Tak się jakoś dziwnie złożyło, że wynikiem udziału w akcji “Książka za książkę” na ubiegłorocznych TK w Krakowie, było pobranie przeze mnie i przez Kitka, z puli Publio, dwóch mocno rozrywkowych ebooków. Mnie zawdzięczaliśmy zrywanie boków przy “Dożywociu” Marty Kisiel, Kitkowi zaś pragnę w tym miejscu podziękować za wybór “Wiedźma.com.pl”, która to pozycja parę razy przyprawiła mnie o kolkę śmiechową. Jak widać naszą rękę prowadziło mzimu dobrego humoru.
Reszka. Panna z dzieckiem i pracą na zlecenie (redagowanie tekstów wszelakich, od porno z akcją w wesołym miasteczku, poczynając), mieszkająca kątem u rodziców. Miłośniczka Brassensa, netu, fajek, kawy, glanów oraz paru jeszcze innych rzeczy, niekoniecznie w tej kolejności. Właścicielka niewyparzonej gębusi i wewnętrznego cosia, który, czasem wbrew woli samej zainteresowanej, podpowiada co jadowitsze teksty, które, zupełnie bez cenzury, spływają z karminu jej ust i gorszą (w zależności od natężenia), bliższą i dalszą okolicę. Oczytana. W skrócie - babka, z którą chętnie pogadałbym o życiu, przy kieliszeczku czegoś mocniejszego, parę dłuższych chwil. I pal licho, że widzi duchy zmarłych. W końcu ludzie mają o wiele bardziej upierdliwe cechy.
Zatem +1 dla pani Ewy za stworzenie bohaterki, którą polubiłem i której wiernie sekundowałem w zmaganiach ze spadkiem po ciotecznej babce czy tam babecznej ciotce.
No właśnie, spadek. Kawał bardzo starego budownictwa położonego w miejscu, które w różnych rejonach Polski, różnie zwykło się określać. “Tam gdzie psy dupami szczekają” itd. i w tym guście. Rozumiecie? Przy czym zaznaczyć należy, że Czcinka (tak właśnie, proszę szanownego kółka purystów językowych, proszę nie regulować monitorów), to naprawdę dziura tak zabita dechami, że czas zatrzymał się tam jakoś zaraz po okupacji i nie chce wystartować. Do tego nawiedzona. Zarówno przez wojenne duchy jak i powojennych dresów. Co też tam, u diaska, może robić mieszczuch (mieszczuszka???) uzależniony od technologii?
Powiem Wam co. Może tam robić takie akcje, że czytelnikowi oko zbieleje, a nawisy (mężczyźni) i oponki (kobiety), wesoło będą falować wraz z kolejnymi wybuchami śmiechu. Właściciele kaloryferów niech zaś żałują, bo to bardzo przyjemne uczucie. Zresztą, pewnie zamiast czytać “Wiedźmę” wolą zrobić setkę “brzuszków”. Błąd! Powieść Ewy Białołęckiej jest lepsza dla mięśni brzucha niż wszelkie wibrujące pasy i godziny krwawej jatki na siłowni. To naturalny system redukcji tkanki tłuszczowej. Dwa teksty Reszki i już brzusio chodzi jak szalony.
Psychopatyczny zabójca i jego tajemnice, parająca się voodoo spadkodawczyni, duch żołnierza Waffen-SS, landrynkowej dziuni i dwójki małoletnich Żydów, tajemniczy sejf i jeszcze bardziej tajemniczy strych. No i żeby troszkę złagodzić to paranormalno - thrillerowate fiku miku, łagodnie pączkujący romansik.
Żeby nie przedłużać. Nie jest to Wielka Literatura. Ale w kategorii poprawiania nastroju lokuję “Wiedźmę” dość wysoko. Zżyłem się z Reszką, bo w sumie to równa babka, a i jej problemy są moimi problemami. Ciągły brak hajcu, ciągły brak czasu, a jak coś ma się spieprzyć, to oczywiście w najmniej odpowiednim momencie. Wartka akcja (co bardziej przewrażliwieni czytelnicy być może uznają ją za chwilami balansującą na krawędzi dobrego smaku) i dużo dobrych grepsów (cytatów nie będzie, bo musiałbym przepisać z pół ebooka), to w moich oczach główne atuty książki. No i bohaterka. Ale o tym już pisałem ...
