Czyż może być lepszy dzień do pisania o drugiej części “Cukierni pod Amorem” niż Tłusty Czwartek? Szkoda jedynie, że do tej skumulowanej, literacko - tradycyjnej, słodkości, będę musiał dodać łyżkę dziegciu. Bo choć w necie pochwalnych pień “cukrzyków” co niemiara, ja daleki jestem od bezkrytycznych pochwał.
Po pierwsze wysiudałbym z książki wątek współczesny. O ile w części pierwszej z przyjemnością czytałem o cukierniczej pasji Hrycia, a sprawa zwłok dawała nadzieję na jakieś sensacyjne zajścia, o tyle w drugiej sprowadzenie go (wątku) do kilku migawek pod tytułem: “Jak się pozbyć flamy ojca?”, sprawiło, że stał się zupełnie niepotrzebny. Mnie w każdym razie drażnił niemożebnie, tym bardziej, że zakończenie zdradza jak rozwinie się sprawa w części trzeciej. Obym był złym prorokiem i został zaskoczony. Tak, tak. Chyba nie myśleliście, że po dwóch przeczytanych tomach wypnę się na cykl?
Po drugie troszkę już bokiem wychodzi mi bogoojczyźnianość bohaterów, bo choć rozumiem potrzebę pisania o wartościach patriotycznych, to jednak mogłaby się wśród bohaterów znaleźć jakaś szuja. A tu nic. Ekonom z Niemcami nie współpracuje, jaśnie pan hrabia o chłopstwo dba, zrobiony w bambuko amant podkula ogon i nawet zaczynający od złodziejstwa Cieślakowie wychodzą na ludzi, wsparci w pewnym momencie przez prawego do bólu Paula vel Pawła. I wierzcie lub nie, tak jak obstawiałem w części pierwszej scenę z dziurką w koszuli, tak w “Cieślakach” bez trudu wykoncypowałem dialog dwóch Polaków walczących po przeciwnych stronach w okopach I Wojny Światowej. Przewidywalne.
Jest jednak jakiś magnetyzm w tej sadze, bo choć były momenty znudzenia, to jednak parę wątków (np. Grażyny Toroszyn) pociągnęła autorka na tyle brawurowo, że Morfeusz dostawał po tyłku, a ja z kolei dostawałem oczu Kota z reklamy Netii i czytałem, czytałem...
I o dziwo, mimo mego smęcenia, będę czytał dalej, bo choć nie przebieram nóżkami, że “trójkę” chcę już, teraz, to jednak ciekawi mnie jak wyjdzie zakończenie. Druga wojna oraz późniejszy komunizm będą bowiem, jak mniemam, równie eleganckim tłem dla losów potomków naszych bohaterów, jak burzliwy przełom XIX i XX wieku w “Cieślakach”. Czego sobie i “cukrzykom” życzę.
Po pierwsze wysiudałbym z książki wątek współczesny. O ile w części pierwszej z przyjemnością czytałem o cukierniczej pasji Hrycia, a sprawa zwłok dawała nadzieję na jakieś sensacyjne zajścia, o tyle w drugiej sprowadzenie go (wątku) do kilku migawek pod tytułem: “Jak się pozbyć flamy ojca?”, sprawiło, że stał się zupełnie niepotrzebny. Mnie w każdym razie drażnił niemożebnie, tym bardziej, że zakończenie zdradza jak rozwinie się sprawa w części trzeciej. Obym był złym prorokiem i został zaskoczony. Tak, tak. Chyba nie myśleliście, że po dwóch przeczytanych tomach wypnę się na cykl?
Po drugie troszkę już bokiem wychodzi mi bogoojczyźnianość bohaterów, bo choć rozumiem potrzebę pisania o wartościach patriotycznych, to jednak mogłaby się wśród bohaterów znaleźć jakaś szuja. A tu nic. Ekonom z Niemcami nie współpracuje, jaśnie pan hrabia o chłopstwo dba, zrobiony w bambuko amant podkula ogon i nawet zaczynający od złodziejstwa Cieślakowie wychodzą na ludzi, wsparci w pewnym momencie przez prawego do bólu Paula vel Pawła. I wierzcie lub nie, tak jak obstawiałem w części pierwszej scenę z dziurką w koszuli, tak w “Cieślakach” bez trudu wykoncypowałem dialog dwóch Polaków walczących po przeciwnych stronach w okopach I Wojny Światowej. Przewidywalne.
Jest jednak jakiś magnetyzm w tej sadze, bo choć były momenty znudzenia, to jednak parę wątków (np. Grażyny Toroszyn) pociągnęła autorka na tyle brawurowo, że Morfeusz dostawał po tyłku, a ja z kolei dostawałem oczu Kota z reklamy Netii i czytałem, czytałem...
I o dziwo, mimo mego smęcenia, będę czytał dalej, bo choć nie przebieram nóżkami, że “trójkę” chcę już, teraz, to jednak ciekawi mnie jak wyjdzie zakończenie. Druga wojna oraz późniejszy komunizm będą bowiem, jak mniemam, równie eleganckim tłem dla losów potomków naszych bohaterów, jak burzliwy przełom XIX i XX wieku w “Cieślakach”. Czego sobie i “cukrzykom” życzę.
:) nie zamierzam czytać drugiej częsci bo pierwsza mnie kompletnie nie porwała. Natomiast co to ja chciałam powiedzieć.. aaaaa, że lubię czytać Twoje recki. O :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej z części "Cukierni pod Amorem" i nie wiem, czy to powieść dla mnie... jedno jest pewne na pewno spróbuję ją przeczytać, bo jestem ciekawa niesamowicie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
{http://biblioteczka-pandorci.blogspot.com/}
Słodko, słodko, miód. Jak na razie nie zamierzam, ale kto wie, kto wie...
OdpowiedzUsuń"Cukiernie..." czekają grzecznie w kolejce. A ja pozwoliłam sobie dodać blog do moich ulubionych, bo zaczęłam też upubliczniać swoje książkowe rozmyślania. I żeby przed Dniem Kobiet nie było, że jakaś feministka jestem, to facet by się na liście przydał; pozdrawiam z papierowego domu. :)
OdpowiedzUsuńty chłoptasiu-recenzencie jesteś synkiem UB-eka czy może wnusiem? masz tak kretyńskie recenzyjki...weź ty się lepiej do jakiejś pożytecznej roboty, np. pozamiataj przed domem
OdpowiedzUsuńAnonimowy Miałem usunąć ten komentarz, ale w sumie konstruktywnej krytyki nigdy za wiele. Szczególnie jeśli ktoś wkłada w nią tyle serca, żal wyrzucać.
OdpowiedzUsuńMama dostała od Mikołaja pierwszą część, więc pewnie kiedyś po "Cukiernię..." sięgnę. Chociażby po o, żeby zobaczyć o co tyle zamieszania w sieci:)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym własną ręką i nogą. Czy to rodzaj złodziejstwa?
OdpowiedzUsuńBazyl, ale się czepiasz;) Mnie bardzo podobało się takie wyidealizowane społeczeństwo. Inaczej niż w rzeczywistości. Dosyć się tego naoglądam na co dzień, więc chociaż w książce.
OdpowiedzUsuń