“Nawiedzony
dom”, to pierwsza część cyklu przygód dwojga uroczych przedstawicieli
tzw. młodszej młodzieży, czyli Janeczki i Pawełka Chabrowiczów oraz ich
wielce utalentowanego psa Chabra. To w tym właśnie tomie my zaczynamy
znajomość z nastoletnimi detektywami, a oni sami poznają nieziemskiego
czworonoga. Tyle tytułem drętwego zagajenia.
Kiedy
kilkanaście..., no dobra, kilkadziesiąt lat temu, zaczytywałem się
perypetiami wyżej wymienionej dwójki z pewnością …, ba, skleroza zeżarła
pewność, ale, z dużą dozą prawdopodobieństwa, zazdrościłem rodzeństwu
przede wszystkim siebie nawzajem. I psa. I tej wielkiej chałupy z
tajemniczym strychem. Dziś zazdroszczę Chabrowiczom progenitury, która
co prawda wyprawia przenajdziksze hece, ale jest dobrze wychowana i
inteligentna jak diabli. No i psa. Bo pies ciągle robi wrażenie. A jako,
że punkt widzenia zmienia się wraz z procesem siwienia, to już
niekoniecznie podobają mi się tak bardzo: nocne (zresztą, dzienne też)
łażenie po dachu, straszenie starszych ludzi halloweenową dynią, darcie
portek na hakach i ogólne robienie starych w trąbę.
Fabuła
prosta, wydawałoby się, jak drut. Ot, przeprowadzka związana z
pozyskaniem przez ojca rodziny spadku, w postaci kamienicy, zmienia się w
jedną wielką komplikację. A to nie ma reduktorków potrzebnych do remontu przedwojennej
instalacji wod. kan., a to szpetna lokatorka nie chce opuścić jednego z
mieszkań, a to ktoś szura i wyprawia inne brewerie na zamkniętym od
czasu wojny strychu. A w tej całej kołomyi wydarzeń dwójka rezolutnych
niebożątek, które aż się palą do przeżycia przygody i, co oczywiste,
niejako przy okazji, pomocy ułomnym dorosłym. I to właśnie oni będą
motorem napędowym książki, a ich pomysły i wyskoki, które tak mi
imponowały przed ćwierć wiekiem, podnosić będą teraz moje rodzicielskie
ciśnienie i włosy na głowie.
“Nawiedzony
dom” to książka, która pozbawiona jest scen skutkujących tubalnym
rechotem czy tarzaniem się ze śmiechu po podłodze, ale niezaprzeczenie
zabawna humorem słownym i sytuacyjnym. Taka, no, jakby ją tu w jedno
słowo ująć? Miła? Niech będzie, bo właśnie tak, miło, spędziłem z
Chabrowiczętami czas. A ponieważ książki pani Joanny lepiej czytać, niż
czytać o nich, malusieńka próbka, która zaświadczy, że dzieci są
naprawdę wyrobione życiowo i która być może zwabi Was do tajemniczej
kamienicy.
“Osobnik odsłonił na moment teren swojej działalności i wówczas okazało się, że skrobie po lakierze na drzwiach. Wyskrobał połowę litery „D” i właśnie ją wykańczał.
- Chuligan - zawyrokowała Janeczka.
Osobnik skrobał dalej, aż wreszcie wyszło mu to „D”. Trochę nieforemne, ale za to wielkie.
- Iiii tam - mruknął Pawełek z odcieniem wzgardliwego zniechęcenia wobec tak mało pomysłowego wandala. - Wiadomo, co pisze...
- Wcale nie - zaprotestowała Janeczka, żywo zainteresowana. - Zobacz, to wcale nie jest „u”.”
- Chuligan - zawyrokowała Janeczka.
Osobnik skrobał dalej, aż wreszcie wyszło mu to „D”. Trochę nieforemne, ale za to wielkie.
- Iiii tam - mruknął Pawełek z odcieniem wzgardliwego zniechęcenia wobec tak mało pomysłowego wandala. - Wiadomo, co pisze...
- Wcale nie - zaprotestowała Janeczka, żywo zainteresowana. - Zobacz, to wcale nie jest „u”.”
Strych, strych! To było coś, co mnie najbardziej zachwycało. Moja babcia też posiadała takowy, ale kuda mu do strychu Chabrowiczów!
