wtorek, 11 września 2012

"Taniec ze smokami" George R. R. Martin

 Bałem się powrotu do Westeros, oj, bałem. Z jednej strony świadomość, że jak przeczytam “Taniec …”, to na kolejną część znów przyjdzie czekać długo albo nawet diabliwiedząile, z drugiej Kitek, który po raz kolejny wszedł w świat stworzony przez Martina jak do przymierzalni w Orsayu i tyle go, na dłuuuugie godziny, widzieli. Jedyne znaki życia, to pomrukiwane w moim kierunku: “No, nie!”, “Ale jak to …!!!” i “Ach, żebyś wiedział!”. A ja, do ciężkiego kokluszu, wiedzieć chciałem, więc nie pozostało mi nic innego jak oddać się lekturze.
I znów to samo początkowe wrażenie nieznajomości who is who co przy poprzednich tomach, bo to i ludzi, i wątków multum. Z każdą przeczytaną stroną było jednak lepiej, a ja czułem się jak wujek z Ameryki, który przyjechał po 30 latach odwiedzić rodzinę w kraju i choć na początku nie rozróżniał dzieci rodzeństwa, to po dwóch dniach swobodnie rzucał imionami. Przypomniałem sobie w jakich sytuacjach zostawiłem bohaterów. Odżyły dawne sympatie i antypatie. I wkręciłem się w ten brudny, brutalny, pełen intryg, seksu i krwi świat, w którym z niekłamaną przyjemnością spędziłem już ładny szmat czasu. Było to o tyle miłe, że w pierwszym tomie pojawiają się potraktowane wcześniej po macoszemu postacie (m. in. mój ulubiony Karzeł), a w drugim autor popycha całą rzecz naprzód (odrobinę, ale jednak).
W tym momencie mógłbym w zasadzie skopiować peany na cześć poprzednich tomów. Że łohoho i łehehe, panie kochany, normalnie cuda na kiju i sam mniód i orzeszki. Mógłbym, bo po części jest to prawda i “Taniec …” czyta się z przyjemnością, ale … No właśnie, jest “ale” i to nawet kilka, i nimi właśnie chciałbym się zająć. Jeśli więc Martina czcicie bałwochwalczo, opuśćcie dalszą część wpisu, albowiem będę mu wytykał. Kolejność wytykania jest zupełnie przypadkowa i nie jest uporządkowana od przypadków, moim zdaniem, najbardziej nagannych. A więc do dzieła!
Drażniły mnie w “Tańcu …” liczne powtórzenia. Wyglądało na to, że autorowi wpadło do głowy coś co warto by zapisać, a jednocześnie wyleciał z niej fakt, że przecież już to zrobił. Przykładem niech będzie Selmy do znudzenia ględzący, jak to gladiatorzy za cholerę nie nadają się na bodyguardów. Po kolejnej powtórce przestraszyłem się nawet, że może to starcza demencja, bo rycerz swoje lata ma, ale to chyba jednak nie to.
Dla tych, którzy pamiętają z “Uczty dla wron” wkurzający “brzuszek”, autor w “Tańcu …” przygotował nową, kardiologiczną, jednostkę czasu, czyli “uderzenie serca”. I tak ją polubił, że wszystko zamiera, przyśpiesza, ogólnie, dzieje się, w przedziale od jednego do kilku tychże.
Nie zrezygnował też Martin z niepotrzebnego dla, bądź co bądź, zaawansowanego w opisywanym świecie czytelnika, wymieniania litanii nazwisk z przynależnymi im herbami, strojami i innymi duperelami, o których mam już niejakie pojęcie, bo w końcu mieszkam w Siedmiu Królestwach od paru tysięcy stron i trochę wiedzy o miejscu akcji mam. Omiatałem wzrokiem.
Mógłbym jeszcze posmęcić o niezręcznościach językowych i zgrzytach, które przypisuję tłumaczeniu (np. co to jest “ogień sygnalny”?), ale konkluzja będzie taka sama, jak przy poprzednich tomach - po co? Czyta się to świetnie i choć momentami ogień pod kotłem napędzającym całą tę maszynerię wygasał, a ja zżymałem się na znane już autorskie chwyty, to jednak ciekawość “co dalej?” wcale nie zmalała. I tylko martwimy się ze znajomymi zarażonymi martinizmem, jak do ciężkiego ciężarka uda się kreatorowi świata Westeros związać to wszystko w całość bez wyprodukowania kolejnych fęfnastu tomów cyklu?