Reszka. Panna z dzieckiem i pracą na zlecenie (redagowanie tekstów wszelakich, od porno z akcją w wesołym miasteczku, poczynając), mieszkająca kątem u rodziców. Miłośniczka Brassensa, netu, fajek, kawy, glanów oraz paru jeszcze innych rzeczy, niekoniecznie w tej kolejności. Właścicielka niewyparzonej gębusi i wewnętrznego cosia, który, czasem wbrew woli samej zainteresowanej, podpowiada co jadowitsze teksty, które, zupełnie bez cenzury, spływają z karminu jej ust i gorszą (w zależności od natężenia), bliższą i dalszą okolicę. Oczytana. W skrócie - babka, z którą chętnie pogadałbym o życiu, przy kieliszeczku czegoś mocniejszego, parę dłuższych chwil. I pal licho, że widzi duchy zmarłych. W końcu ludzie mają o wiele bardziej upierdliwe cechy.
Zatem +1 dla pani Ewy za stworzenie bohaterki, którą polubiłem i której wiernie sekundowałem w zmaganiach ze spadkiem po ciotecznej babce czy tam babecznej ciotce.
No właśnie, spadek. Kawał bardzo starego budownictwa położonego w miejscu, które w różnych rejonach Polski, różnie zwykło się określać. “Tam gdzie psy dupami szczekają” itd. i w tym guście. Rozumiecie? Przy czym zaznaczyć należy, że Czcinka (tak właśnie, proszę szanownego kółka purystów językowych, proszę nie regulować monitorów), to naprawdę dziura tak zabita dechami, że czas zatrzymał się tam jakoś zaraz po okupacji i nie chce wystartować. Do tego nawiedzona. Zarówno przez wojenne duchy jak i powojennych dresów. Co też tam, u diaska, może robić mieszczuch (mieszczuszka???) uzależniony od technologii?
Powiem Wam co. Może tam robić takie akcje, że czytelnikowi oko zbieleje, a nawisy (mężczyźni) i oponki (kobiety), wesoło będą falować wraz z kolejnymi wybuchami śmiechu. Właściciele kaloryferów niech zaś żałują, bo to bardzo przyjemne uczucie. Zresztą, pewnie zamiast czytać “Wiedźmę” wolą zrobić setkę “brzuszków”. Błąd! Powieść Ewy Białołęckiej jest lepsza dla mięśni brzucha niż wszelkie wibrujące pasy i godziny krwawej jatki na siłowni. To naturalny system redukcji tkanki tłuszczowej. Dwa teksty Reszki i już brzusio chodzi jak szalony.
Psychopatyczny zabójca i jego tajemnice, parająca się voodoo spadkodawczyni, duch żołnierza Waffen-SS, landrynkowej dziuni i dwójki małoletnich Żydów, tajemniczy sejf i jeszcze bardziej tajemniczy strych. No i żeby troszkę złagodzić to paranormalno - thrillerowate fiku miku, łagodnie pączkujący romansik.
Żeby nie przedłużać. Nie jest to Wielka Literatura. Ale w kategorii poprawiania nastroju lokuję “Wiedźmę” dość wysoko. Zżyłem się z Reszką, bo w sumie to równa babka, a i jej problemy są moimi problemami. Ciągły brak hajcu, ciągły brak czasu, a jak coś ma się spieprzyć, to oczywiście w najmniej odpowiednim momencie. Wartka akcja (co bardziej przewrażliwieni czytelnicy być może uznają ją za chwilami balansującą na krawędzi dobrego smaku) i dużo dobrych grepsów (cytatów nie będzie, bo musiałbym przepisać z pół ebooka), to w moich oczach główne atuty książki. No i bohaterka. Ale o tym już pisałem ...