OdpowiedzUsuńAż tak źle z tą zmianą perspektywy czytelniczej? Pamiętaj, nie wszystko stracone, jeszcze parę latek naszym dzieciom brakuje do wieku Janeczki i Pawełka, może da się ich choć trochę unieszkodliwić? Nie mówiąc o dobrym wychowaniu:)
Ja się bałem ciemności i choć strych w domu, w którym mieszkałem z Mamą, był, to jednak bez takiego backupu jaki miał Pawełek w postaci Janeczki, nie eksplorowałem.
UsuńA perspektywa? Lektura "Nawiedzonego domu" przypomniała mi o dręczącej mnie kwestii wolności. Myślałem, że to zmiana punktu widzenia, ale nie, z książki Chmielewskiej niezbicie wynika, że kiedyś dzieciarnia cieszyła się większą swobodą. Dziś ta rodzicielska smycz jest krótsza. Ot, ciągle się waham wysyłając siedmiolatka samotnie po drobne zakupy :P
Mam wrażenie, że coś kręcisz:P Z posta zrozumiałam, że wolność, swoboda i dzikie pomysły progenitury napełniają Cię aktualnie przerażeniem, a teraz takie rozrzewnienie nad zagubioną wolnością i swobodą?
UsuńAle skoro już o tym, to ja siedmiolatka nie wysyłam jeszcze nigdzie. Na swoje usprawiedliwienie mam bardzo ruchliwą ulicę, która dzieli go od najbliższego sklepu...
Myślę, że jestem typowym przykładem psa ogrodnika oraz postaci ilustrującej porzekadło o zapominalskim wole. Sam korzystając z tej wolności, którą tak mile wspominam, nie chcę jej dać swoim chłopakom. Nie mieści mi się w głowie, że mogliby robić rzeczy które ja sam robiłem w ich wieku. Oczywiście mam na to setkę argumentów: świat poszedł naprzód itd. :) Nie ma tu żadnego kręcenia. To po prostu dualizm odczuć :D
UsuńNiestety, widać tu jak na dłoni, że jeśli się było grzeczną dziewczynką, to nigdy się nie zrozumie, co tkwiło w duszy niegrzecznych chłopczyków:))
UsuńWracając do meritum wpisu, mam wrażenie, że w większości opisanych w "Nawiedzonym .." sytuacji, to jednak Janeczka była w tej parze spiritusem movensem, burząc mit, że to te diabły wcielone, chłopaczyska, planują wszystkie wywrotowe akcje :)
UsuńPS. Grzeczna dziewczynka? Ta, aha, jaha! :)
I znów jest na Ewę, że to ona, niedobra, to jabłko, temu biednemu Adamowi...
UsuńA grzeczna byłam i koniec. Kokardy były? Były. Tarcza "wzorowy uczeń" była? Była. Jeszcze jakieś pytania?
Ja w językach nie kształcony, ale jak to się nazywało w tych sensacyjnych filmach klasy C... A, już wiem, cover :P
UsuńNie wyłeś jak dynia ziała ogniem? Nie wyłeś przy scenie buntowania babci? Nie wyłeś przy tekście o wyrzucaniu tatusia na śmietnik? Źle z Tobą, kolego, źle:)) Ale pomyśleć, że wypuszczano nas kiedyś z domu i jakoś przeżyliśmy, a awantury były dopiero za spóźnienie od dwóch godzin w górę:)
OdpowiedzUsuńAno jakoś nie. Raczej chichotałem potępieńczo i z uśmieszkiem kiwałem głową nad co lepszymi kawałkami. A z babcią niepomiernie ubawił mnie tekst:
OdpowiedzUsuńBabcia spojrzała na niego z wyraźną naganą.
- Zdaje się, że uczycie mnie kłamać? - oburzyła się.
- W tym wieku powinnaś już sama umieć - stwierdziła zimno Janeczka.
I tu właśnie chichichi miast buahahaha :P
Też piękny fragment:)) To jest jeden z tych tomów Chmielewskiej, przy których lubiłem sobie powyć ze śmiechu, dawno nie robiłem powtórki i może czar prysł:P
UsuńAle co Ty?! Że nie buahahałem, to już od razy czar prysł. Proszę mi tu bez histerii! Czar jest i ma się nadspodziewanie dobrze :D
UsuńU Ciebie mogło w ogóle czaru nie być, a u mnie mógł prysnąć, ot co:P A nie mam czasu na powtórkę i sprawdzanie:)
UsuńZaczytywałam się Chmielewską właśnie jako dzieciuch, a ta książka, o to była the best :) Zazdrościłam im strychu i tego, że jeszcze mieli co odkrywać! Teraz sobie uświadomiłam, że czytałam to -dziesiąt lat temu!
