środa, 21 września 2011

"Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci" Aneta Górnicka - Boratyńska

Ponieważ “Androny” Jana Brzechwy w graficznej oprawie pana Butenki cieszyły się wśród chłopów powodzeniem, postanowiłem pójść za ciosem i zgarnąłem z bibliotecznej półki “Zielone pomarańcze czyli PRL dla dzieci”, wielkoformatową książkę,  ilustrowaną przez pana Bohdana właśnie. Oczywiście nie zrobiłem tego tylko dla specyficznej kreski artysty. Jakie więc były pozostałe powody? Po pierwsze, jak duża część dzisiejszych prawie czterdziestolatków, mam wielki sentyment do czasów moich: dzieciństwa i młodości, przypadających na ostatnie lata komunizmu w Polsce*. Po drugie, chciałem żeby progenitura poznała obraz ojca w kusych majtasach, bo nieodłączne przy czytaniu tej pozycji wydawały mi się pytania w stylu: “A ty miałeś ..?”, “A ty robiłeś …” (i rzeczywiście tak było). Po trzecie, miałem w głowie obraz gimnazjalisty, który na moje dictum o samotnym occie na sklepowych półkach odrzekł, że niemożliwym jest, jakoby w całym Tesco był jeno ocet. Chcąc zatem uniknąć ewentualnej, lekcyjnej fopy ze strony moich pociech, uświadomić je jak to drzewiej bywało i równocześnie oddać się wspomnieniom otworzyłem wydaną przez Agencję Edytorką Ezop, książkę Anety Górnickiej-Boratyńskiej.
“Zielone …” to podstawowe, bo przeznaczone dla, no, powiedzmy, najmarniej zerówkowicza, kompendium na temat życia w latach 70’ i 80’ ubiegłego wieku. To książka pełna starych fotografii i słów wytrychów, które u mojego pokolenia wywołują natychmiastowy odruch wspomnieniowy**. Wiecie: grundig, lista Trójki, relaksy, kartki, wyrób czekoladopodobny, Frania, Pewex, trabant, sofiksy, saturatory, masło z darów... O! Już się zaczęło! I teraz nie wiem, czy większą radość sprawiła mnie, czy też Bartkowi (bo Szymon jednak nie okazał się dobrym targetem), który przy okazji lektury dowiedział się o ojcowskim Wigry 3 i o tym jak babcia rozebrała bramkę na wiejskim boisku (nie pytajcie). Bo “Zielone …” to zaledwie przycisk “Start” do wspólnej podróży w czasy, kiedy nosiliście przysłowiową koszulinę w zębach i nuciliście “Boys”, a reszta wypłynie z Was sama. Polecam!

* Upraszam o wzięcie pod uwagę, że wpis dotyczy książeczki dla dzieci i nie komentowanie w stylu: "Gdzie ci się człowieku komunizm skończył?!".
** Na potwierdzenie moich słów, Siłacz walnie pięścią w stół! No dobra, spójrzcie na ilość komentarzy pod TYM wpisem.

13 komentarzy:

  1. Coś idealnie dla mnie, to się nazywa jedność pokoleniowa:D Jeśli chodzi o wycieczki do raju dzieciństwa, polecam Bartka Koziczyńskiego "333 popkulturowe rzeczy PRL" - od gumy Donald do Załogi G, której ponoć nie było wiadomej niedzieli wraz z Telerankiem:P

    OdpowiedzUsuń
  2. ZWL Tylko, że tak jak wspominam, to jest starter pack, acz bardzo skuteczny. Wystarczyło, że wspomniałem o książce przy jakiejś nasiadówce typu "wódeczka i sałatki" i już mieliśmy ze znajomymi godzinkę z głowy. A "A pamiętacie ...?" fruwały tak, że mało żyrandola nie strąciły :) W "Zielonych ..." Donalda i brak Teleranka odnotowano. Ja uzupełniłem o gumy Turbo i Lazer oraz opowieść o batonie z darów, którego racjonowałem chyba z tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gumy Turbo były niesmaczne, za to nalepkami z Alfem miałem wyklejony segregator:) Nie przeszkadza mi, że to zestaw startowy, moje dziecko co prawda na razie w ogóle reaguje zdziwieniem, że tata chodził do szkoły, ale to się pewnie niedługo zmieni i będzie jak znalazł:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A propos tytułu, to skojarzył mi się on z rozmową, jaką onegdaj odbyłem z pewnym zaprzyjaźnionym Kubańczykiem. Otóż mówiłem mu, że w czasach komunizmu mieliśmy niekiedy w Polsce dostęp do kubańskich pomarańczy. A on na to ze zgorszeniem: no to teraz już wiem, gdzie w tamtych latach były nasze pomarańcze, bo mi ich wcale nie mieliśmy!

