Przybyłem, przeczytałem i … roześmiałem się radośnie, bo choć nie da się ukryć, że prawie czterdziestolatek odbiera tę książkę zupełnie inaczej niż rówieśnik głównych bohaterów (powiedzmy 10-latek), to jednak nie zmieniło się aż tak wiele.
“Kaktusy …”, to książka o wojnie widzianej oczyma grupy urwisów, mieszkańców domu usytuowanego przy jednej z zamojskich ulic. Dzidek Cent, Bysiek Stawski, Milka i jej brat Jędrek Szelest, spędzają wakacje 1939 roku bawiąc się w Indian, tłukąc z ekipami z innych ulic i próbując poradzić sobie z andrusem i psotnikiem z sąsiedztwa - Jaśkiem od Pawła. Niestety, nadchodzi 1 września ...
Eee, sztywna ta notka mi wychodzi jakby mi kto kij w... portki wsadził! A przecież, mimo całej okupacyjnej grozy, mimo atmosfery ciągłego zagrożenia, widoku śmierci i kolejnych niemieckich okrucieństw, których świadkami są dzieci, to książka pełna humoru i żywa jak srebro, do którego czasem porównujemy niesfornych małolatów. Bo jak tu się nie uśmiać z Polci Kapelusik, która wali z pierwszego piętra doniczką prosto w łeb volksdeutscha Pacurka? Jak nie dopingować Kaktusów, kiedy wycinają szwabom kolejne numery nie zważając na własne bezpieczeństwo? Jak nie przyklasnąć Jaśkowi, który z młodego - gniewnego półanalfabety, przeistacza się w wykształconego, małoletniego patriotę. Nie da się i nie dało ćwierć wieku temu, podczas pierwszej lektury.
Dzisiejsza młodzież powie pewnie: “Nudy!”, bo to i wampirów nie ma, a choćby i tak spektakularnych wybuchów jak te z opisywanego niedawno “Jutra”. Co to, teczkę Niemcowi ukradli albo budkę wartowniczą przestawili? Phi, też mi! Ja zaś uważam, że warto zwrócić na ten staroć uwagę, bo lektura ta, to świetna lekcja przyjaźni, historii i patriotyzmu. I choć można kręcić nosem, że dziś się tak dla młodzieży nie pisze, a przygody ekipy z Zielonej trącą, w dobie wirtualnych zabaw i organizowania dziecku czasu (hippika, karate, balet etc.), myszką, to ja zachęcam do lektury. Niech dzieciaki zobaczą, że kiedyś wystarczyło parę leszczynowych kijów, latarka wyproszona od ojca i dwa wiadra rozbuchanej wyobraźni, żeby przeżyć jedne z najlepszych przygód dzieciństwa. A że przy okazji młodzi czytelnicy poznają ciemne strony II wojny światowej? Tym lepiej. Dla mnie - bomba!
“Kaktusy …”, to książka o wojnie widzianej oczyma grupy urwisów, mieszkańców domu usytuowanego przy jednej z zamojskich ulic. Dzidek Cent, Bysiek Stawski, Milka i jej brat Jędrek Szelest, spędzają wakacje 1939 roku bawiąc się w Indian, tłukąc z ekipami z innych ulic i próbując poradzić sobie z andrusem i psotnikiem z sąsiedztwa - Jaśkiem od Pawła. Niestety, nadchodzi 1 września ...
Eee, sztywna ta notka mi wychodzi jakby mi kto kij w... portki wsadził! A przecież, mimo całej okupacyjnej grozy, mimo atmosfery ciągłego zagrożenia, widoku śmierci i kolejnych niemieckich okrucieństw, których świadkami są dzieci, to książka pełna humoru i żywa jak srebro, do którego czasem porównujemy niesfornych małolatów. Bo jak tu się nie uśmiać z Polci Kapelusik, która wali z pierwszego piętra doniczką prosto w łeb volksdeutscha Pacurka? Jak nie dopingować Kaktusów, kiedy wycinają szwabom kolejne numery nie zważając na własne bezpieczeństwo? Jak nie przyklasnąć Jaśkowi, który z młodego - gniewnego półanalfabety, przeistacza się w wykształconego, małoletniego patriotę. Nie da się i nie dało ćwierć wieku temu, podczas pierwszej lektury.