Czytałam, podobało mi się, chętnie poczytałabym więcej.
OdpowiedzUsuńZa to "Dożywocia" jakoś dorwać nie mogę, a ochotę mam.
Pozdrawiam!
W sumie też poczytałbym więcej i mam szczerą nadzieję, że autorka ewentualną kontynuację napisze szybciej niż czwarty tom "Kronik Drugiego Kręgu" :P
UsuńPrzydałby mi się taki wibrujący pas w postaci Białołęckiej :P
OdpowiedzUsuńJa zajrzałem do Agnes i mam mocne przeświadczenie, że znalazłem coś, co znów wprawi mnie w wibrato chichato :D
UsuńNo i patrz pan, znów nam się gusta zbiegły!:))
OdpowiedzUsuńZnajomość z panią Białołęcką zawarłam w latach 90-tych od świeżo wydanego przez Supernową "Tkacza Iluzji", potem było opowiadanie z antologii "Trzynaście kotów", długa przerwa i "Wiedźma" (czytałam jakieś inne wydanie, ze zdecydowanie przyjemniejszą niż prezentowana przez Ciebie okładką).
Pewnym problemem jest to, że za wiele nie pamiętam (czytałam ze 3,4 lata temu), ale istota (w tym lokalizacja Czcinki)gdzieś w głowie pozostała. Zdecydowanie warto, w tym także z uwagi na wspólnotę gustów (Brassens!).
Ja dostępne tomy "Kronik Drugiego Kręgu" przeczytałem z prawdziwą przyjemnością i ciągle czekam (to już jakaś dekada) na kontynuację. Niestety "Czas ..." ciągle tylko w zapowiedziach :( Swoją drogą dziwne, że nie mogę znaleźć w zakamarkach kompa i sieci żadnych swoich wypocin na temat, a przecież lektura miała miejsce w czasach, kiedy coś tam zaczynałem skrobać :)
UsuńA "Wiedźma" fajna, ale skoro już poruszyłaś temat graficzny, to wypirzyłbym z niej ilustracje. Nie wiem, czy w Twoim wydaniu były, ale w czytanym przeze mnie niestety tak. Szybciutko naciskałem przycisk następnej strony w kindlu :)
A z Brassensa cytowana jest "Maja". Lubię :D
Ilustracji sobie nie przypominam, chyba więc nie było, bo raczej bym zapamiętała. ?Nie dziwię się Twoim ciągotom. Pani Blachura ma specyficzną kreskę, mi nie leży (ilustrowała to wydanie Pięciorga dzieci i ktosia, które czytaliśmy ze Starszym).
Usuń"Maja" specyficzna (nie pamiętam, że to akurat ona była cytowana, a tym bardziej nie pamiętam kontekstu), ale na razie powinnam powstrzymać się od słuchania, bowiem z kręgu licznych narzeczonych Starszego, to właśnie Maja wysforowała się na prowadzenie (wczoraj podczas wycieczki,na której byli, siedział z nią w autokarze i czule gładził po główce, albowiem tylko wtedy nie robiło jej się niedobrze! ratunku!).
Właśnie. "Mi nie leży", to główny wyznacznik moich szybkich klików, a przecież komuś ilustracje mogą się spodobać. W końcu okładki części serii "Ze strachem" Czarnego mają swoich zwolenników :)
UsuńZapisz sobie, żeby mu podrzucić w wieku słusznym. Ciekawe czy jeszcze będzie pamiętał i czy doceni dowcip matki :P
Odnośnie tych okładek (ale w sumie pani Blachury też), mogę odpowiedzieć tylko porzekadłem o każdej potworze, która podobno... Niech żyją długo i szczęśliwie, w takim razie!:P
UsuńNie wiem, czy aby na pewno powinnam podrzucać. I tak jestem najwredniejszą potencjalną teściową na świecie, więc może lepiej nie pogarszać sytuacji?