30 komentarzy:

  1. A ja utknęłam na tomie trzecim i coś nie mogę wrócić. Nie, że mi się nie podoba, bo w zasadzie w pełni podzielam Twoje zachwyty (z uwagami zbliżonymi do tych powyżej), ale to jednak a) grube jest i ile innych książek można w tym czasie przeczytać, zwłaszcza że na jednym tomie nie kończysz; b) ilość trupów w przeliczeniu na strony wymaga ode mnie dłuższych przerw; zwłaszcza gdy chodzi o trupy dziecięce...
    A poza tym: patrz Twoje zdanie drugie. Myślisz, że zanim ukaże się część kolejna, to będziesz jeszcze cokolwiek pamiętał? A ja w tym tempie, może pomału dociągnę do premiery następnego tomu:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętał pewnie będę niewiele (i jest to wersja optymistyczna), ale otuchą napawa mnie fakt, że po pierwszych 100 stronach miałem już wszystko, mniej więcej, poukładane. Ja z takim rozkładaniem w czasie dotarłem do "Tańca ..." właśnie i choć chciałbym Cię pocieszyć, niestety również i tu ilość trupów nie maleje. I naiwnie wierzę, że z kolejną częścią "Pieśni ..." zejdzie Martinowi krócej niż Ewie Białołęckiej z kontynuacją przygód Kamyka, bo te niestety przed "Czasem złych baśni", będę zmuszony powtórzyć w całości. Pod warunkiem, że mi się zechce :)

      Usuń
    2. W to, że ilość trupów mogłaby zmaleć nie uwierzyłabym, choćbyś mnie gorąco zapewniał; nie u tego autora, nie w tej historii.
      W Białołęcką szczęśliwie się nie wciągnęłam, ale w Grzędowicza i jego "Pana lodowego ogrodu" owszem. Jak już wyda ten czwarty tom, to na pewno będę musiała ponownie przeczytać pierwsze trzy (i chyba będzie mi się chciało). Z Martinem natomiast to jest chyba tak, że z uwagi na wielość wątków nie ma szans, by wszystko pamiętać dłużej niż miesiąc, dwa po lekturze danego tomu. Niestety.

      Usuń
    3. Ja to chyba w ogóle zrezygnuję z cyklów, które są jeszcze w pisaniu. Czekanie, to nie na moje nerwy. I pamięć :)
      PS. Ja z kolei Grzędowicza nie tykałem :)

      Usuń
  2. Też nie mam pojęcia, jak on te wszystkie wątki pozwija ;) Zauważam podobne mankamenty, co Ty, a jednak po prostu MUSZĘ wiedzieć, co będzie dalej. A tymczasem, możemy sobie posłuchać piosenki: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=j7lp3RhzfgI :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzależnienie jest straszne i nie ma zmiłuj. To samo miałem z "Lost". Niby wiedziałem, że zakończenie mnie nie zadowoli (ale żeby aż tak dać doopy!), ale maniakalnie pochłaniałem kolejne odcinki.
      Czy piosenka jest w wersji z lyrics, bo ja nie słuchaty, ale trochę czytaty, jeśli chodzi o wyspiarski slang :)

      Usuń
    2. A to w takim razie proszę wersja z lyrics. Będziesz sobie mógł posłuchac wersji audio i przeczytać, o czym Panowie nucą :)
      http://www.paulandstorm.com/lyrics/write-like-the-wind-george-r-r-martin/

      Usuń
    3. Duuużo lepiej. To You’re not going to get any younger, you know (...), to troszkę pojechanie po bandzie, ale w końcu jakżeż prawdziwe. Już ZWL zwrócił poniżej uwagę na śmiertelność autora i co może z jego zejścia przed dokończeniem sagi wyniknąć :D

      Usuń
    4. Ano dokładnie! Mnie ta piosenka niezmiernie bawi cały czas ;) A natknęłam się na nią tuż po tym jak skończyłam czytać "Taniec ze smokami".

      Usuń
    5. Aaa, i również, obawiam się, że podobnie jak w przypadku "Losta" (tak samo jak Ty zareagowałam na zakończenie!) nie da się wszystkich zadowolić. I takie mam wrażenie, że ten bohater, co tam na koniec umarł, to jednak nie wszystek umarł ;)

      Usuń
    6. Myślisz, że będzie jak w "Modzie na sukces", w której pewna pani doktor wkurzała moją Mamę dokonując bodajże trzech zmartwychwstań :P

      Usuń
    7. haha, no wiesz, tam już się trochę plącze takich nie do końca żywych, i nie do końca martwych ;). Chociaż to zakończenie psuje trochę koncepcję, którą wraz z siostrą wymyśliłyśmy odnośnie tego, jak to się skończy ;)

      Usuń
    8. Tak sobie czytam tę rozmowę i stwierdzam, że siedzicie w mojej głowie.
      Ten co umarł, nie umarł, bo zaburza to właśnie naszą koncepcję a do tego ja tego nie zniosę. Niech sobie zmartwychwstaje, ile tylko chce.

