraz bliższy i coraz bardziej go lubię. Czekam więc na kolejne pozycje i wybaczam niedociągnięcia I wydania “Raju …”, które miałem tu zjechać, ale jak zauważyłem autor sam wyłapał* i się pokajał, więc …
* Ale przyznam, że cholernie zaskoczyły mnie te grzyby. Aż sprawdzałem u źródła :D
Kurcze! Do Czech jeżdżę statystycznie, dość często i w sumie niewiele się nad nimi zastanawiam. Książki czytać jakoś nie zamierzałem w sumie, a teraz... no a teraz to koniecznie ją muszę przeczytać!:)
OdpowiedzUsuńKurczę, broniłam się przed ta książka, ale chyba jednak przeczytam. A Czechy poznałam i Praga jest dla mnie najpiękniejszym miastem na świecie.
OdpowiedzUsuńZachęciłeś mnie do lektury ;)
OdpowiedzUsuńA poczytaj jeszcz drugiego Mariusza - Surosza i jego "Pepiki dramatyczne stulecie Czechów"
OdpowiedzUsuńteż inaczej spojrzysz
Dzięki, Bazylu, wrzucam do schowka obie.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tej lektury zapragnęłam mieszkać i żyć w Czechach. Ich mentalność jest taka racjonalna. Czytałam to pól roku temu, ale do dzisiaj jestem oczarowana tą książką.
OdpowiedzUsuńHela