Ustalmy więc definitywnie, że ja nie chciałem widzieć Reszki taką jaką, zdała się pani Marcie, a jak kto inny chce, może jej ilustracje kontemplować :) A "Maja" może być niezłym środkiem odwetowym na tej zarazie, która ukradnie Ci ukochanego synka. Już widzę jak beztrosko rzucasz: "A pamiętasz Maję?", a potem pogwizdujesz pod nosem wiadomą melodię. :D
UsuńŚrodek odwetowy okaże się skuteczny zwłaszcza w sytuacji, gdy zaraza będzie miała na imię Krysia!:P Na razie jednak się wstrzymam, bo to wszak podobno niewinne dziecię, w kiedyś białej szacie (jak na razie cztery plamy nie do odprania) i o serduszku czystym...
UsuńWidzę, że wybrałaś opcję "hospodyni pomiłuj!" i słusznie. Bądź jak Scarlet albo jak liść nenufaru na niezmąconej tafli jeziora. Czy tam jeszcze coś innego, co sobie na tę okoliczność wyimaginujesz :D
UsuńDziś zdecydowanie jak Scarlett, bo zapomniałam drugiego śniadania i w miarę upływu kolejnych godzin moja talia powoli, acz konsekwentnie zmierza w stronę 17 cali!:PP
UsuńCzytałam z takimi samymi objawami;) Fajna ta Reszka, ale uważam, że jej tatunio to dopiero jest numer;)
OdpowiedzUsuńI podobnie jak przy "Dożywociu" - ja chcem kontynuację!!!
Tato, ale i mama również. Jej beznamiętne "O, szczur." mnie rozwaliło :) A z kontynuacją, to, jak pisałem wyżej, może być różniaście :(
UsuńSto lat temu już polecałam, do kompletu "Różę..." też polecam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, "Róża ..." :) Zapisano, bo fragment zacny. A że blisko cztery lata temu nie doczekałaś się odpowiedzi, to tu i teraz odpowiadam, chodziło mi o wymienione powyżej "Kroniki Drugiego Kręgu", czyli przygody Kamyka i spółki. Bazyl nierychliwy, ale ... :D
UsuńNo, wreszcie coś co i ja przeczytałam! Również mi się podobało :-)))
OdpowiedzUsuńSugerujesz, że czytuję rzeczy których nikt inny nie czyta? :P Pani Ewa ucieszyłaby się pewnie, wiedząc że kilku osobom "Wiedźma" poprawiła humor :D
UsuńEee tam, za daleko poszedłeś w interpretacji ;-)))
UsuńAle trochę racji w tym jest :) Ale ja to tak od Sasa do lasa, czyli od bestsellerku do ramoty kompletnej. I dobrze mi z tym :D
UsuńNie czytałam, ale po Twojej opinii z całą pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTradycyjnie w takich razach ostrzegam - ilu ludzi, tyle poczuć humoru :)
UsuńPamiętam ją sprzed lat ze znakomitego "Tkacza iluzji", czyżby już zrezygnowała z fantastyki? ;) Czytając twój opis obawiam się, czy autorka nie stworzyła czasem klona Lisbeth Salander...
OdpowiedzUsuńEee, nie. Lisbeth to zupełnie inna bajka. Reszka to normalna babka, żaden tam hakier, riserczer czy tam superwoman z innymi ficzer :D
UsuńChwała Bogu...
UsuńCzytałam jakiś czas temu i padałam ze śmiechu przy tym :)
OdpowiedzUsuńJa się przed padaniem musiałem bronić, bo czytałem po nocy i mógłbym dziatwę pobudzić. Ale czasem zdarzyło mi się zapomnieć i rechotałem jak jaka rzekotka :)
UsuńCzytam, jak doczytam to obwieszczę. Pewnie stanie się to po nocy. Jutro będą pytać sąsiedzi, co mnie tak ubawiło wieczorową porą. Brunet?
OdpowiedzUsuń