Kristina Ohlsson jest Szwedką oraz policyjnym analitykiem, który postanowił opowiedzieć o trudach swej pracy w postaci, która ponoć Skandynawom wychodzi najlepiej, czyli kryminału. Żeby być w zgodzie z tamtejszą, świecką tradycją, jej książka, czyli “Niechciane”, jest pierwszą z cyklu przygód Frederiki Bergman. Cóż, dla jednych pierwszą, dla innych, w tym dla mnie, ostatnią. Panie mdleją, panowie klną, bo przecież tyle pozytywnych opinii, a ten tu … Już tłumaczę.
Wiem, że jak mowa o kryminałach z dalekiej Północy trudno obejść się bez zwrotów: “pogłębiona charakterystyka postaci”, “mocno zarysowane tło społeczne” i tym podobnych kalek, które pozwalają nam powiedzieć, że nie tylko o rzezanie kolejnych ludzików w tych książkach chodzi. I wszystko to super i bomba, bo przecież fajnie, jak pod płaszczykiem historii mrożącej krew w żyłach (czcza rozrywka), dowiemy się, niejako mimochodem, że “a w Szwecji nie lubią murzynów” (wiedza nabyta). Tyle tylko, że ja to widzę w ten sposób, że autor zachowuje złoty środek między ilością wyrwanych serc czy zjedzonych wątróbek, a opisami systemu socjalnego w danym kraju czy, jak w przypadku Ohlsson, walki wykształconej kobiety o swoje miejsce w pracy pełnej facetów - troglodytów. Autorce “Niechcianych” ta sztuka się nie udała i teza przysłoniła dramat jakim jest śmierć dzieci oraz samą zagadkę kryminalną.
Cóż bowiem z tego, że szaleniec porywa kolejne ofiary i zostawia je martwe i nagie z umieszczonym na czole napisem “niechciane”, skoro najważniejsze jest że:
a) szef czepia się Frederiki, bo jej zachowanie wydaje mu się dziwne, bo jak to tak, żeby dorosła baba nie miała męża, ale miała dyplom uniwersytecki;
b) współpracownik rywalizuje z Frederiką i, oczywiście czepia się jej, bo jej zach... itd.
c) Frederika …
Ech, szkoda pisać. Dodam tylko, że nie wiem jak ktoś mógł zrobić z tej trójki specjalny wydział, bo tak uchyniętych współpracowników, to naprawdę ze świecą szukać. I nie chodzi mi o to, że nie roztrzaskali sprawy jak w amerykańskich thrillerach, gdzie superdetektyw pobiera próbkę powietrza z miejsca zbrodni i po śladowej pozostałości zapachu pierda przestępcy namierza go w spektakularnym finale. Nie. Po prostu cała trójka tak bardzo działała mi na nerwy swą nieporadnością i dziecinnymi rozgrywkami między sobą, że cały czas miałem ochotę wpaść tam, do tej ich pakamery na komendzie i prać po łbach ile wlezie. Frederikę oczywiście różą. I z tego miejsca chcę im powiedzieć parafrazując klasyka Lindę: “Nie chce mi się z wami spotykać!”. Gadać zresztą też nie.
Wiem, że jak mowa o kryminałach z dalekiej Północy trudno obejść się bez zwrotów: “pogłębiona charakterystyka postaci”, “mocno zarysowane tło społeczne” i tym podobnych kalek, które pozwalają nam powiedzieć, że nie tylko o rzezanie kolejnych ludzików w tych książkach chodzi. I wszystko to super i bomba, bo przecież fajnie, jak pod płaszczykiem historii mrożącej krew w żyłach (czcza rozrywka), dowiemy się, niejako mimochodem, że “a w Szwecji nie lubią murzynów” (wiedza nabyta). Tyle tylko, że ja to widzę w ten sposób, że autor zachowuje złoty środek między ilością wyrwanych serc czy zjedzonych wątróbek, a opisami systemu socjalnego w danym kraju czy, jak w przypadku Ohlsson, walki wykształconej kobiety o swoje miejsce w pracy pełnej facetów - troglodytów. Autorce “Niechcianych” ta sztuka się nie udała i teza przysłoniła dramat jakim jest śmierć dzieci oraz samą zagadkę kryminalną.
