... zdolnościami lingwistycznymi. Szczególnie łącząc języki. Bo to wiadomo, że co w jednym z nich ładnym jest, w drugim już niekoniecznie. Przekonała się o tym polska firma, produkująca na anglojęzyczny rynek napoje gazowane "Fart" i przekonałem się o tym ja [J], prowadząc z Kitkiem [K] następujący dialog:
[J] - To co robimy wieczorem?
[J] - To co robimy wieczorem?
[K] - Nie wiem. A co proponujesz?
[J] - Może spróbujemy tego łajna z Biedronki?
[J] - Może spróbujemy tego łajna z Biedronki?
Kurtyna.
PS. Mam nadzieję, że wkrótce będzie bardziej merytorycznie, a mniej zapchajdziurowo :D
:)))Oj tak, szczególnie w języku lengłidż można zaliczyć wiele spektakularnych wpadek:))) Z drugiej strony, mój znajomy z UK zapytał mnie kiedys o co chodzi z tym robieniem wiatru na piętrach w biurowcu. Okazało się, że chodziło o prozaiczny napis "DO WIND".:)
OdpowiedzUsuńhahaha :D Biedronka rządzi, chociaż Farta (jeszcze) nie piłam. :)
OdpowiedzUsuńHa, Chmielewska pisała kiedyś o "szopie z łajnem" ("wine shop"). :)
OdpowiedzUsuńA mnie się skojarzyło (zabiją mnie kiedyś te skojarzenia), że Capek w "Listach z podróży" też o tym pisał i specjalnie dla Ciebie odkopałam:
"Żegnając tym uśmiechem międzynarodowy grunt kongresu, chciałbym zauważyć, że zazwyczaj mylnie tłumaczy się babilońskie pomieszanie języków. Pomieszanie języków nie następuje na skutek tego, że każdy mówi w innym języku, lecz wskutek tego, że każdy mówi kilkoma różnymi językami naraz. Dopóki człowiek mówi w swoim własnym języku, choćby robił to tylko sam do siebie, nie ma, powiadam, żadnego pomieszania; ale jeśli zacznie mówić na przykład, nawet o tym nie wiedząc: Yes, mijnheer, ce soir it is schrecklich horko, dopiero wtedy dojrzał do tego skomplikowanego stanu lingwistycznego, o którym wzmiankuje Biblia, opisując pierwszy kongres międzynarodowy, odbywający się z okazji uroczystego rozpoczęcia budowy wieży Babel" [str. 302]
:D
Dialog przedni :) Łajna z Biedronki polecam. Zwłaszcza takie z białą etykietką i fioletową kropką na niej. Właśnie mąż otwiera - Wasze zdrowie :)
OdpowiedzUsuńNie mam żadnych zdolności lingwistycznych, bo dopiero po komentarzach zorientowałem się, o co chodziło:(( Wstyd wstyd:P
OdpowiedzUsuńCwP Otóż to! Lengłidż! Zauważyłem, że jestem hipokrytą językowym. Wkurzają mnie obce wtręty, ale sam niejednokrotnie ich, w mowie i piśmie, używam. Wstyd!
OdpowiedzUsuńHiliko Ta historia z "Fartem", to jakieś stare dzieje.
Ysabell Zaraziłaś mnie tymi skojarzeniami. Skutek być może wkrótce na łamach bloga :)
grendella Ja próbowałem (trochę na siłę bo słodkich nie było), wrócić do jedynie słusznych - wytrwanych. Udało się średnio, bo jak bardzo bym się nie próbował snobować, to i tak prawda zawsze wyjdzie na wierzch: tatuś lubi słodkie :D
ZWL E tam wstyd. Jam jednojęzyczny, a próbuję udawać światowca. I to jest wstyd :)
OdpowiedzUsuńJa mawiała moja ciotka: Wstyd to kraść i dać się złapać:))
OdpowiedzUsuńGdzieś na południu (Kraków czy cuś) jest taki hotel Fart i ponoć Anglicy robią sobie przed nim zdjęcia ;))
OdpowiedzUsuńBazylu, trzymam Cię za słowo z tymi łamami. :)
OdpowiedzUsuńOd razu przypomniała mi się afera z sokami Dick Black, malowniczo opisana przez Bikonta. :)
OdpowiedzUsuńHaha, uśmiałam się na głos, uwielbiam takie językowe "wpadki" :) Oczywiście jak chce sobie jakąś przypomnieć, to nic nie przychodzi do głowy, przypomną się w najgłupszym momencie. Dzięki za rozbawienie :)
OdpowiedzUsuń