    Twoja notka oczywiście też od razu wywołała we mnie odruch wspomnieniowy, choć obecnie sentyment dzieciństwa kultywuję już tylko w odniesieniu do nieśmiertelnej Listy Przebojów Trójki jako jej "zasuszony" słuchacz.

    Pozdrawiam serdecznie!

    PS. Skąd wiedziałeś, że nuciłem "Boys" ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Znaczy Kubańczycy mieli tak z pomarańczami, jak my z szynką konserwową i węglem:)

    OdpowiedzUsuń
  6. muszę się rozejrzeć, by Starszej przybliżyć czasy PRL-u; jakoś nigdy o tym nie gadaliśmy w domu, więc córa żyje w błogiej nieświadomości, myśląc, że zawsze było, jak jest. Pojawiają się od czasu do czasu informacje o braku komputera, komórki czy innych dzisiejszych gadżetów oraz o ubraniach, które przywoził dziadek z niemieckich wystawek, co było szczęściem ogromnym, bo takie tam perełki można było znaleźć (miałam to szczęście, że mój tato był kierowcą Tira, większość czasu spędzał za granicą i często w domu pojawiały się różności; w sumie to z perspektywy czasu nieobecność ojca taka fajna nie była i zaowocowała tym, że na męża poza domem i w rozjazdach w życiu bym się nie zgodziła, ale z perspektywy kilkunastolatki inaczej to wyglądało);
    alem się rozpisała:)

    widzę, że czytasz Szklany zamek" - czekam na opinię, bo czytałam i...zobaczę, co napiszesz:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Musiałam sprawdzić co to są sofiksy i nie znam gum Lazer! Pamiętam za to balonówki z Bolkiem i Lolkiem, oranżadki w proszki zlizywane prosto z dłoni, chińskie gumki, które próbowaliśmy nadgryzać bo pachniały tak słodko:)
    Sama wszczepiałam znajomość PRL-u za pomocą Misia, Alternatyw i O7 zgłoś się. Zdjęcia i pamiętniki okazały się przy tym bardzo pomocne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzeczywiście- książeczka przyczynkiem do wspomnień, choć ja to z czasów po "przerwie w emisji Teleranka", że tak to ujmę.
    Gum Lazer nie kojarzę, Turbo - no ba!
    Na wypowiedż o "Szklanym..." czekam i ja (czytaliśmy to na DKK ze 3 lata temu, ale pamiętam swoje wrażenia)

    OdpowiedzUsuń
  9. ZWL U mnie za rok starszy zostanie pierwszakiem, więc powoli przygotowuję się na pytania o moje lata szkolne. Przygotowuję się też na ataki w stylu: "A ty jakie miałeś świadectwo? Pokaż!", ale odpór mogę dać tylko na poziomie podstawówki :)
    Tymoteusz Kot Ja sentymentu nie kultywuję, on się we mnie pleni jak perz. A "Boys" uruchamiało w głowie cały ciąg obrazów i dlatego pewnie nucili głównie chłopcy :P
    kultur-alnie My z mamą nie mieliśmy zagranicznego wspomagania. Pamiętam jednak zazdrość, która towarzyszyła oglądaniu rzeczy tych, których rodzice "jeździli". Teraz zwisają mi czyjeś plejstejszyny, ale wówczas mógłbym pogryźć za "zbieracza jajek" :D
    C(w)P Sofiksów nie znałaś? Takie PRLowskie najki :P A gumy Lazer, to były takie same niedobrastwa jak turbo, tylko zamiast historyjek z autami miały w środku obrazki ze sprzętem wojskowym. Czołgi, okręty, samoloty i takie tam. Podjarka dla małolata :)
    Agnesto Ze "Szklanym zamkiem" jest tak, że ja już kończę, ale muszę poczekać na współtowarzyszy. Potem burza mózgów, której wynik będę musiał transmutować w tekst. Słowem - może zejść :D

    OdpowiedzUsuń
  10. @Bazyl: nasze poszło w tym roku i dziwiło się wspomnieniom rodziców podczas kupowania wyprawki:) Szczególnie skajowe tornistry ją zaciekawiły:P

    OdpowiedzUsuń
  11. ZWL A nie było opowieści o górach makulatury i współzawodnictwie kto więcej papierzysk przytarga? I o tym, że książki się dostawało, a nie kupowało. I o rosyjskim, którego ponoć się nie lubiło, a ja tam lubiłem. :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Makulatura dziecku nie dziwna, czynnie segregujemy odpady:)Do rosyjskiego nie doszliśmy jeszcze, ale to kwestia czasu:P

    OdpowiedzUsuń
  13. Bazyl, skąd Ty bierzesz takie książki? :))) A swoją drogą- uwielbiam Ciebie czytać :)

    OdpowiedzUsuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."