Cóż bowiem z tego, że szaleniec porywa kolejne ofiary i zostawia je martwe i nagie z umieszczonym na czole napisem “niechciane”, skoro najważniejsze jest że:
a) szef czepia się Frederiki, bo jej zachowanie wydaje mu się dziwne, bo jak to tak, żeby dorosła baba nie miała męża, ale miała dyplom uniwersytecki;
b) współpracownik rywalizuje z Frederiką i, oczywiście czepia się jej, bo jej zach... itd.
c) Frederika …
Ech, szkoda pisać. Dodam tylko, że nie wiem jak ktoś mógł zrobić z tej trójki specjalny wydział, bo tak uchyniętych współpracowników, to naprawdę ze świecą szukać. I nie chodzi mi o to, że nie roztrzaskali sprawy jak w amerykańskich thrillerach, gdzie superdetektyw pobiera próbkę powietrza z miejsca zbrodni i po śladowej pozostałości zapachu pierda przestępcy namierza go w spektakularnym finale. Nie. Po prostu cała trójka tak bardzo działała mi na nerwy swą nieporadnością i dziecinnymi rozgrywkami między sobą, że cały czas miałem ochotę wpaść tam, do tej ich pakamery na komendzie i prać po łbach ile wlezie. Frederikę oczywiście różą. I z tego miejsca chcę im powiedzieć parafrazując klasyka Lindę: “Nie chce mi się z wami spotykać!”. Gadać zresztą też nie.
Skandynawski kryminał jest nagi?? Ojej, zaraz polecą kamienie, schowaj się pod stół:P Jak to dobrze, że ja się trzymam Mankella i nie robię skoków na boki, bo pewnie też by mnie po ścianach nosiło:)
OdpowiedzUsuńzacofany..
OdpowiedzUsuńChyba nie "skandynawski kryminał jest nagi", a "TEN skandynawski kryminał jest nagi" :)
A kamieniami rzucać nie będę, bo za mało czytałam takich kryminałów, żeby się wypowiadać generalnie o ich poziomie. Do tego celność u mnie kiepska, a u Bazyla dzieci małe się kręcą :)
@Viv: z różnych stron głosy krytyczne dochodzą:) A dzieci to o tej porze spać powinny, a nie pod gradem kamieni biegać:P
OdpowiedzUsuńzacofany...
OdpowiedzUsuńCzy Ty mnie właśnie namawiasz, żeby celność na Bazylu ćwiczyć? ;)
Ups... Bazyl, przepraszam za komentarze, które nic nie wnoszą do tekstu nt. książki. Obiecuję poprawę :)
OdpowiedzUsuń@Viv: ja namawiam? Skądże, podgrzewam tylko dyskusję:)
OdpowiedzUsuńUWAGA, MOŻLIWE SPOILERY!!!
OdpowiedzUsuńWyskoczy człowiek z dziećmi na basen i z kumplem na dwa bro i proszę. A mówią, że tylko rolnik nic nie robi, a mu rośnie :)
viv Zapomniałem dodać, że komentarze jajcarsko - dryfujące są jak najbardziej dozwolone :)
zacofany.w.lekturze To nie to, że jest nagi. Po prostu wkurza mnie kiedy sięgam po kryminał, a tu nagle dostaję historię o pannie co to z dziadkiem sypiała i dziecko mieć chciała, o gościu co to nie może sobie poradzić z depresją poporodową małżonki i ciupcia koleżankę z tyrki, o szefie co to Kinder, Küche, Kirche. I tak dalej i w tę mańkę. Nie przeczę, rzeczy ważne, ale od tego jest powieść obyczajowa.
PS. Mankell tam umiał wypośrodkować :D
@Bazyl: ja Cię doskonale rozumiem:) Dlatego trzymam się Mankella, bo co wpadnę na jakąś recenzję skandynawskiego kryminału, to narzekania: flaków za dużo, a za mało o opiece społecznej. Za mało krwi, za dużo o biciu emigrantów. A dzieci, znaczy, już zdrowe, skoro mogą się moczyć w basenie?:)
OdpowiedzUsuńPS. Co to jest "koleżanka z tyrki"??? Jakaś skandynawska perwersja?
