Wiersze dla dzieci autorstwa Jana Brzechwy wydawane były i są, w najróżniejszych układach, kombinacjach i w przeogromnej różnorodności opraw ilustratorskich, i to zarówno tych strawnych estetycznie jak i nie. Ja mistrza Jana czytam z przyjemnością w każdej postaci (specjalnie nie piszę “czytam dzieciom”, bo zdarza się, że klapnę i miast samotrzeć, pochłaniam wierszyki sam), to jednak o wiele lepiej robi mi się to, gdy świetnym tekstom towarzyszy równie rewelacyjna grafika. I choć przyjaźń pana Jana i J.M. Szancera zaowocowała wydaniem na świat kultowej “Lokomotywy” czy zbiorku “Brzechwa dzieciom” ze ślicznymi ilustracjami tego ostatniego, to i tak najbardziej lubię “Androny” z niezapomnianymi grafikami Bohdana Butenki.
Dlaczego właśnie “Androny”? Też mi pytanie! Jak człowiek, który cały swój blog (swojego bloga?) zapełnił pierdółkami, pisaninką, andronami właśnie, człowiek który plecie je na co dzień, mógłby ich nie uwielbiać? No, nie da się. Tym bardziej, że zbiór zawiera również te mniej znane wiersze Mistrza, w tym ukochany, czytany mi przez Babcię w dzieciństwie i wywołujący salwy śmiechu “Nie pieprz Pietrze”.
Jest w wierszach Brzechwy jakaś lekkość, a czytelnik odnosi wrażenie, że facet miał przy ich pisaniu niezły ubaw i kupę zabawy. I on tą zabawą słowem, rymem, puentą, zaraża. Starego i młodego. Bez wyjątku. A gdzieś z boku wchodzi pan Bohdan i dokłada do pieca swoimi jajcarskimi rysunkami, które bawią na równi z tekstem. Ja wiem, że nawał komplementów w tak krótkim tekście może powodować wysypkę, ale ja o “Andronach” inaczej nie mogę. Dodam tylko, że po najbliższej wypłacie zamieniam egzemplarz biblioteczny na własny.
A na zakończenie mały tekst przybliżający genezę powstania tytułowego wierszyka:
“Zażyłe stosunki łączyły Janka z Janem Marcinem Szancerem. Z racji swojej współpracy dość często się widywali. (…) Obaj mieli podobny typ wyobraźni i ogromne poczucie humoru. Ileż wtedy padało dowcipów wynikających z sytuacji, ile znakomitych powiedzonek! (…) Starsi już bądź co bądź panowie zachowywali się jak dwaj rozbrykani chłopcy i po prostu pletli androny. Właśnie padło to słowo, kiedy Janek z szelmowskim uśmieszkiem zapytał:
– Powiedz mi, Marcin, czy ty wszystko potrafisz narysować?
Marcin zachichotał, a chichocik miał zabawny i niesłychanie zaraźliwy, ale dyplomatycznie zapytał: – A co masz na myśli?
– Narysuj mi androna.
Marcin na chwilę spoważniał, wybałuszył oczy, po czym rezolutnie oświadczył: – Ty najpierw napisz, a ja wtedy narysuję.
– Ba! – jęknął Janek. – Jak ja napiszę, to już każdy potrafi narysować.
I tak powstał wiersz Androny:
»Pan Marcin plecie androny.
Z czego plecie? Ano z łyka.
Taki andron upleciony
Jest podobny do koszyka...«
Istotnie, koszyk to już każdy potrafi narysować.”
Dlaczego właśnie “Androny”? Też mi pytanie! Jak człowiek, który cały swój blog (swojego bloga?) zapełnił pierdółkami, pisaninką, andronami właśnie, człowiek który plecie je na co dzień, mógłby ich nie uwielbiać? No, nie da się. Tym bardziej, że zbiór zawiera również te mniej znane wiersze Mistrza, w tym ukochany, czytany mi przez Babcię w dzieciństwie i wywołujący salwy śmiechu “Nie pieprz Pietrze”.