      Usuń
    9. Ja to mam tylko jedną prośbę - nie uśmiercać Karła. Tak się ostatnio nawet zastanawiałem, czy nie jest tak jak w przypadku "Cienia wiatru" przeczytanego dla osoby Fermina, że czytam "Pieśń ..." tylko dla ciętego w gębie Lannistera. Ale to chyba jednak bardziej złożony problem :)

      Usuń
    10. Według naszej misternej koncepcji (którą już trochę zapomniałam ;)) Karzeł żyje do samego końca :)

      Usuń
  3. Heh, pewnie Martin nie ma pojęcia jak to wszystko pozwija, liczy, że weźmie czytelników na przetrzymanie i albo oni zejdą, albo on. W tym drugim wypadku liczni spadkobiercy będą dopisywać kolejne tomy na dużym luzie:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z notatek albo i bez nich. I będziemy mieć: "Preludium do Westeros", "Legendy Westeros", "Bohaterowie Westeros", "Wielkie rody Westeros". Kurczę, skąd ja to znam :P

      Usuń
    2. George R. R. Martin, please write, and write faster
      You’re not going to get any younger, you know ;)

      Usuń
  4. Ja tam chwilami miałam z tą książką duże problemy, chociaż nie mówię, podobała mi się. Tylko, jak na moją kobiecą główkę, informacji za dużo jak sam zauważyłeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zauważam może nie tyle nadmiar informacji, co nadmiar zbędnych ozdobników/powtórzeń, bez których zaawansowany w świecie przedstawionym czytelnik (bo taki chyba czyta "Taniec ...") spokojnie by się obył. A jakby dobrze przyciął, to może i jeden tom, miast dwóch by z tego wyszedł. Ale to nie leży w interesie ;)

      Usuń
  5. Jakie ja mam zaległości :) też wrócę do tego świata. Ale przede mną więcej tomów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może, podobnie jak momarta, doczekasz premiery "The Winds of Winter" :)

      Usuń
  6. Przepadam za Martinem, zdobywam powolutku kolejne tomy i czytam. Wcale nie zapominam, co było wcześniej, to znaczy zapominam, oczywiście, ale sobie zapisuję na blogu, wystarczy potem przeczytać notkę i już. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :) Ja też pamiętam, może nie wszystkie szczegóły, ale główny rys na pewno :)

      Usuń
  7. Cześć!
    Jak miło przeczytać taki tekścik w oczekiwaniu na dowóz mebli! Akurat ja nie z tych, co książki tego typu czytają, znaczy się Martina nie tykałam, ale Twe wypowiedzi to łyżkami... Taka iskierka radosna w przytłaczającym świecie remontu, gdzie to i rusz jakieś komplikacje się dzieją...
    Pozdrawiam ciepło!
    Agnesto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po ostatnim malowaniu mieszkania zawalonego milionem gratów i dwoma milionami rzeczy do życia niezbędnych, stwierdzam, że każdy umilacz tych trudnych, remontowych chwil, jest na wagę złota. I cieszę się, że mogłem posłużyć za. Polecam się na przyszłość :D

      Usuń
  8. Wracam do kraju z 3 częściami upolowanymi w charity shop za 1,5 funta. Pachnące nowościa i bardzo obiecujące, tylko ciężkie jak sto diabłów:)) Na zimę jak znalazł:)
    Pilipiuk mnie wykończył - oczekiwanie na kolejną część Oka Jelenia doprowadzało mnie do rozpaczy, wyciągałam poprzednie tomy, przypominałam sobie jakieś detale...a i tak powinnam przeczytać całość od początku żeby faktycznie ocenić czy było warto czekac:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzią na ciężar może być czytnik (ach, ten bielutki paperwhite w nowym Kindlu), tylko że wtedy może być lipa z ceną. O ile wiem, nie ma jeszcze w Lądku Zdroju charity z używanymi ebookami :)
      Co do niedokończonych cyklów, chyba zacznę im mówić swoje stanowcze NIE! :)

      Usuń
  9. A tak o Tobie pomyślałyśmy :)
    http://2.asset.soup.io/asset/3761/8066_7514_593.jpeg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak dalej pójdzie, będę się musiał przez Was zapisać na jakiś kurs angielskiego :P A montażyk fajny :D

      Usuń

"Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników je zamieszczających. Prowadzący bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść tych opinii."