OdpowiedzUsuńBazyl
OdpowiedzUsuńOdetchnęłam z ulgą ;)
Zacofany
A tyrka to nie praca? No przynajmniej tam, gdzie się tyra :)
@Viv: myślisz? No proszę, czytanie blogów kształci:D
OdpowiedzUsuńZacofany
OdpowiedzUsuńJa to wiem :) Wczoraj się u Mary dokształciłam i już znam słówko, którego w pracy nie użyję, w domu przy dziecku starszym, co to już chodzi i wszystko wszystkim powtarza - tym bardziej, ale ja je znam :)
Musi Mary nieuważnie czytałem, bo mi umknęło:P
OdpowiedzUsuńAlbo co dla mnie było nowinką, Ty znasz od dawna. Taka opcja jest nawet bardzo prawdopodobna, więc przyjmijmy, że to nie brak uwagi, a większe życiowe doświadczenie itede. :)
OdpowiedzUsuńI co? Nikt kamieniami nie rzuca? Bazyl to dobry cel, że tak zareklamuję. Wysoki z niego chłopak, więc szanse na trafienie spore. A po dwóch piwkach pewnie na uniki nie ma ochoty. Kto pierwszy rzuci kamieniem? ;)
Wszyscy się przejęli Twoją uwagą o dzieciach i boją się w maleństwa trafić:P
OdpowiedzUsuńzacofany.w.lekturze Ja na razie oddaję się fantasy, która była mnie ominęła w pacholęctwie. I jest mi z tym dobrze. Do Skandynawów i ich kryminałów wrócę, bo na przykład Nesbo mi się podoba (pewnie dlatego, że Hole lubi się schlać jak świnia, co mnie już nie uchodzi, więc sobie choć poczytam). Tyrka, jak słusznie zauważyła viv, to praca, której się nie lubi. Chłopaki już zdrowe, a spojrzenia ludzi na basenie, którzy pewnie sądzą, że przypalam ich fajkami, bezcenne :) Szczególnie Szymek jest cętkowany jak gepard.
OdpowiedzUsuńviv Nikt nie rzuca, bo nikomu normalnemu nie chce się czytać tych wypocin. Tak, tak, wiem co zasugerowałem :P
@Bazyl: jeśli jeszcze miałeś błędne spojrzenie po lekturze tego kryminału, to współpływacze mogli Cię posądzać o dowolne okrucieństwa wobec dzieci:P Dobrze, że Cię nikt nie utopił w ramach linczu:) A za to, jakie masz zdanie o swoich czytelnikach, będziesz przez miesiąc zamieszczał wyłącznie pochlebne komentarze na Płaszczu:PP
OdpowiedzUsuńzacofany.w.lekturze Pierwsze kroki w ramach pozytywnego komentowania uczynione. Tylko nie wiem, skąd ta kara? Wariat jest wariat, a szaraczki nudne są w swej normalności. Tylko co dziś jest normą?? :D
OdpowiedzUsuń@Bazyl: to taki pretekst, żeby wymóc na Tobie większą aktywność. Uwielbiamy Twoje komentarze:) I Cię czytać też, ale nie powinienem może tego pisać:P
OdpowiedzUsuńNo właśnie, otoczony powszechną adoracją Bazyl wie, że może sobie na dużo pozwolić względem wiernych czytelników ;)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście mam ten komfort niebywały, że jako blondynka zawsze mogę udać, że nie załapałam - i tylko tyle mi pozostało, bo zrozumieć i nie zareagować nie wypada, karać dwa razy za to samo nie wolno, a za bardzo lubię tu przychodzić, żeby fochy strzelać i przestać zaglądać :)
O matko, jakie przepychanki mnie tu ominęły! :) I dobrze, bo kamienie leciały...
OdpowiedzUsuńA o przedmiotowej książce (i patrzcie się teraz na mnie z podziwem, bo piszę na temat książki!), to mam wrażenie, że wydano ją tylko i jedynie na fali szaleństwa skandynawskich kryminałów, Mankell już cały wydany, Larsson już nic nowego nie napisze, to wydawnictwa chwytają za cokolwiek, co ma autora ze skandynawsko brzmiącym nazwiskiem.
Agnes To nie jest tak, że to dno. Tylko ja po prostu nie lubię jak mnie tak wali autor tezą w łeb. I tak kształtuje postacie, żeby czasem czytelnik nie przeoczył o co kaman. Tu - hiperambitny glina + fatalny ojciec i mąż, faworyzowany przez zwierzchnika tradycjonalistę kosztem oferującej niestandardowe myślenie, wykształconej kobiety. Jak tak wygląda praca skandynawskiej policji, to pewne rzeczy przestają dziwić.
OdpowiedzUsuń