Dzisiejsza młodzież powie pewnie: “Nudy!”, bo to i wampirów nie ma, a choćby i tak spektakularnych wybuchów jak te z opisywanego niedawno “Jutra”. Co to, teczkę Niemcowi ukradli albo budkę wartowniczą przestawili? Phi, też mi! Ja zaś uważam, że warto zwrócić na ten staroć uwagę, bo lektura ta, to świetna lekcja przyjaźni, historii i patriotyzmu. I choć można kręcić nosem, że dziś się tak dla młodzieży nie pisze, a przygody ekipy z Zielonej trącą, w dobie wirtualnych zabaw i organizowania dziecku czasu (hippika, karate, balet etc.), myszką, to ja zachęcam do lektury. Niech dzieciaki zobaczą, że kiedyś wystarczyło parę leszczynowych kijów, latarka wyproszona od ojca i dwa wiadra rozbuchanej wyobraźni, żeby przeżyć jedne z najlepszych przygód dzieciństwa. A że przy okazji młodzi czytelnicy poznają ciemne strony II wojny światowej? Tym lepiej. Dla mnie - bomba!
Czytałam i potwierdzam, że to świetna lektura, chociaż moje wrażenia były nieco inne. Bardziej niż wesołe przygody grupki urwisów zapamiętałam grozę wojny, która powoli zmienia niewinne podwórkowe żarty w gry śmiertelnie niebezpieczne. No i to zakończenie... Ale może mi się nieco zlewa z drugą częścią "Leśna szkoła strzelca Kaktusa" (którą też polecam). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPS. Aha! Już wiem. Zwątpiłam w pamięć i doczytałam w necie - ja pisałam w komentarzu o "Wielkiej wojnie z czarną flagą", która jest drugą częścią trylogii Zawady (pierwsza to "Kaktusy..."). A do dziś byłam przekonana, że jest pierwszą - dylogii. W takim razie polecam i "Wielką wojnę..." i "Leśną szkołę..." i niezmiennie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo ja niezmiennie polecam resztę, na czele z zupełnie już niewojennym "Panem Kalandrem":) Też ani jednego wampira:P
OdpowiedzUsuńNaprawdę stare lektury są wartościowe, mimo iż trącą myszką ;-) ale ja tam wolę myszki od wampirów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bazyl, już pomijam fakt, że Twój blog jest dla mnie skarbnicą literatury dziecięcej i dzięki Tobie wiem ,co swojej chrześnicy podrzucać, ale Twój sposób pisania! Chłopie, weź coś wydaj ! :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniałeś mi lekturę z lat młodości ... więćej takich czytałam i dlatego poszłam na studia historyczne :-)
OdpowiedzUsuńSwego czasu pisałam długi (zaaa długi :) tekst o lekturach różnych z dzieciństwa i właśnie w tamtym czasie ponownie przeczytałam "Kaktusy...", które u mnie na półce cichutko stoją, nie rzucają się w oczy. Zgadzam się, że książka jest naprawdę fajna, ale też nie jestem pewna czy do "dzisiejszej młodzieży" przemówi... Faktycznie, żadnych wampirów, jak to czytać? :)
OdpowiedzUsuńZawada jest warty polecania, obok wielu innych.
Pozdrawiam :)
lilybeth U mnie było tak, że z lektury dzieciństwa zostały mi w głowie echa dobrej zabawy Kaktusów, a zabrakło tejże wojennej grozy. Teraz to wszystko ładnie się uzupełniło, tworząc kompletny obraz. Wspomnieniówka bez rozczarowania :)
OdpowiedzUsuńzacofany.w.lekturze Resztę "Kaktusów ..." na razie muszę odesłać do lamusa na bliżej niesprecyzowane "później", ale za Kalandrem się rozejrzę :D
Agnesto Niestety w części przypadków widać na nich ząb czasu i już nie podobają się jak za pierwszym, och, ach, czytaniem w dzieciństwie.
Mag Wydać to ja mogę odgłos paszczą. Co innego pisanie pierdółek na bloga, a co innego żądanie za ich czytanie kasy, ale miło że ktoś chciałby to czytać :D
larysan, liritio Mam nadzieję na więcej takich podróży w czasie, tylko że nie wiem kiedy znajdę... czas??? :)
Wraz z moimi kolegami przeczytaliśmy wszystkie książki na temat Kaktusów i często o nich dyskutowaliśmy. To były naprawdę dobre książki dla młodzieży, pisane z humorem, prostym językiem. Ciekawy jestem, jakbym je odebrał obecnie, po ok. 45 latach?
OdpowiedzUsuń