Jest w wierszach Brzechwy jakaś lekkość, a czytelnik odnosi wrażenie, że facet miał przy ich pisaniu niezły ubaw i kupę zabawy. I on tą zabawą słowem, rymem, puentą, zaraża. Starego i młodego. Bez wyjątku. A gdzieś z boku wchodzi pan Bohdan i dokłada do pieca swoimi jajcarskimi rysunkami, które bawią na równi z tekstem. Ja wiem, że nawał komplementów w tak krótkim tekście może powodować wysypkę, ale ja o “Andronach” inaczej nie mogę. Dodam tylko, że po najbliższej wypłacie zamieniam egzemplarz biblioteczny na własny.
A na zakończenie mały tekst przybliżający genezę powstania tytułowego wierszyka:
“Zażyłe stosunki łączyły Janka z Janem Marcinem Szancerem. Z racji swojej współpracy dość często się widywali. (…) Obaj mieli podobny typ wyobraźni i ogromne poczucie humoru. Ileż wtedy padało dowcipów wynikających z sytuacji, ile znakomitych powiedzonek! (…) Starsi już bądź co bądź panowie zachowywali się jak dwaj rozbrykani chłopcy i po prostu pletli androny. Właśnie padło to słowo, kiedy Janek z szelmowskim uśmieszkiem zapytał:
– Powiedz mi, Marcin, czy ty wszystko potrafisz narysować?
Marcin zachichotał, a chichocik miał zabawny i niesłychanie zaraźliwy, ale dyplomatycznie zapytał: – A co masz na myśli?
– Narysuj mi androna.
Marcin na chwilę spoważniał, wybałuszył oczy, po czym rezolutnie oświadczył: – Ty najpierw napisz, a ja wtedy narysuję.
– Ba! – jęknął Janek. – Jak ja napiszę, to już każdy potrafi narysować.
I tak powstał wiersz Androny:
»Pan Marcin plecie androny.
Z czego plecie? Ano z łyka.
Taki andron upleciony
Jest podobny do koszyka...«
Istotnie, koszyk to już każdy potrafi narysować.”
Miałam kiedyś to wydanie "Andronów", ale książka chyba została przekazana moim młodszym kuzynom :) I pamiętam, że uwielbiałam ilustracje Bohdana Butenki (do dzisiaj je lubię) - tak samo jak wiersze Brzechwy :)
OdpowiedzUsuń,,Androny'' nie czytałam, ale pamiętam , że swego czasu sporo sięgałam po twórczość Brzechwy, czas zatem odświeżyć pamięć.
OdpowiedzUsuńZawsze interesowała mnie geneza słówka "androny" i do dziś pamiętam, że kiedyś to nawet sprawdziłem. Ponoć pochodzi ono z greckiego, gdzie oznacza bodajże "zakamarek" czy "zaułek". Stąd stwierdzenie, że w zakamarkach naszej wyobraźni rodzą się właśnie "androny", czyli mało poważne bajania i bzdury :)
OdpowiedzUsuńA Butenko to uczeń mistrza Jana:))
OdpowiedzUsuńschizma Cieszyć się należy, że pan Bohdan pozostaje płodnym twórcą, bo co i rusz natykam się na nowe książki z jego pracami. Zresztą jak sam powiedział w wywiadzie dla "Życia na gorąco" (sic!): ""Nie wybieram się na emeryturę, w moim zawodzie to niemożliwe. Mam wiele planów, ale nigdy nie zdradzam, nad czym pracuję". Stu lat pracy życzę!
OdpowiedzUsuńcyrysia Jak to swego czasu? Z tego co się orientuję jesteś mamą maleństwa, a przecież Brzechwę można czytać już do brzuszka. Do dzieła! :D
Tymoteusz Kot Ten zaułek to z łaciny. Przynajmniej wg TEGO :)
CwP Przyznaję bez bicia - zapomniałem. Pewnie przez to, że uczeń stylowo odciął się od swego mistrza bardzo. Ale przez moją zwykłą sklerozę :D
O proszę! Dzwoniło mi dobrze, tylko nie w tym kościele :)
OdpowiedzUsuńNo, to ja wolę jednak Szancera, jeśli chodzi o ilustracje. A Brzechwa to dzieciom.
OdpowiedzUsuń:P
Ja też należę do grona osób, które miały to wydanie "Andronów", pewnie wciąż jest gdzieś w jakimś pudle czy szafie. Z wielkim sentymentem wspominam te wierszyki, są rewelacyjne :)
OdpowiedzUsuń