OdpowiedzUsuńChmielewska do moich ulubionych autorów dzieciństwa nie należała, ale pamiętam kilka spotkań, w tym "Nawiedzony ..." i chyba "Wielkie zasługi". Tematu lat -dziesięciu nie ciągnę, bo się zrobią wspominki wapniaków. Jak zwykle w takich razach :D
UsuńWspomnienia wapniaków są najfajniejsze:P
UsuńJa lubiłam te powieści z Tereską i Okrętką.
UsuńDziewczyny już u mnie gościły :)
UsuńJeśli chodzi o Janeczkę i Pawełka to jakoś najmniej bawiły mnie "Skarby", natomiast "Nawiedzony dom" kojarzy mi się nader wesoło:)
OdpowiedzUsuńEch to były czasy...
No, jakie te czasy, jakie? :)
UsuńTo rzeczywiscie było dawno, druga połowa ubiegłego wieku, wczesny Gierek. Nie ukrywam jednak, że wolałam odlotowe akcje innego duetu, Tereski i Okrętki.
OdpowiedzUsuńJa zacząłem przygodę z "dorosłą" Chmielewską dość późno i może dlatego moje ulubione pochodzą z tej grupy. A te dla młodszych, to człowiek czytał nawet nie wiedząc, że to TA Chmielewska :)
UsuńMuszę przyznać rację przedmówcom, że coś z szanownym Kolegą nie tak;) Bo ja jak czytałam dziecku niedawno "Nawiedzony dom" to musiałam robić dłuższe przerwy, bo mi łzy z oczu leciały ze śmiechu;) Przy straszeniu mordą upiora, przy wyrzucaniu taty na śmietnik, i przy rozgryzaniu tajemnic maszyny do tortur;) A w "Skarbach" równie gwałtowną reakcję miałam w scenie prawie końcowej, gdy matka opowiada rodzinie, co też jej dzieci potrafią załatwić;) W sumie najmniej mnie bawiły "Wielkie zasługi". Ja w ogóle Tereskę i Okrętkę jak najbardziej na tak, ale to Janeczka i Pawełek są moją największą miłością;) Aczkolwiek muszę przyznać, że jak tak czytam jako posiadaczka progenitury zdecydowanie gorzej wychowanej o tym, jak to młodzi Chabrowiczowie wzdragają się przed najmniejszym kłamstwem, to mi się robi jakoś źle;)
OdpowiedzUsuńWidać z wiekiem człek staje się coraz mniej rozrywkowy :P Ale chociaż końcowe wnioski nam się pokrywają :)
UsuńUwielbiam, przepadam i kocham. Janeczkę. Pawełka też. I Tereskę i Okrętkę. Teraz się tak publicznie przyznałam, wezmą mnie za pedofilkę jakąś, o matko. No trudno.
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko wyciągnę starannie zakopane wspomnienie z lat, kiedy to książkę czytałam po raz pierwszy, czyli, jak to (hehe) napisał Charlie: "wtedy gdy słońce było bogiem, a ludzie zakładali diplodokom chomąta i orali nimi pola gigantycznych skrzypów" - strasznie, ale to strasznie chciałam wiedzieć, jak wyglądają reduktorki. Nie wiedziałam, no.
Reduktorki? A to nie są redaktorki zredukowane do korektorek? Czy tam na odwrót :P
UsuńA wpis o nowym nobliście może będzie?
OdpowiedzUsuńhttp://www.portalmaturzysty.pl/aktualnosci/od-mao-do-buddy-literacki-nobel-2012,1049,1.html
Na żadnym zaprzyjaźnionym blogu literackim nic o nim nie widze, a "chiński realizm magiczny" brzmi apetycznie, przynajmniej w moich uszach fanki Marqueza :-)
Nie pasjonuję się nagrodami literackimi, a samego autora nie znam, więc cóż mógłbym o nim napisać? Co za tym idzie - nie będzie. Przynajmniej do czasu lektury którejś z jego książek. Tylko tu dylemat. Tytuły kuszą jak cholera, a "chiński realizm magiczny" równie mocno odstrasza :)
UsuńA może być o starym chińskim nobliście?
UsuńJeśli tak, to proszę:
http://mcagnes.blogspot.com/2009/07/gora-duszy-gao-xingjian.html
Jedna z niewielu książek, po przeczytaniu której, zaczęłam czytać od początku:)
OdpowiedzUsuńBardzo rzadkie u mnie zjawisko, dodatkowo zabijane w zarodku, bo przecież inne czekają. Ale kilka razy w czytelniczym życiu miałem na taką akcję ochotę :D
Usuń